Rozdział 64

430 20 1
                                    

Tris
Im wyżej wznosi się słońce tym większa ilość potu pokrywa moją skórę. Nie zwalniam jednak, nie mogę. Odczuwam już pierwsze objawy przegrzania, więc gdy dostrzegam zbliżający się do mnie ciemny punkt, mrugam, myśląc, że to tylko złudzenie. Jednak potem dociera do mnie warkot silnika i krzyk ludzi. Staję w miejscu i patrzę na zbliżający się pojazd. Jest to samochód terenowy. Pod grubą warstwą pyłu można dostrzec czarny lakier i zarysowania. Blacha w niektórych miejscach jest wgnieciona, jakby ktoś uderzał w nią kijem. Auto zatrzymuje się kilka metrów ode mnie i ze środka wysiadają uzbrojeni mężczyźni w takich samych kombinezonach, jak strażnicy z Instytutu.
-Ręce do góry! - dobiega mnie agresywny głos jednego z nich. Wykonuję powoli polecenie, nie chcąc dostać kulki.
-Przychodzę w pokojowych zamiarach - mówię głośno by mój głos do nich dotarł poprzez wycie wiatru - chcę tylko porozmawiać z Radą Wyższych! - nie wydają się tym zaskoczeni. Żaden z nich nawet nie drgnął. W końcu jeden z nich mówi coś do krótkofalówki i kiwa na mnie bym podeszła. Powoli opuszczam ręce nie do końca pewna czy mogę. Zatrzymuję się w odległości metra od nich, a jeden z nich rusza mnie przeszukać. Pozbawiona broni i noża wsiadam na tylne siedzenie samochodu. Po obu moich stronach siadają strażnicy i ruszamy przed siebie. Po jakiś piętnastu minutach przejeżdżamy przez dużą metalową bramę.
-Boicie się, że ktoś was zaatakuje? - pytam. Po co innego komuś brama pancerna.
-Ludzie z peryferii niezbyt nas lubią. - odpowiada strażnik po prawej.
-Niezbyt podoba im się idea eksperymentu. - odpowiada niechętnie drugi.
-Nie tylko im. - mówię do siebie.
-Oni mają inną opinię od was. - spoglądam na niego pytającym wzrokiem, a on wzdycha, chyba żałując, że dał się wciągnąć w tą rozmowę. - Uważają, że żyje się wam lepiej. Ludziom z eksperymentu.
Chcę zaprotestować, jednak on nie pozwala mi dojść do słowa.
-Zostaliście umieszczeni w bezpiecznym miejscu, dostaliście domy, nie brakuje wam jedzenia... - wymienia.
-A ty się z nimi zgadzasz. - Bardziej oznajmiam niż pytam. On ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza. Po prostu milczy.
Samochód zatrzymuje się przed dużym budynkiem zbudowanym ze szkła i metalu. Strażnicy wysiadają z pojazdu i zdejmują hełmy, które tutaj pewnie nie są już im potrzebne. Dopiero teraz zauważam, że są oni bliźniakami. Taka sama oliwkowa skóra, czarne, kręcone włosy i brązowe oczy. Gdy wysiadam chwytają mnie za ramiona i prowadzą do środka budynku. Nie przytrzymują mnie jednak bym nie uciekła, bardziej prowadzą. Idziemy krętymi, jasnymi korytarzami, aż w końcu zatrzymujemy się przed drzwiami z jasnego drewna. Strażnik z lewej strony puka do drzwi i po chwili wchodzi do środka.
-To ona. - słyszę jeszcze nim zdążę przekroczyć próg wraz z mym drugim towarzyszem.
Pomieszczenie do, którego wchodzę jest jasno oświetlone. Cała ściana przede mną jest przeszklona, jednak jestem pewna, że to szkło jest twarde jak beton. Reszta ścian jest w kolorze błękitu, a podłoga jest zrobiona z jasnego drewna. Jedyne co znajduje się w pokoju to duży okrągły stół zrobiony z ciemnego drewna i metalu, który wystrojem nie pasuje do tego pokoju. Wokół niego stoją proste krzesła, a na nich siedzą ludzie. Gdy wchodzę do pokoju wszyscy wstają, a ja aż czuję się onieśmielona. Spoglądam na wszystkie twarze. Młode, stare, czarne, białe... Niektórzy wyglądają, jak szaleni naukowcy dopiero co oderwani od swojej pracy, inni jak staruszkowie, którzy opowiadają bajki dzieciom. Niektórzy nie są starsi ode mnie i z błyskiem w oku uważnie się we mnie wpatrują, albo są pogrążeni w myślach.
-Witaj Tris. - odzywa się kobieta stojąca po przeciwnej stronie sali. Choć twarz ma młodą, to jej brązowe włosy są poprzetykane białymi pasemkami. - Usiądź z nami. - wskazuje na puste krzesło po swojej prawej stronie. Wszyscy wyglądają tak jakby się mnie spodziewali.
Waham się chwilę, ale w końcu siadam na wyznaczonym miejscu.
-Skoro jesteśmy już w komplecie... - zaczyna czarnoskóry mężczyzna jednak przerywam mu.
-Mój brat został przy wraku samolotu, na pustkowiu. - Skoro wiedzieli, gdzie mnie znaleźć, to pewnie wiedzą też o rozbiciu się samolotu.
-Zajmiemy się tym. - kobieta, która mnie powitała kiwa głową do stojących przy drzwiach strażników, a oni wychodzą.
-Możemy już zaczynać? - pyta zirytowany moim wtrąceniem mężczyzna, a ja kiwam głową, choć nie wiem czy to pytanie było skierowane do mnie.
-A więc, otwieram dziewięćset dziewięćdziesiąte pierwsze posiedzenie Rady Wyższej. - oznajmia uroczyście. Zaraz, o co tu chodzi.
-Jesteś pewnie trochę zdezorientowana Tris. - kiwam głową - Wychowałaś się w jednym z projektów, więc uważamy, że będziesz doskonałą zastępczynią Davida w naszej radzie. Bardzo cenimy twoje zdolności reagowania w trudnych sytuacjach i...
-Stop! - krzyczę i gwałtownie wstaję gdy powoli dociera do mnie sens jej słów. - Nie po to tu jestem. - mówię stanowczo, a na twarzach obecnych odmalowuje się zdziwienie.
-Jestem tutaj, by zapobiec zniszczeniu mojego domu. Przez was. - jeśli poprzednio byli zaskoczeni to teraz ich twarze wyrażają szok i niedowierzanie.
-Czy ty masz na myśli projekt Chicago? - pyta czarnowłosa dziewczyna siedząca po mojej prawej stronie.
-Nie pozwolę wam zniszczyć tego miasta. - mówię zaciekle.
-Ten projekt został zamknięty ponad dwa lata temu. - znów mówi ta sama dziewczyna - Dlaczego mielibyśmy niszczyć miasto. - Te słowa działają na mnie jak kubeł zimnej wody.
-Zamknięty? - siadam z powrotem na krzesło, bo zaczyna kręcić mi się w głowie.
-Tak, kazaliśmy Davidowi zakończyć projekt, po tym jak zresetowaliście cały ośrodek kontrolny. - mówi spokojnym głosem kobieta z białymi pasemkami - Uznaliśmy, że będzie najlepszym rozwiązaniem, pozwolić wam samym uczyć się na błędach zamiast wszystkich resetować. To miasto ma przecież przyszłość, a ty jesteś na to żywym dowodem Tris.
-Rozumiem, że David nie posłuchał naszej decyzji? - pyta czarnoskóry mężczyzna, choć pewnie już zna odpowiedź.
-Nie, raczej nie. - odpowiadam, dalej oszołomiona. - Uciekł gdzieś, gdy przejęliśmy Ins... ośrodek kontrolny. - Biorę się w garść i mówię już zdecydowanym tonem.
-Znajdziemy go, a gdy to zrobimy poniesie karę. - mówi mężczyzna i kiwa do strażnika.
-Mówił coś o prywatnym laboratorium. - dopowiadam, mając nadzieję, że to pomoże w poszukiwaniach.
-Zajmiemy się tym.
-Skoro to było celem twojego przybycia, to pewnie nie będziesz chciała z nami pozostać? - pyta miłym dla ucha głosem czarnowłosa dziewczyna.
-Tam jest moje życie. - Tam jest moja rodzina, a raczej to co z niej pozostało. Dziewczyna kiwa ze zrozumieniem głową i uśmiecha się smutno.
-A więc leć, zanieść im dobrą wiadomość. Jesteście już bezpieczni.

❤➖❤➖❤➖❤➖❤➖❤➖❤➖❤➖❤➖❤➖❤➖❤➖❤➖❤➖❤
Dziś wyjątkowo nie mam nic do powiedzenie, więc po prostu życzę wszystkim miłego dnia lub dobrej nocy. 💋❤

Niezgodna. Dalsze Losy // Zakończone ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz