Rozdział 29

7.6K 480 19
                                    

Wakacje mijały mi bardzo przyjemnie(nie licząc myśli o Draco) Starałam się wykorzystywać ten czas jak najlepiej, gdyż wiedziałam, że nastały ciężkie czasy. Wakacje spędzałam bez brata, bo dla własnego bezpieczeństwa mieszkał on w siedzibie Zakonu Feniksa.
          Dzisiaj, czyli przedostatniego dnia lipca, Zakon zamierzał przetransportować Harry'ego do Nory. Na wieczór przybyli już wszyscy członkowie m.in. Alastor Moody, Kingsley Shacklebolt, Remus Lupin, Nimfadora Tonks, Fleur Delacour i Bill Weasley. Zakon miał w planach zastosowanie taktyki siedmiu Potterów. Sześciu członków miało zmienić się za pomocą eliksiru wielosokowego w Harry'ego. Każdy miał jechać z bardziej doświadczonym opiekunem. Bliźniacy, Ron i Hermiona mieli lecieć z nimi.
  -Też chcę pomóc! Nie będę siedzieć bezczynnie, jeżeli wiem, że na coś się przydam.-stanęłam na przeciw Moody'ego.
  -Nie ma mowy i bez dyskusji! Jesteś za młoda.
  -Jestem prawie pełnoletnia, zresztą Ron i Hermiona lecą.-nie dawałam za wygraną.
          Wtedy Lupin odciągnął mnie z dala od wszystkich i zaczął tłumaczyć mi coś swoim jak zawsze opanowanym głosem:
  -Nel, nie będę tego mówił przy wszystkich. Nie pozwalamy ci się narażać ze względu na słowa Dumbledore'a. Powiedział,  ze mamy cię chronić do czasu ostatecznej bitwy i że właśnie wtedy wypełni się twój los.-powiedział.- Mówił jeszcze, że będziesz wiedziała o co chodzi, a my mamy cię o to nie pytać, no chyba że sama nam powiesz.
          Czyli on o wszystkim wiedział. Od samego początku wiedział jaki czeka mnie los.
  -Dobrze. Zostanę.-wydusiłam tylko i wróciliśmy do reszty.
         Razem z Ginny i panią Molly czekałyśmy z niecierpliwością na powrót Zakonu Feniksa. Byłam bardzo niespokojna, zresztą tak jak moje towarzyszki. Siedziałam na kanapie wbijając wzrok w podłogę w czasie gdy ruda, tak jak jej matka chodziły nerwowo po pokoju. Czas dłużył się niemiłosiernie. Sekundy zmieniały się w godziny.
          Nagle usłyszałyśmy hałas dobiegający z podwórka. Od razu wybiegłyśmy przed dom. W oddali dostrzegłam białe smużki dymu.
          Pierwszy przybył Harry z Hagridem. Od razu odbiegłam uściskać brata. Zaraz potem przyleciał pan Artur z Fredem. Chwilę później przybł Ron z Tonks oraz Hermiona i Shacklebolt. Parę sekund później usłyszeliśmy wołanie Lupina proszącego, aby  ktoś mu pomógł. Gdy tylko zobaczyłam jak niesie nieprzytomnego George'a, pierwsza zerwałam się do pomocy. Położyliśmy go na kanapie w salonie. Okazało się, że stracił ucho, gdy uderzyło go zaklęcie Sectumsempra rzucone przez Snape'a.
  -Jak się czujesz?-spytał brata Fred.
  -Czuję się uduchowiony.-odpowiedział ze słabym uśmieszkiem.
  -Chyba nie rozumiem.-odrzekł mu bliźniak.
  -Czuję się uduchowiony.-wyszeptał.-Od-uchowiony.-powiedział już wyraźniej, wskazując na swoje ucho.
  -Jezu George-zaczęłam.-Jest tyle żartów o uszach a ty wyskakujesz o z jakimś oduchowionym.-zaśmiałam się.-Stać cię na coś lepszego.
          Członkowie Zakonu opowiedzieli nam o tym co się wydarzyło. Zostali otoczeni przez śmierciożerców. Przynajmniej trzydzieści zakapturzonych postaci utworzyło wokół nich krąg. Nie obyło się bez strat. Zginął lider zakonu-Alastor Moody i ukochana sowa Harry'ego-Hedwiga, która uratowała go przed atakiem samego Voldemorta.
* * *
          W dniu naszych siedemnastych urodzin, ku zaskoczeniu wszystkich, do Nory przybył Minister Magii- Rufus Serimgeour z testamentem Dumbledore'a. Dyrektor zostawił Ronowi swój wygaszacz, Hermionie- zapisany runami egzemplarz Baśni Barda Beedley'a, natomiast Harry'emu pozostawił Złoty Znicz, który złapał w swoim pierwszym meczu oraz Miecz Godryka Gryffindora. Tego ostatniego minister nie chciał mu oddać, ze względu na historyczną wartość i nieznane miejsce pobytu.
          Ja w tym czasie pomagałam Fleur w przygotowaniach do ślubu. Myślę, ż gdybyśmy spędzały razem więcej czasu to mogłybyśmy się zaprzyjaźnić.
          Potem, kiedy przechwyciły ją Madame Maxime wraz z panią Molly poszłam rozstawiać krzesła. W trakcie wykonywania tych czynności podeszła do mnie złota trójca.
  -Nie wracam w tym roku do Hogwartu.-oznajmił Harry.
  -Wiedziałam, że to powiesz i nie dziwi mnie to.-odpowiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
  -Ja i Ron postanowiliśmy szukać horkruksów razem z nim.-wtrąciła Hermiona.-Idziesz z nami prawda?-zapytała po chwili.
  -Słuchajcie.-zaczęłam.-Przez te sześć lat nauczyłam się, że Dumbledore niczego ni robi przypadkiem. Znał mnie tak samo jak was, a mimo  to pominął mnie w testamencie i według mnie to coś oznacza. On chciał abyście to wy udali się na tą misję, a te przedmioty mają wam w tym pomóc. Ja natomiast mam zostać w Hogwarcie. Kto będzie go pilnował jeśli wszyscy go opuścili? Poza tym mam tam do załatwienia kilka spraw.-odruchowo dotknęłam naszyjnika, który podarował mi Draco. Nigdy, ale to przenigdy go nie zdejmowałam i nie zamierzam tego robić.
  -Rozumiem i może masz rację.-powiedział Harry i wszyscy się przytuliliśmy.
  -Masz to o co cię prosiłam?-spytałam brata.
  -Tak.-powiedział wyjmując z kieszeni dwa kawałki szkła.
  -Dzięki tym lusterkom dwukierunkowym będziemy mogli się ze sobą kontaktować.-powiedziałam uśmiechając się.

          Nadszedł dzień ślubu Bill'a i Fleur. Wraz z Hermioną zaczęłyśmy się szykować. Ginny była szykowana razem z Gabrielle, więc zajęło nam to mniej czasu. Ubrałam na siebie krótką, kremową sukienkę, a włosy zostawiłam rozpuszczone.
          Na wesele weszłyśmy wraz z Hermioną. Ron od razu porwał brunetkę do tańca, nie chcąc, aby pierwszy zrobił do Wiktor Krum, ale ten interesował się Ginny więc zaraz Harry zaprosił ją do tańca. Ja za to tańczyłam z wieloma chlopakami. Od bliźniaków, do Kruma, aż po pana młodego. Muszę przyznać, że wesele w tak trudnych czasach było naprawdę przydatne.
         Wszystko szło wspaniale. Do czasu. Nagle na środku namiotu rozbłysło niebieskie światło. Był to patronus Kingsley'a Shacklebolta, który oznajmił wszystkim, że Ministerstwo Magii upadło, minister nie żyje i że śmierciożercy nadchodzą.
          Chwilę potem zostaliśmy zaatakowani. Zapanowała panika. Wszyscy zaczęli uciekać. Dostrzegłam jak Harry, Ron i Hermiona zostają otoczeni i nie mają jak się bronić. Zaczęłam biec w ich stronę, po drodze unieruchamiając kilku śmierciożerców. Odepchnęłam swoją mocą wszystkich śmierciożerców otaczających Golden Trio i krzyknęłam do przyjaciółki:
  -Miona! Deportujcie się!
          Zrobili to w czasie kiedy ja łamałam nogę zakapturzonej postaci. W pewnej chwili znikąd pojawiła się przede mną ciemnowłosa kobieta. Odruchowo uderzyłam ją w twarz.
  -Jak śmiesz ty...-zaczęła.
  -Nel Potter, miło mi.-powiedziałam i posłałam ją na jakiegoś mężczyznę.
          Widziałam jak w momencie, w którym wypowiedziałam swoje imię i nazwisko wzrok kilkunastu śmierciożerców skierował się ku mnie. Momentalnie przestałam być atakowana. Dzięki temu mogłam naraz pomagać większej ilości osób. Po około dwudziestu minutach wrogowie się ulotnili. Kręciło mi się, więc podparłam się o stolik.
  -Wszystko w porządku?-spytał Lupin, podchodząc do mnie wraz z Tonks.
  -Tak. Najwidoczniej kolejny efekt zbyt dużego używania mocy.-odpowiedziałam lekko się uśmiechając.
  -Nel, byłaś niesamowita!-powiedział Fred.
  -Dokładnie.-zgodził się George.-Ciekawe tylko dlaczego cię nie atakowali.
          Posłałam proszące spojrzenie dorosłym. Jako członkowie zakonu od razu zrozumieli oo co mi chodzi bo po chwili odezwała się dziewczyna:
  -Chłopcy zostawcie dziewczynę w spokoju, nie widzicie, że źle się czuje?
          Bliźniacy odeszli, a ja posłałam Nimfadorze dziękujące spojrzenie.


Nel Potter - Hogwart Inna Historia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz