Rozdział 15 cz.1✔️

12.2K 552 62
                                    

   Nadeszła kolejna lekcja wróżbiarstwa. Dzisiaj pisaliśmy egzamin. Całkiem dobrze radziłam sobie z tym przedmiotem, ale widziałam, że Draco ma problem z napisaniem testu. Kiedy tylko nauczycielka się odwracała podawałam mu odpowiedzi. Gdy znowu spojrzałam w stronę biurka, Trelawney stała nieruchomo. Zupełnie jakby była w transie.
-Wszystko w porządku pani profesor?-Spytałam, a ona zaczęła mówić wpatrując się w pustą przestrzeń:
-Czarny Pan spoczywa samotny, bez przyjaciół, porzucony przez swoich wyznawców. Jego sługa był uwięziony przez dwanaście lat. Dzisiaj, przed północą, sługa rozerwie łańcuchy i wyruszy w drogę, by połączyć się ze swoim panem. Czarny Pan powstanie z jego pomocą, jeszcze bardziej potężny i straszny niż przedtem. Dziś... przed północą.. sługa... wyruszy... by połączyć się... ze swoim.. panem...-skończyła.
Podeszłam do niej i chwyciłam ją za barki.
-Pani profesor, proszę pani...-mówiłam, ale nauczycielka mnie nie słyszała. Ciągle była w transie.-Niech ktoś biegnie po dyrektora!-krzyknęłam, a z miejsca zerwało się kilka osób.
Próbowałam posadzić nauczycielkę na krześle, ale nie chciała się ruszyć. Około pięć minut później do sali wbiegł Dumbledore, a za nim profesor McGonagall.
-Co się stało?-spytał mężczyzna.
-Zachowuje się jakby była w transie.-powiedziałam.-Przepowiedziała coś.
-Co takiego?-dopytywała się kobieta.
-Że sługa Czarnego Pana zerwie łańcuchy dzisiaj przed północą.
-Chodź Sybillo-dyrektor zwrócił się do czarownicy .
Dumbledore z trudem wyprowadził nauczycielkę z sali. McGonagall powiedziała tylko:
-Odwołuję wam resztę lekcji.-i ruszyła za dorosłymi.

***

Siedzieliśmy na brzegu jeziora. Hagrid stał w wodzie i puszczał kaczki.
-Jak poszło przesłuchanie w ministerstwie?-spytała Hermiona.
-Jestem niewinny.-powiedział pół-olbrzym.
-To chyba dobrze.-powiedział Ron.
-Wcale nie.-rozczulił się Hagrid.-Ojciec Malfoy'a się wkurzył... Dziobka skazali na śmierć.

***

Siedzieliśmy w chatce gajowego i wspieraliśmy go. Miona chciała zrobić mu herbatę . Kiedy otworzyła kredens wyskoczył z niego Parszywek, cały i zdrowy.
-Chyba komuś należą się przeprosiny.-powiedziała dziewczyna do rudzielca.
-Masz rację. Przeproszę krzywołapa jak tylko go spotkam.
Brunetka już miała mu odpowiedzieć, kiedy wazon sam się rozbił.
-Ała.-powiedziałam kiedy dostałam czymś w głowę.
Odwróciłam się do okna i na zewnątrz dostrzegłam zmierzających w naszą stronę pracowników ministerstwa.
-Idą tu.-powiedziałam.-Musimy stąd iść.
-Powodzenia.-powiedział Harry do Hagrida .
Kiedy czarodzieje wchodzili przednimi drzwiami my wymknęliśmy się tylnym wejściem. Przebiegliśmy ogródek i schowaliśmy się za dyniami. Hermiona odwróciła się w stronę drzew mówiąc:
-Chyba coś słyszałam.
-Co takiego?-pytanie zadał Ron.
-Chyba mi się wydawało.
Podczas gdy gajowy odwracał uwagę dorosłych, wbiegliśmy na wzgórze prowadzące do szkoły. Schowaliśmy się za kamieniami obserwując całe zajście. Kat wyszedł z domku, podszedł do zwierzęcia, uniósł topór i uderzył. Hermiona wtuliła się w mojego brata, a ja nie odrywałam wzroku.
Kiedy mieliśmy wchodzić do zamku Ron zaczął biec w przeciwnym kierunku krzycząc:
-Parszywek! Wracaj!
Nie zdążyłam go powstrzymać. Chłopak biegł za zwierzęciem przez pół błoni. Złapał go przy bijącej wierzbie.
-Ron! Uważaj!-krzyknęła Hermiona, jednak chłopak nie wstał. Pokazał ręką na coś za nami i krzyknął:
-Uważajcie!
Odwróciliśmy się. Za nami stał czarny pies. Moja pierwsza myśl-Syriusz. Czarodziej warczał głośno, a po chwili rzucił się w stronę Rona. Złapał ucznia za nogę i zaciągnął go do dziury pod bijącą wierzbą. Pobiegliśmy za nimi. Pierwsza wskoczyłam do szpary. Szliśmy powoli korytarzem. Z góry ciągle dobiegały nas krzyki Rona.
-To wrzeszcząca chata.-powiedziała Hermiona.
-Raczej tak.-odpowiedziałam jej, a do brata zwróciłam się w myślach.-To Syriusz, prawda?
-Tak mi się wydaje, ale pewności nie mamy.
Zaczęliśmy wspinać się po schodach. Weszliśmy do starego, zniszczonego pokoju.
-Ron.-podbiegliśmy do przyjaciela.-Ron żyjesz?-pytała Hermiona.
-Pies. Gdzie jest?-spytał Harry.
-Harry za tobą. To nie pies tylko animag.
Obróciliśmy się. Za nami stał brązowowłosy mężczyzna w starych, podartych ubraniach.
-Syriusz?-spytałam cicho.-Wujku to ja, Nel.-na dźwięk mojego imienia od razu zareagował.
-Nel?-spytał cicho.-Harry?
Podeszłam do niego i przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk, a zaraz potem dołączył do nas Harry.
-Co wy robicie?! Przecież to morderca!-krzyczała Miona.
-On nie jest mordercą.-do pomieszczenia wszedł profesor Lupin.-Syriuszu.
-Remusie. Jak dobrze cię widzieć.-odpowiedział Black.
-Ja już nic z tego nie rozumiem.-powiedział Ron.
-Syriusz jest ojcem chrzestnym Harry'ego.-mówił nauczyciel.-Nigdy nikogo nie zabił, nie jest mordercą.
-To dlaczego był w Azkabanie?-krzyczał Ron.
-Został niesłusznie oskarżony.-tłumaczył Harry.
-Rozumiem.-powiedział brunetka po czym zwróciła się do rudzielca.-To teraz ich jedyna rodzina.
-Jj... jak to? A Lily... James?-spytał zdezorientowany Black
-Syriuszu...-zaczął mężczyzna, ale to ja skończyłam zdanie.
-Bellatrix ich zabiła. Zapewne na polecenie Voldemorta.
Zapadła chwila ciszy. czarodziej najwyraźniej trawił to czego się przed chwilą dowiedział.
-Wszystko w porządku?-spytałam.
-Tak. Remusie on tu jest.
-Wiem.
-Musimy go zabić.
-Nikogo nie zabijecie!-krzyknęła Hermiona.
-Nic nie rozumiesz Hermiono.-mówił Lupin.
-Ona ma rację.-wtrącił się Harry.-Nikt tu nie zginie.
-Posłuchajcie.-próbował dalej Remus.
-Nie będziemy słuchać wilkołaka!
-Stop!-krzyknęłam.-Syriusz nie jest mordercą, a profesor Lupin jest wilkołakiem i najwyraźniej mają coś do powiedzenia.-zwróciłam się do nich.-Wyjaśnijcie proszę o co chodzi. A reszta siedzi cicho.-powiedziałam stanowczo.
-Kiedy byliście mali Voldemort was zaatakował. Zastanawialiśmy się kto zdradził mu gdzie jesteście. Teraz już wiemy. To był Peter Pettigrew.
-Ale on nie żyje.-powiedział Harry.
-Też tak myślałem.-mówił dalej wilkołak.-Dopóki nie zobaczyłeś go na mapie, a ta mapa nigdy nie kłamie.
-A kochany Peter jest tu dzisiaj z nami.-powiedział animag nieco szaleńczym tonem.-I siedzi tam!-wskazał na Rona.
-To nieprawda! Ja nie...-zaczął uczeń, ale mężczyzna mu przerwał.
-Nie ty! Twój szczur!
-Parszywek? Niemożliwe. Jest w mojej rodzinie od...
-Dwunastu lat?! Zaskakująco długo jak na zwykłego szczura!
-Ron.-mówił Harry do przyjaciela.-Oddaj im Parszywka.
Chłopak posłusznie spełnił prośbę wybrańca. Dałam Black'owi swoją różdżkę, aby obaj byli uzbrojeni. Mężczyźni położyli zwierzę na podłodze i zaczęli miotać w nie zaklęciami. Zdrajca już miał uciec kiedy w ostatniej chwili trafiło go jedno z nich. Momentalnie ze szczura zrobił się pulchny człowieczek. Rozglądnął się po pomieszczeniu i rzucił ku mnie. Nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać, ale w ramach samoobrony wyciągnęłam do przodu prawą rękę zamykając oczy. Kiedy je otworzyłam Pettigrew wisiał w powietrzu za sprawą mojej dłoni. Opuściłam go wprost w żelazny uścisk dwóch mężczyzn.
-Wydałeś Voldemortowi Potterów tak czy nie?-mówił Lupin.
-Ja n... nie chciałem. I tak nie zginęli.-tłumaczył się Pettigrew.
-Ale ich zdradziłeś!-krzyczał Black.-Oddamy cię dementorom, a oni już się tobą zajmą.
Czarodzieje wywlekli zdrajcę przez tunel, a ja wraz z Harrym pomogliśmy wydostać się Ronowi.
-Przepraszam Ron.-mówił Syriusz.-Za mocno ugryzłem, ale musiałem dorwać szczura.
Wyszliśmy na dwór. światło księżyca spowijało błonia. Zagapiłam się i wpadłam na Syriusza. Patrzył to na swojego przyjaciela to na pełnię księżyca wychylającą się zza chmur. Zrozumieliśmy o co mu chodziło kiedy było już za późno. Rozległo się ohydne warczenie. Głowa Lupina zaczęła się wydłużać. Ramiona zwisły. Gęste włosy wyrastały na twarzy i dłoniach, które zakrzywiły się w zakończone pazurami łapy. Kłapały długie szczęki wilkołaka.
-Uciekajcie!-krzyknął Black przekazując Hermionie Pettigrew,a sam podbiegł do przyjaciela.
Uciekinier także się przemienił. Olbrzymi pies skoczył do przodu. Wilkołak miotał się i skręcał próbując odepchnąć od siebie Syriusza. Pies chwycił go za kark i odciągnął od nas Zwarli się, pysk przy pysku,drapiąc wściekle pazurami.
Staliśmy w bez ruchu pochłonięci tą walką, przez co nie dostrzegliśmy innej rzeczy. Zaalarmował nas dopiero krzyk Hermiony.
Pettigrew odrzucił ją na bok i rzucił się na ziemię po różdżkę, którą upuścił Lupin. Coś huknęło, rozbłysło światło.
-Expelliarmus!-krzyknęłam celując różdżką w różdżkę Petera. Różdżka Lupina wystrzeliła w powietrze i zniknęła z pola widzenia.-Nie ruszaj się!-krzyknęłam biegnąc ku niemu.
Za późno. Pettigrew zdążył przemienić się w szczura. Zobaczyłam tylko łysy ogon zwierzęcia śmigający po trawie.
Wilkołak zawył przeraźliwie i rzucił się do ucieczki. Pomknął do Zakazanego Lasu.
-Syriusz on uciekł! Pettigrew zmienił się w szczura!
Black leżał w trawie, z pyska i karku leciała mu krew. na słowa Harry'ego poderwał się jednak i po chwili stłumiony odgłos jego łap zniknął w ciszy, gdy biegł przez błonia. Brunetka i ja podbiegłyśmy do Rona, którego wciąż podtrzymywał Harry. Z powrotem chwyciłam chłopaka pod ramię. Wybraniec rozejrzał się dookoła z rozpaczą. Black i Lupin zniknęli.
-Musimy odprowadzić Rona do zamku.-powiedziałam.
Lecz w tej samej chwili dobiegł nas żałosny skowyt. Skowyt zranionego psa.
-Syriusz.-mruknął Harry wlepiając wzrok w ciemność.
Czarnowłosy rzucił się w stronę jeziora, a Miona za nim mówiąc mi tylko:
-Damy sobie radę. Zajmij się Ronem.
O nic nie pytałam tylko poprowadziłam Weasley'a w stronę zamku.

Notka od autorki:
Ten rozdział wyszedł mi dość długi więc postanowiłam podzielić go na dwie części. Druga może będzie trochę krótsza, ale będą dwie. Mam nadzieję, że wam się podoba.
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA!!

Nel Potter - Hogwart Inna Historia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz