Rozdział.8.

27.1K 1.1K 221
                                    


Stałam tam jak skamieniała, a ukłucie zazdrość rosło z sekundy na sekundę. Czy to możliwe żebym czuła coś do Arona? Nie, to nie jest możliwe. A jednak. Jestem o niego zazdrosna, a słowa tej ździry łamią mi serce.

- Tiffany co ty tu robisz?- z zamyślenia wyrwało mnie warczenie Arona.

- Jak to co misiu?- udawała głupią. Chociaż tak szczerze mówiąc to nawet nie musiała.- Przyszłam do mojego narzeczonego i do swojego domu.

- Czy ty siebie słyszysz?!- ryknął Aron.- Ja ciebie tylko bzykałem- syknął- Nic dla mnie nie znaczysz. Ja mam już swoją mate.

- Mówisz o tym gównie to tylko człowiek. Nic nie warty człowiek.

- Kogo nazywasz gównem, ty tapetowana szmato- syknęłam w jej stronę, lecz nie spodziewałam się tego co nastąpiło po chwili. Ta kurwa mnie spoliczkowała. Muszę przyznać, że bycie wilkiem ma swoje plusy ma się strasznie dużo siły. Złapałam się za piekący policzek, i spojrzałam na nią. Jej wypchane botoksem usta rozciągnęły się w szyderczym uśmiechu, który bardzo szybko znikł, a jej ciało już leciało w powietrzu i zatrzymało się dopiero na ścianie robiąc w nim nie małe wgniecenie. Spojrzałam na sprawce tego czynu. Aron trząsł się ze złość. Z prędkością światła pojawił się przy dziewczynie podnosząc ją. Złapał ją za gardło i zaczął dusić.

- Jak śmiałaś jej dotknąć?!- podniósł ją w górę i rzucił o drugą ścianę- Jesteś kurwą, która nawet nie potrafi dobrze się pieprzyć.- Potem wszystko działo się w szybszym tempie. Aron złapał ją i złamał jej kark. Jej ciało opadło z łoskotem na podłogę. Nie wierzyłam w to co się właśnie stało. On ją zabił. Zaczęłam panikować, nie mogłam normalnie oddychać. To nie może być prawdą. To się nie zdarzyło. Ja wcale tego nie widziałam. Cały czas powtarzałam sobie słowa pocieszenia.

- Alex, kochanie wszystko w porządku?

- Nie podchodź do mnie. Ty jesteś mordercą. Zabiłeś ją- nie wiedziałam co mam robić. Bałam się go a jeżeli mnie też zabije, bo będzie na mnie zły. Nie myśląc za wiele ruszyłam biegiem przed siebie. Wybiegłam z willi i ruszyłam pędem do lasu. Za sobą słyszałam ryk Arona, ale nie obchodziło mnie to. On zabił kobietę. Nieważne czy była dziwką czy nie. Zasługiwała na to by żyć. Pobiegłam najszybciej jak tylko mogłam, kiedy dopadło mnie zmęczenie i ból nóg, usiadłam na spróchniałym pniu.

- Boże czemu to na mnie sprowadziłeś? Co ja ci zrobiłam?- szepnęłam pomiędzy napadami płaczu.

Nagle coś poruszyło się w krzakach. Myślałam, że to Aron. Przestraszona poniosłam się do góry. Z za krzaków wyszedł dobrze zbudowany mężczyzna o brązowych włosach i czarnych oczach.

- A któż to? Czy to nie jest Luna największego stada na świecie?- spytał z uśmiechem. Coś mnie od niego odpychało. Jakaś cząstka mnie wiedziała, że muszę się przed nim bronić- Gdzie twój Alfa? Jest aż tak głupi żeby zostawiać tak cenną rzecz na pastwę losu?

- Czego ode mnie chcesz?- spytałam drżącym głosem.

- Chcę twojej mocy i twojego ciała.

- Jakiej mocy? O czym ty mówisz?

- Mówię o mocy, która płynie w twoich żyłach.

- Jesteś nie normalny, odejdź ode mnie.

- Mhm... jesteś jeszcze dziewicą to będzie cudowne doznanie. Posiąść mate najpotężniejszego Alfy przed nim.- zaczął do mnie podchodzić.

- Nie. Zostaw mnie w spokoju!- krzyczałam, ale on wydawał się jakby nie słyszeć. Podszedł do mnie i rzucił mnie na ziemię. Czyli to tak mam stracić cnotę. Poprzez gwałt w lesie. Żałowałam tego, że uciekłam od Arona.


Mate - nasze przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz