Prolog

4.3K 106 9
                                    

Szatynka szła przez lotnisko ciągnąc za sobą ciężką walizkę i z równie ciężką torbą na ramieniu. Rozglądała się szukając wzrokiem bruneta. Na lotnisku było pełno ludzi chodzących w obydwie strony, wołające bliskich, krzyczące, że za chwilę samolot odleci. Przepychali się i co jakiś czas potrącali dziewczynę idącą przed siebie. Kiedy była już prawie przy wyjściu przed oczami mignęła jej czupryna chłopaka.
- BARTEK! - krzyknęła najgłośniej jak potrafiła. Po chwili jakaś ręka wystrzeliła w powietrze i machnęła do niej.
- LENA! - usłyszała znajomy głos, a jej brat wyrósł przed nią.
- Bartek! - zawołała wesoło i przytuliła chłopaka puszczając walizkę. - Tęskniłam za tobą, młody.
- Ja za tobą też, stara - odgryzł się. Dziewczyna zaśmiała się wesoło. - Dawaj tą walizkę, taksówka czeka - powiedział i złapał uchwyt walizki. - Jezu... - jęknął. - Kamienie w tym masz? - spytał przerzucając do drugiej ręki.
- Nie, zobaczysz w domu, ucieszysz się - powiedziała szczerząc się.
- Dobra... - powiedział otwierając mi drzwi auta.
- Dzień dobry - powiedziała wsiadając. Bartek włożył walizkę do bagażnika i usiadł obok mnie witając się. Podał adres naszego domu i spojrzał na mnie. - Co? - spytała z uśmiechem. Wydoroślał, zmężniał, na jego twarzy było już widać delikatny niezgolony zarost. Ostatni raz widziała go dwa lata temu i od czasu do czasu rozmawiali przez Skype'a.
- Nic, zmieniłaś się - powiedział i uśmiechnął się blado. - Już nie jesteś tą samą Leną, która wyjeżdżała.
- Oczywiście, że jestem! Dlaczego uważasz, że nie? Zawsze będę tą samą Leną - powiedziała zmartwiona. Czy mój braciszek uważa, że aż tak się tam zmieniłam?
- Żartuję - powiedział śmiejąc się. - Po prostu dalej lubię Cię wkurzać. - Uśmiechnął się, a oczy dziewczyny zwęziły się do szparek.
- Nic się nie zmieniłeś - powiedziała próbując zachować powagę, ale była tak szczęśliwa, że widzi brata że nie potrafiła nie zaśmiać się czy nie uśmiechnąć. - Boże, tak strasznie tęskniłam za Warszawą - powiedziała wyglądając przez okno. - Mam nadzieję, że moje mieszkanie jeszcze żyje?- spytała unosząc pytająco brew.
- Nie wiedziałem, że ono żyje! - zawołał udając przejęcie. - Gdybym wiedział regularnie rozlewałbym wodę i zostawiał pizzę na podłodze - zaśmiał się, a jego siostra pokręciła uśmiechem głową. - A tak serio, to tak, żyje, nie bój się.
Po kilkunastu minutach byli w centrum po wieżowcem. Zapłacili kierowcy i wsiedli do windy. W drodze na jedenaste piętro Lena dowiedziała się jeszcze, że rodzice czekając na nich w mieszkaniu, bo uparli się, że chcą ją zobaczyć zaraz po tym jak wróci. Dziewczyna nie była zachwycona tym pomysłem, ale skoro już przyjechali tutaj z Tarnowa, to musiało im naprawdę zależeć. Kiedy chłopak wyciągnął klucze od mieszkania drzwi się otworzyły i stanęła w nich ich matka.
- Lena, córciu! - zawołała wciągając ją do mieszkania. Bartek wszedł za nimi i zamknął drzwi. Matka przytulała Lenę, która wyższa była już od niej, od ojca, ale też od Bartka, w prawdzie tylko cztery centymetry, ale jednak. Chłopak uśmiechnął się do ojca czekającego na swoją kolej i biorąc do rąk bagaże siostry i poszedł do jej pokoju. Kiedy miał już wychodzić obejrzał się na siebie i jego wzrok powędrował do zdjęć stojących na komodzie. Na jednym z nich był on z siostrą. Mógł mieć z dziesięć lat. Dziewczyna stała obok niego w stroju do kapueiry, a on stał w stroju swojego pierwszego klubu piłkarskiego i z piłką przy nodze. Podszedł do komody i wziął zdjęcie do ręki. To było po olimpiadzie szkolnej.
Na drugim stała uśmiechnięta, cała uwalona błotem szatynka w stroju piłkarskim trzymając w rękach puchar. Wokół niej stała cała jej drużyna, a za nimi skacze dumny brat pani kapitan Kapustki. Na tym zdjęciu miała jakieś piętnaście, góra szesnaście lat.
Następne przedstawiało ją z dwoma przyjaciółkami przed osiemnastymi urodzinami szatynki. Uśmiechają się do aparatu i stoją w dziwnych pozach. On robił to zdjęcie. Był zły, że nie może iść z nimi, ale Lena tłumaczyła mu, że to nie jest dobry pomysł, żeby szesnastolatek szedł na osiemnastkę starszej siostry. Teraz rozumiał dlaczego. Ona nie była na jego osiemnastce. Właściwie to w ogóle nie było jej przez ostatnie dwa lata. Rozumiał ją. Na jej miejscu też nie wracał by tylko po to, żeby znowu pokłócić się z rodzicami o... o wszystko. Odkąd miała czternaście lat kłótnie były codziennością. Wracali razem ze szkoły, jedli obiad, Lena mówiła o następnej nie najlepszej ocenie czy o następnym wezwaniu do szkoły, Bartek szedł do swojego pokoju i zaczynali się kłócić. Nawet jeżeli Lena poprawiła ocenę, zachowywała się dobrze i nic nie przeskrobała ojciec narzekał, że nie wystarczająco się przykłada do piłki. Ona mówiła, że robi co może i, że jeżeli to mu nie wystarcza to ma problem, wtrącała się mama i następna kłótnia gotowa. Kłócili się tak do czasu kiedy rodzeństwo musiało iść na trening. Wtedy wściekła wchodziła do pokoju, brała torbę i czesała się po czym wychodziła i rzucała krótkie "Po treningu zostaję na boisku, Bartek ze mną" i wychodzili. Później rodzice mówili, żeby nie wciągała w to brata. Żeby pozwoliła mu wybrać co chce robić po treningach, ona mówiła, żeby spytali chłopaka co chce robić. Zawsze mówił, że chce z nią zostać. Nawet jeżeli nie chciał. Wiedział, że w innym wypadku zostanie sama, a sama nie ma dlaczego się powstrzymywać i się rozpłacze. Nigdy nie widział jej łez, ale wiele razy słyszał jak wypłakuje oczy do później nocy. Zawsze wtedy miał ochotę pójść do niej i ją pocieszyć, ale wiedział, że ona się jeszcze bardziej zmartwi, że jej młodszy braciszek słyszał jak łka w poduszkę.
Z rozmyślań wyrwało go chrząknięcie. Odłożył szybko zdjęcie na miejscu i odwrócił się spodziewając się zobaczyć ojca, ale przed nim stała jego siostra uśmiechając się blado.
- Słyszałeś mnie prawda? - spytała, a on nie wiedząc o co chodzi zmarszczył brwi. - Po treningach, w Tarnowie. Słyszałeś mnie? - Chłopak westchnął. Nie spodziewał się takiej rozmowy.
- Tak, zawsze - szepnął nie patrząc na nią. Dziewczyna milczała patrząc na wzorek na dywanie. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. - Zawsze miałem ochotę do ciebie przyjść i coś ci powiedzieć, ale to by cię załamało jeszcze bardziej, prawda?
- Tak, dziękuję, że nie przychodziłeś - szepnęła drżącym głosem. - Zawsze miałam wrażenie, że mnie słyszysz i to jak na mnie patrzyłeś kiedy myślałeś, że nie widzę. Wiedziałam, że wiesz, ale wmawiałam sobie, że mam urojenia, że mi się wydaje. Przepraszam, że...
- Nie, nie przepraszaj - przerwał jej zmuszając się do podniesienia wzroku. Patrzyła na niego smutno i wyraźnie powstrzymywała łzy. - Pojechali? - spytał chcąc zmienić temat. Dziewczyna przez chwilę przyglądała mu się uważnie jakby zastanawiając się czy nie drążyć tematu. po chwili przełknęła ślinę i uśmiechnęła się, a jej oczy jakby pojaśniały.
- Tak, właściwie to dobrze, bo przy nich bym ci tego nie dała - powiedziała schylając się i rozpinając torbę. Wyciągnęła z niej jakąś paczkę i podała zaskoczonemu chłopakowi. - Otwórz, chcę zobaczyć twoją reakcję.
Brunet usiadł na brzegu pościelonego łóżka i zabrał się za otwieranie paczki. Po chwili wyciągnął z niej koszulkę Matty'ego Jamesa, pomocnika w Leicester City, z podpisami całej drużyny. Wytrzeszczył oczy i zaśmiał się z niedowierzaniem. Spojrzał na siostrę.
- Boże, Lena! Skąd ty to wzięłaś!? - krzyknął rzucając się dziewczynie na szyję. Zaśmiała się wesoło.
- Mówiłam ci, że będę na meczu i po meczu udało mi się dorwać całą drużynę i wziąć autografy - powiedziała z dumą.
- Ale przecież tam na pewno było mnóstwo ludzi. Wszyscy do ciebie podeszli? Coś nie chce mi się w to wierzyć... - powiedział przyglądając jej się niepewnie. Do czego ona się posunęła żeby to zdobyć? Miała kłopoty? Niemożliwe, żeby zrobiła to zgodnie z jakimkolwiek prawem.
- Znasz mnie, oczywiście, że nie - powiedziała siadając. - Przed meczem miałam taką krótką wycieczkę, z przewodnikiem, nie zrobiłam tego nielegalnie - dodała widząc minę brata - więc później wiedziałam gdzie jest szatnia. - Bartek przymknął oczy i westchnął. - Poszłam tam chwilę przed końcem meczu z tą koszulką, najpierw ochrona chciała mnie wywalić, ale mijaliśmy piłkarzy i ja zaczęłam krzyczeć, że to miało być dla brata, który miał tu być ze mną, ale miał wypadek i leży w ciężkim stanie w szpitalu i prawdopodobnie umrze... Zrobiło im się mnie szkoda i podpisali - zakończyła. Bartek patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Nie zrobiłaś tego, nie mogłaś, nie potrafiłabyś - powiedział szeptem.
- Oczywiście, że tak. - Wzięła oddech i krzyknęła: - This was supposed to be for my brother ! He should be here with me , but he is in serious condition in the hospital!(to miało być dla mojego brata! Powinien tu ze mną być, ale jest w poważnym stanie w szpitalu!) Nie uwierzyłbyś?
- Uwierzyłbym - westchnął. - Jesteś niemożliwa.
- Wiem! - zawołała z uśmiechem. Wstała i zaczęła wyciągać z torby rzeczy. Zdjęcia, portfel, telefon i wszystkie delikatniejsze rzeczy. Bartek siedział na łóżku i przyglądał jej się. Z samego dna torby wyciągnęła słodycze. Oczy mu się zaświeciły. Często przysyłała mu niektóre brytyjskie słodycze, ale teraz było tego więcej. - Patrz co mam! - zawołała rzucając mu Cadbury Eclairs, takie cukierki truflowe.
- Kocham cię! - powiedział i otworzył paczkę.
- Tak, to też wiem - powiedziała ze śmiechem i zaczęła jeść z nim.
Rozmawiali tak jeszcze przez kilka godzin cały czas jedząc słodycze.
- Chyba nie powinienem jeść tylu słodyczy - powiedział w końcu Bartek.
- Dlaczego nie, piłkarzu? - spytała sarkastycznie. - Raz na jakiś czas można.
- Ta, wiesz co? Mam dla ciebie niespodziankę - powiedział i już chciał coś powiedzieć, ale zadzwonił jego telefon. - Przepraszam - mruknął i odebrał. - No?... Nie... Teraz?... Nie... Jutro... O której?... Szesnasta?.... Ok, będę.... No, cześć. - Rozłączył się i spojrzał na siostrę jeszcze raz. - Jeszcze raz, mam dla ciebie niespodziankę... - zaczął.
- Tak, to już wiem, jaką? - przerwała mu.
- W kwietniu zadzwonił do mnie Adam Nawałka... - Zielonooka zakrztusiła się wodą, którą piła i wytrzeszczyła na niego oczy.
- KTO!? - wrzasnęła. - TRENER KADRY!? JAJA SOBIE ROBISZ!? CO CHCIAŁ!?
- Powiedział, że mam powołanie do reprezentacji - dokończył. Dziewczyna przez chwilę patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
- BARTEK! BOŻE! GRATULUJĘ!! TO NIESAMOWITE! - wrzasnęła rzucając się nie na niego z taką siłą, że poleciał o tyłu, a ona razem z nim. - Nawet nie wiesz, jak dumna z ciebie jestem - szepnęła jeszcze.

*********************************************************

Ten prolog wyszedł dłuższy niż miał wyjść. Miało być góra 1000 słów a jest 1708, więc trochę mi nie wyszło... Mam nadzieję, że Wam się podoba, bo jak dla mnie nie jest źle. Mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej.
Ela^^

Siostra Kapustki || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz