Rozdział 57

601 22 1
                                    


Tris
Rozmowa z Tobiasem poszła dość łatwo. Cztery powiadomił o wszystkim odpowiednie osoby, a ja dostałam zakaz opuszczania samemu kwatery nieustraszonych, na co i tak specjalnie nie miała ochoty. Zaczęły się bowiem testy w krajobrazie strachu. Wszyscy są przygnębieni i roztrzęsieni włącznie ze mną. Teraz gdy niezgodność nie jest już tajemnicą wynaleziono silniejsze serum i muszę przebrnąć przez swoje koszmary tak jak inni. Szło mi dość dobrze... aż do dziś. Pojawił się nowy strach.

***

Czuję jak moje płuca płoną żywym ogniem przez co jeszcze intensywniej uderzam w szybę. Szkło w końcu pęka pod naporem mojej pięści czemu towarzyszy ogromny huk. Szkło się rozpryskuje, a woda wylewa wraz ze mną. Łapczywie biorę głębokie wdechy i powoli opanowuję bicie rozszalałego serca. Uczucie tonięcia jeszcze nie minęło, a obraz już zaczyna się zmieniać. Zamieram czekając aż pojawi się kolejny koszmar. Jest jednak całkowicie ciemno przez co mam wrażenie zawieszenia w próżni.  Nastaje głucha cisza od której piszczy mi w uszach. Odruchowo chcę je zakryć dłońmi jednak nie mogę tego zrobić. Żaden centymetr mojego ciała nie chce mnie posłuchać i się poruszyć. Próbuję kilkakrotnie jednak to nic nie daje. Moje serce przyśpiesza ze zdenerwowania i wtedy uświadamiam sobie, że znów jestem w śpiączce.  Chcę krzyczeć jednak nie mogę. Na czole czuję małe kropelki potu spowodowane stresem. Coraz ciężej mi oddychać i jedyne co mogę robić to wsłuchiwać się się w szaleńcze bicie serca. I to właśnie robię. Uderzenia powoli zwalniają, a oddech unormowuje się. Mam ochotę położyć rękę na sercu i ku mojej uldze mogę to zrobić. Powracają też odgłosy i uświadamiam sobie, że to już rzeczywistość, a przynajmniej mam taką nadzieję. Uchylam powieki, a moje oczy atakuje rażące światło lampy. Próbuję wstać jednak nie mogę tego zrobić. Zanim zacznę panikować w zasięgu mojego wzroku pojawia się Tobias.
-Spokojnie. - Słyszę jego mrukliwy głos, a po chwili szczęk metalowej klamry. - Musiałem cię przypiąć bo za bardzo się rzucałaś. - Tłumaczy, podnosząc mnie do pozycji siedzącej.
Biorę głęboki oddech i zaciskam kilka razy pięści by odpędzić resztki koszmaru. Zauważam też że dłonie mam pokrwawione od zaciskania ich w pięści jednak to mnie nie dziwi.
-Wszystko w porządku?
-Tak. - odpowiadam wstając. Czuję potrzebę ruchu więc robię kilka kroków. - Jak mój czas?
-Dobry. - Odpowiada zdawkowo Tobias.
-Dobry jak u niezgodnego czy dobry normalnie? - dopytuję się.
-Dobry normalnie. - Tobias chwyta mnie pod rękę i wyprowadza z pomieszczenia. Biorę głęboki oddech czując lekki zawód.
-Posłuchaj Tris. - Tobias zatrzymuje mnie widząc wyraz mojej twarzy. - Nie masz czy m się przejmować. Poszło ci bardzo dobrze i przede wszystkim wydostałaś się. - Mówi.
Ja jednak czuję się dziwnie. Jakbym coś straciła. Swoją unikalność. Teraz jestem taka jak reszta - normalna. Potrząsam głową odganiając te myśli. To dobrze, że tak jest. Wszyscy są oceniani sprawiedliwie. Powtarzam sobie jednak w sercu nadal czuję kłucie.

***

Gdy się budzę od razu przygniata mnie świadomość, że dziś jest dzień odwiedzin. Wokół widzę pośpiesznie krzątających się i przygotowujących na przyjazd rodzin nowicjuszy. Zamiast zrobić to samo odwracam się do nich plecami i szczelniej okrywam sztywną kołdrą.
-Wstawaj ptaszku! - słyszę nad sobą znajomy głos.
-Już cię wypuścili? - zwracam się do Braiana, niechętnie siadając.
-Oczywiście! Przecież muszę się przywitać z moją rodzinką. - uśmiecha się szeroko przez co pojawiają cię dołeczki w jego policzkach. - I ty też.
Słysząc jego słowa robię wielkie oczy.
-Nie patrz się tak tylko się ubieraj. - Rzuca we mnie ubraniami, które ręcznie przechwytuję.
-Słyszałem, że trochę narozrabiałaś kiedy mnie trzymali w szpitalu jakbym był umierający.
-Nic nie narozrabiałam. - odburkuję ubierając się.
-Ok, jak chcesz. I tak się wszystkiego dowiem.
Gdy jestem już ubrana chłopak pociąga mnie w stronę jamy, aż nie mogę za nim nadążyć. Rozgląda się po tłumie ludzi wypatrując swoich rodziców. Także mimowolnie się rozglądam choć wiem, że mojej rodziny tu nie może być. Spoglądam na rozpromienione twarze matek, które witają swoje córki, ojców obejmujących synów...
W końcu Braian pociąga mnie w bliżej mi nieokreślonym kierunku. Przedzieramy się przez tłum aż w końcu widzę ich.
Staję przed moją rodziną. Nową rodziną. Najpierw rzucam się na szyję Christinie, następnie ściskam mojego brata, a na końcu wpadam w objęcia Tobiasa.
-Dziękuję. - szepczę mu do ucha i czuję jak w moich oczach wzbierają łzy. Mrugam oczami by je odpędzić i odsuwam się. Gdy spoglądam na stojące przede mną osoby nie mogę przestać się uśmiechać. Christina nie zmieniła się prawie wcale.
-Strasznie wyglądasz Tris. - Tak, w ogóle się nie zmieniła.
-Krajobraz strachu. - Wzruszam ramionami. - Wiesz... te ptaki i ćmy. - obie wybuchamy śmiechem, a reszta kieruje na nas niezrozumiałe spojrzenia. Trzymając się za bolący od śmiechu brzuch spoglądam na Caleba. Zmienił się od kiedy go ostatnio widziałam. W końcu minęło kilka lat więc nie powinnam się dziwić. Jego włosy są dłuższe, a kości policzkowe wyraźniejsze. Stoi niepewnie w otaczającym go tłumie nieustraszonych i często się rozgląda. Gdy zauważa, że mu się przyglądam obdarza mnie uśmiechem. Widzę jednak, że coś go trapi. To jednak nie jest odpowiedni czas na poważne tematy. Rozmowa jest luźna. Dowiaduję się, że Caleb ma własne laboratorium, a Christina pośredniczy w przeprowadzkach ludzi zza miasta do Chickago. W końcu jednak musimy się rozstać. Mój brat i przyjaciółka odchodzą, a ja od razu zostaję pociągnięta za rękę przez Braiana, który pojawił się nie wiadomo skąd.
-Tris to są moi rodzice. - Wskazuje na parę szeroko uśmiechającą się do mnie. Mężczyzna jest wysokim barczystym blondynem z ramionami pokrytymi tatuażami. Kobieta natomiast to smukła brunetka o zielonych oczach i miłym uśmiechu.
-Dzień dobry. - Witam się z nimi. Nie mogę powstrzymać jednak żalu wypełniającego moje serce z powodu braku rodziców. Nie jestem chyba najlepsza w ukrywaniu emocji bo chłopak proponuje:
-Może sprawdzimy jak tam u naszego inteligenta? - Patrzę we wskazane przez niego miejsce i przez chwilę miga mi uśmiechnięta twarz Artura. Kiwam głową i ruszam w tamtą stronę. Kątem oka widzę jak Braian żegna się z rodzicami i podąża za mną. W końcu docieram do byłego erudyty, który energicznie rozmawia z drobną blondynką. Gdy podchodzimy przerywają rozmowę i spoglądają w naszą stronę.
-Poznajcie moją siostrę Sylwię.

❤❤❤❤❤❤❤
Hej hej miśki. Na koniec tygodnia mam dla was rozdział. I powiem wam, że zamiast rozdziału powinnam pisać rozprawkę ale nienawidzę rozprawek. :)
Nie wiem czy już mówiłam ale zbliżamy się do końca i świąt i egzaminów gimnazjalnych.
Pa pa
Mam nadzieję, że rozdział się wmiare podobał. 💋

Niezgodna. Dalsze Losy // Zakończone ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz