Rozdział 55

579 28 5
                                    

Tris
Przerażona zrywam się na nogi. W jednej chwili w mojej głowie pojawiają się tysiące pytań. Skąd dobiegły strzały? Kto strzelał? Czy ktoś zginął? Kierowana instynktem ruszam w stronę złomowiska. Kto oprócz nas mógłby pałętać się w nocy po okolicy? Za sobą słyszałam ciche kroki Tobiasa. Pomimo zmęczenia nie zwalniałam mając przeczucie, że stało się coś złego. W końcu moim oczom ukazuje się grupa nieustraszonych. Stoją w kręgu kilka osób krzyczy, jednak nie dociera do mnie co. Przepycham się przez tłum i w końcu zauważam ofiarę całego zajścia. Na ziemi leży Braian. Częściowo pokryty jest niebieską farbą lecz na jego koszulce, na brzuchu jest ciemna plama, która powoli rośnie. Przed oczami pojawiają mi się ciała rodziców tak samo umierających. Ginących przeze mnie. Czy to też z mojego powodu? Czy będzie tak zawsze? Czy wszyscy będą umierać przeze mnie? Widzę Tobiasa uciskającego ranę postrzałową chłopaka i robiącego prowizoryczny opatrunek. Powinnam coś zrobić. Powinnam odsunąć od siebie emocje i pomóc tak jak zrobili by to moi rodzice - altruiści. Ja jednak po prostu stoję nie będąc w stanie się ruszyć. Mocny uścisk wyrywa mnie z odrętwienia. Spoglądam w bok i ze zdziwieniem spostrzegam Artura. Chłopak pociąga mnie za ramię, a ja dopiero teraz zauważam, że niosą Braiana na prowizorycznych noszach z jakiejś starej blachy. Dosyć szybko docieramy do szpitala, a chłopak zostaje przejęty przez profesjonalnych lekarzy. Teraz wszystko będzie dobrze. Wyleczą go. - Uspokajam sama siebie. Tobias pojawia się przede mną. Ręce i koszulke ma całe we krwi, jednak to mnie nie obchodzi. Wtulam się w niego jakby był moją tarczą, jakby mógł mnie obronić przed wszystkimi niebezpieczeństwami. Otacza mnie silnymi ramionami nie zważając na to, że wszyscy się o nas dowiedzą. Teraz to nie jest ważne.
-Wszystko będzie dobrze. - Szepcze mi uspokajająco do ucha. - Jest silny, wyjdzie z tego. 

***

o kwatery wracamy w ponurych nastrojach. Stan Braiana jest stabilny i według lekarzy za miesiąc powinien już stanąć na nogi. Jednak nadal nie mamy pojęcia kto był strzelcem i dlaczego to zrobił. Właściwie to ja chyba wiem dlaczego. Wszystko przez to, że był ze mną związany. Rozważam czy powiedzieć o tym Cztery. W końcu decyduję by zachować to dla siebie. Bez rzadnych dowodów to są tylko przypuszczenia, które mogą okazać się tylko moją paranoją. Z westchnieniem padam na twarde, niewygodne łóżko w sypialni nowicjuszy. Podnoszę się jednak gwałtownie gdy moja ręka w ciemności natrafia na kartkę papieru. Chwytam ją zrywając się na równe nogi i wychodzę na korytarz by ją obejrzeć. Drżącymi dłońmi rozkładam kartkę i moim oczom ukazują się pochyłe litery wypisane czarnym atrmentem.

Następna osoba nie będzie miała tyle szczęścia.
Do zobaczenia w domu jeśli chcesz to wszystko zakończyć.
Będę czekać tylko tej nocy. Masz być sama, albo kolejna osoba ucierpi.

Podskakuję z krzykiem, gdy ktoś łapie mnie za ramię, a moje serce rusza w szaleńczą pogoń. Na szczęście to tylko Artur.
-Co tu robisz? - Patrzy na mnie marszcząc brwi. - Matko! Tris! Przecież ty cała się trzęsiesz.
-Po prostu mnie wystraszyłeś - Odpowiadam próbując uspokoić rozedrgane ciało.
-Co to? - Nim zdąże mrugnąć kartka zostaje wydarta z moich rąk. Chłopak przesuwa wzrokiem po tekście i z każdym przeczytanym słowem blednie coraz bardziej.
-Od kogo to masz Tris? - pyta cicho, spoglądając mi przy tym w oczy.
-Nie wiem, leżało na moim łóżku. - odpowiadam zabierając nieszczęsną kartkę z jego rąk. - Myślę, że powinieneś iść spać. - próbuję go przekonać, jednak bez skutku.
-Oszalałaś? Przed chwilą ktoś ci groził Tris! - krzyczy. - Idziemy powiedzieć o tym Cztery. - mocno chwyta mnie za ramię i zaczyna ciągnąć ciemnym korytarzem.
-Nie! Nikomu o tym nie powiesz! - wyrywam ramię z silnego uścisku prawie pewna, że zostaną w tamtym miejscu siniaki.
-Ten ktoś chciał zabić Braiana!
-I właśnie dlatego nikt nie może o tym wiedzieć. Każdy kto o tym wie, wystawia się na cel.
-Ale coś musimy przecież zrobić. - próbuje mnie przekonać.
-Nie my, tylko ja. - odpowiadam stanowczo. - Ty najlepiej o wszystkim zapomnij.
-Zamierzasz tam iść?! Ty chyba do końca oszalałaś! To nie jest odwaga, to nawet nie poświęcenie, to po prostu głupota! - krzywię się słysząc jego słowa.
-Może to i prawda, ale czy znasz jakieś inne wyjście? - pytam smutno wiedząc, że ta misja może naprawdę być samobójcza.
-Napewno znajdziemy...
-Nie mamy na to czasu. - Przerywam mu. - Obiecaj, że nie powiesz o niczym Cztery.
-Ale...
-Obiecaj. - mówię twardym tonem.
-Obiecuję. - oddycham głęboko i staram się uśmiechnąć. - Postaraj się wrócić.
-Postaram się.

❤❤❤❤❤❤❤
A więc zdradze wam, że powoli zbliżamy się do końca. Chyba. Planuję jeszcze napisać 5 - 7 rozdziałów i epilog.

Niezgodna. Dalsze Losy // Zakończone ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz