Rozdział 26

9.6K 470 38
                                    

Obudziłam się w pokoju, którego ściany były całe białe. Tak samo jak łóżko, pościel i szafka nocna. Obróciłam głowę w stronę tej ostatniej rzeczy i zobaczyłam na niej kartkę papieru. Chwyciłam ją obolałą ręką i przeczytałam jej treść.
"Nie trzeba było pokazywać mi swojej mocy.
Teraz jesteś dla mnie jeszcze cenniejsza.
Jeszcze się spotkamy."

Po przeczytaniu listu, kartka spłonęła, a ja momentalnie przypomniałam sobie co się wydarzyło. Tylko jak się tu znalazłam i gdzie ja tak właściwie jestem? W tym momencie do sali wbiegł Harry.
-Nel.-powiedział gdy tylko zobaczył, że się obudziłam. Podbiegł do mnie, przytulił i mówił dalej.-Nareszcie się obudziłaś.
-Nareszcie? To znaczy?
-Byłaś w śpiączce przez dwa tygodnie.
-Co?! Nie, to niemożliwe. Który dzisiaj?
-31 lipca.
-Nie, to jakiś chory żart. Muszę porozmawiać z Draco.
-Ale Nel...
-Chcę z nim rozmawiać.-powiedziałam stanowczo i mój brat wyszedł, a po chwili do mojego pokoju wkroczył blondyn. Od razu do mnie podbiegł i ostrożnie mnie przytulił.
-Martwiłem się.-powiedział.
-Draco czy ja naprawdę...-przełknęłam stojącą mi w gardle gulę.-Czy ja go zabiłam?-w moich oczach pojawiły się łzy.
-Ej nie płacz. Zrobiłaś to w obronie własnej. To była konieczność.
-Ale co powie Harry?
-Zrozumie. Zawołam ich dobrze?
Pokiwałam lekko głową. Chłopak wyszedł, a po chwili wrócił z Harrym, Hermioną i Weasley'ami. Pierwsza podeszła do mnie pani Molly.
-Jak się czujesz dziecko?
-Dobrze.-odpowiedziałam patrząc w pościel.-Co to za miejsce?-spytałam.
Szpital Św. Munga.-odpowiedział pan Weasley.
-Nel...-Harry usiadł na łóżku.-Powiesz nam co się stało?
Spojrzałam na Dracona, który kreślił na moim nadgarstku kółka, a gdy pokiwał głową zaczęłam mówić.
-Szłam do Amandy, ale to już chyba wiecie. jakieś sto metrów od jej domu ktoś przyłożył mi do ust chustę z chlorofilem i odpłynęłam. Obudziłam się w jakimś domu. Okazało się, że to Voldemort mnie porwał. Nie pamiętam czego ode mnie chciał.-skłamałam. Przecież nie powiem im prawdy, nie teraz.-Pamiętam tylko, że torturował mnie Cruciatusem przez kilka godzin dziennie przez około tydzień. Na koniec nie wytrzymałam i... ja...-łzy zaczęły lecieć mi po policzkach.
-Nel, nie musisz tego mówić.-uspokajał mnie Draco.
-Muszę! Ja nie wytrzymałam... ja go...
-Spokojnie.-mówiła Ginny.-Na pewno nie zrobiłaś nic złego.
-A właśnie, że robiłam! Zabiłam go rozumiecie! Zabiłam człowieka! Zabiłam Rudolfa Lestrange'a!
Spojrzałam w górę. Wszyscy oprócz Draco patrzyli na mnie szeroko otwartymi oczami. Pierwszy ruszył się Harry. Myślałam, że wyjdzie, albo zacznie na mnie wrzeszczeć, ale on zrobił coś zupełnie innego. Po prostu mnie przytulił. Tego potrzebowałam.
* * *
Wypuścili mnie dwa tygodnie później. Przez ten czas dowiedziałam się, że ojciec Dracona trafił do Azkabanu i że Czarny Pan powiedział śmierciożercom tylko, że nie wolno im mnie zabić i mają pilnować, abym sama się nie zabiła. Skłamałam Draconowi, że nie pamiętam dlaczego Voldemort chciał abym się do niego przyłączyła. Przecież nie powiem mu, że mam w sobie cząstkę tego potwora i muszę zginąć, aby Harry mógł go zabić. To, że jestem horkruksem zostawiłam tylko dla siebie.
Nadszedł 1 września. Tym razem siedziałam razem z Harrym, Ronem, Hermioną i Ginny. Dowiedziałam się, że ruda chodzi z Deanem Thomasem, a za Ronem szaleje Lavender Brown. Cały czas rozmawialiśmy o tym jak Harry widział dziwnie zachowującego się Draco w sklepie u Borgina i Burksa. Cały czas mówiłam mu, że przesadza, a ten, zdenerwowany tym, że nikt nie wierzy w jego podejrzenia (chodź ja wiedziałam, że są prawdziwe) wyszedł z przedziału i nie wracał, aż do samego Hogwartu. Hermiona była tym zaniepokojona, ale powiedziałam jej, że pewnie poszedł już z Luną albo chłopakami.
Jednak kiedy dotarliśmy do Wielkiej Sali Harry'ego wciąż nie było. Pożegnałam się z przyjaciółmi i ruszyłam do swojego stołu.
-Hej.-powiedziałam witając się z Draco.
-Cześć.-odpowiedział całując mnie lekko.
Nic więcej nie powiedzieliśmy bo głos zabrał dyrektor. Przedstawił nam nowego nauczyciela -profesora Horacego Slughorna, który będzie nas uczył eliksirów. Moja pierwsza myśl - będzie łatwiej niż u Snape'a.
* * *
Dzisiaj miała odbyć się pierwsza lekcja eliksirów z nowym nauczycielem. Zupełnie się tym nie przejmowałam. W pierwszej klasie potrafiłam zdziałać więcej niż piątoklasiści.
Oczywiście spóźniliśmy się z Harrym i Ronem (no ale nie można było zrezygnować z okazji pośmiania się z młodziaków). Profesor bardzo ucieszył się na widok mój i Harry'ego. Jak to nazwał Dumbledore- chce nas do swojej kolekcji znanych uczniów. W szafce zostały tylko trzy książki. Dwie nowiutki i jedna stara i poniszczona. Odepchnęłam chłopaków na boki, chwyciłam najlepszą książkę i dołączyłam do grupy. Profesor Slughorn przygotował kilka eliksirów.
-Jak już mówiłem, sporządziłem dziś rano eliksiry. Jakieś sugestie, co to może być?
Moja ręka błyskawicznie powędrowała w górę.
-Tak panno Potter.
Podeszłam do kociołków i zaczęłam wymieniać:
-To Veritaserum czyli eliksir prawdy, a to jest Amortencja. Najsilniejszy miłosny eliksir. Jego zapach każdy odczuwa inaczej w zależności co kto lubi. Ja czuję zapach ogniska, morza i męskich perfum.-skończyłam, po czym wróciłam do grupy.
-Hmm... Ciekawe jakiego szczęściarza te perfumy?-wyszeptała śpiewnym głosem Amanda.
-No nie wiem, na pewno nie mojego chłopaka.-odpowiedziałam ironicznie, szeroko się uśmiechając.
-Ja czuję woń świeżo skoszonej trawy, nowego pergaminu i... pasty do zębów.-powiedziała Hermiona.
-A ja...-zaczął Harry.-Wyczuwam w nim kajmakową tartę, charakterystyczną woń drewna rączki miotły i jeszcze jakiś znajomy zapach. Chyba z Nory... zapach kwiatów.-powiedział mój brat lekko rozmarzonym głosem.
Wiem, że oboje kłamali, choć Harry może nieświadomie. Hermiona wyczuła coś związanego z Ronem, a Harry wyczuł kwiatowe perfumy Giny. Nie było mowy o pomyłce, bo cały nasz pokój nimi pachniał.
-Doskonale.
-Ale nie powiedział pan, co to jest.-powiedziała Kate wskazując na małą fiolkę z przeźroczystym płynem.
-A racja. Panie i panowie to co tutaj widzicie to niezwykle dziwny eliksir znany jako Felix Felicis. Ale o wiele częściej używa się nazwy...
-Płynne szczęście.-dokończyłam.
-Tak panno Potter. Płynne szczęście. Nie łatwo je uwarzyć, a jeden błąd sporo kosztuje. Jeden łyk, a wszystko co robisz zakończy się sukcesem. Oczywiście tak długo póki działa. Cóż. To właśnie dziś będzie nagrodą. Jedna, mała fiolka płynnego szczęścia dla tego, kto w ciągu godziny wyprodukuje nam wywar żywej śmierci. W miarę użyteczny. Wskazówki znajdziecie na stornie dziesiątej.
Zaczęłam czytać podręcznik jednak już po chwili wręczyłam go nauczycielowi mówiąc, że poradzę sobie bez niego. Były tam wypisane same bzdury, a ja znam wszystkie p o p r a w n e instrukcje na pamięć.
Zgniotłam kiedy oni próbowali ciąć, dałam trzynaście zamiast dwunastu ziaren i po czterdziestu minutach miałam gotowy eliksir.
-Gotowe.-powiedziałam otrzepując ręce.
Slughorn podszedł do mnie z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Jednak gdy wrzucił liść jego niedowierzanie zmieniło się w podziw.
-Jak pani to zrobiła panno Potter?-spytał profesor.
- Nel w pierwszej klasie przerabiała podręczniki piątoklasistów panie profesorze-odpowiedział za mnie Draco.
-Eliksir żywej śmierci stworzony tak doskonale, że jedna jego kropla mogłaby zabić nas wszystkich i to bez pomocy podręcznika. Talent najwidoczniej po mamie. Gratuluję. Poczekajmy jednak jeszcze te dwadzieścia minut. Może jeszcze komuś uda się uwarzyć ten eliksir.
Po upływie dwudziestu minut profesor Slughorn ogłosił, że oprócz mnie, jeszcze Harry'emu udało się wyprodukować ten eliksir. Jako, że nie miałam nic przeciwko, ślimak rozlał eliksir do dwóch fiolek i wręczył nam po jednej.

Dni w Hogwarcie mijały bardzo szybko. Cały czas wspierałam Draco w mijały jaką powierzył mu Voldemort. Dostałam nawet zaproszenie do klubu ślimaka. W dzień byłam szczęśliwa. Miałam kochającego chłopaka, brata i przyjaciół, którzy zastępowali mi utraconą rodzinę, jednak potrafiłam przepłakać całą noc na myśl, że stracę to wszystko. Wiele razy zadawałam sobie pytania typu "Dlaczego właśnie ja?" Jednak coraz bardziej zaczęłam się z tym oswajać.
W między czasie Ron dostał się do drużyny Gryffindoru, a podręcznik Harry'ego okazał się własnością Księcia Półkrwi.
Ale do rzeczy. Dzisiaj miał odbyć się mecz Gryffindor kontra Ravenclaw. Zaspałam, więc podczas gdy mecz trwał w najlepsze, ja dopiero wychodziłam z Hogwartu. Na całe szczęście w oddali dostrzegłam jeszcze jedną postać. Podbiegłam do niej i już miałam zapytać czy on (lub ona) też zaspał, kiedy zobaczyłam jego. Zatrzymałam się gwałtowne, a on stanął na przeciwko mnie.
-Mówiłem, że jeszcze się spotkamy.-powiedział jadowito.
-Czego ode mnie chcesz?-spytałam.
-Pamiętasz moją obietnicę? Obiecałem ci, że stracisz wszystko i wszystkich.
Nie odpowiedziałam.
-Zacząłem już jej realizację. Masz śliczną przyjaciółkę.
-Gdzie jest Amanda!? Co jej zrobiłeś!?
-Mam tylko jedno pytanie. Umie pływać?
Nic nie odpowiedziałam tyko puściłam się biegiem w stronę jeziora.
-Amy!-wołałam-Amanda gdzie jesteś!?
Kiedy dotarłam do brzegu jeziora dostrzegłam jak czarny kształt unoszący się w powietrzu wrzuca do wody inny, drobniejszy kształt.
-Nie!-krzyknęłam wbiegając do jeziora.
Dopłynęłam do miejsca, w którym zostało upuszczone ciało, wzięłam głęboki oddech i zanurkowałam. Chwyciłam bezwładne ciało przyjaciółki i spróbowałam wypłynąć z nim na powierzchnię jednak coś mi to uniemożliwiało. Spojrzałam w dół. Jej noga był przykuta łańcuchem do betonowego pustaka. Wypłynęłam na powierzchnię, aby zaczerpnąć powietrza i wróciłam pod wodę.
-Bombarda.-powiedziałam połykając wodę, a z mojej różdżki wyleciał promień czerwonego światła i chwilę potem po pustaku został tylko pył. Chwyciłam ciało Amandy i wypłynęłam na powierzchnię. Jak najszybciej podpłynęłam do brzegu i wyciągnęłam jej ciało na trawę. Najpierw wystrzeliłam w powietrze snop iskier tak duży, aby dojrzeli go na stadionie, a zaraz potem zaczęłam reanimować dziewczynę.
-No dalej.-mówiłam do niej.Dasz radę. Amy proszę obudź się. Wstawaj!-moje słowa powoli przechodziły w płacz.-Błagam! Obudź się! Amy proszę!
Patrzyłam na jej bladą twarz. Usta miała całe białe.
-Nie odchodź! Nie teraz!-krzyczałam coraz głośnej.-Pomocy!
Kika sekund później zobaczyłam kilkadziesiąt postaci.
-Tutaj!-krzyknęłam nie przestając reanimować dziewczyny. Pierwszy podbiegł do nas Dumbledore.-Trzeba jej pomóc! Urzyjcie zaklęć! Czegokolwiek!
Chwilę później podbiegła do nas pani Pomfrey. Przyłożyła palce do szyi dziewczyny, lecz gdy je puściła, pokiwała przecząco głową.
-Czemu nic nie roicie!? Musicie jej pomóc!-krzyczałam, a wokół nas zebrała się spora grupka osób. Nagle ktoś chwycił mnie za ramiona i odciągnął od ciała dziewczyny. Szarpałam się, kopałam, ale osoba nie puszczała mnie ze swojego uścisku.
-Nel, ona nie żyje.-mówił spokojnie Harry.
-Nie! To niemożliwe! Ona musi żyć!
nauczyciele coś do mnie mówili, ale ich nie słuchałam, bo za tłumem zgromadzonych, na skraju lasu stał on. Śmiał się, patrząc mi prosto w oczy. Wyrwałam się Harry'emu, a gdy złapał mnie za nadgarstek popatrzyłam się na jego rękę i po chwili poluzował uścisk, krzycząc z bólu. Patrząc na tę scenę, wszyscy, którzy stali mi na drodze, utworzyli przejście. Bez ani chwili zastanowienia wbiegłam do Zakazanego Lasu. Biegłam tak, dopóki ktoś nie złapał mnie za ramię. Odwróciłam się i skupiłam się na zatkaniu przeciwnikowi dróg oddechowych. Wtedy zorientowałam się co robię. Draco stał przede mną trzymając się za szyję i próbując złapać oddech. Natychmiast rozluźniłam jego drogi oddechowe i łapiąc go w ramiona, osunęliśmy się na ziemię.
-Przyłącz się do mnie.-usłyszałam szept niesiony z wiatrem.-Skrzywdziłaś swoich bliskich. Jesteś taka sama jak ja.
-Nigdy.-powiedziałam.-Jeżeli jeszcze kogoś zabijesz, ja zabiję siebie, rozumiesz?
-Nie pozwolę ci na to. Jesteś zbyt cenna.
Zawiał wiatr i już go nie słyszałam.

Nel Potter - Hogwart Inna Historia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz