ROZDZIAŁ #7

1.7K 64 0
                                    

*DZIEŃ MECZU Z GIBRALTAREM*

     Już o szesnastej przywiozłam Bartka na stadion narodowy. Miał już swoje prawko, ale uparłam się, że go podwiozę i jeszcze zobaczę się z chłopakami przed meczem i życzę im powodzenia. Za pół godziny mają przyjechać rodzice. Mamy wszyscy wejściówki VIP. Będziemy siedzieć tuż za ławką rezerwowych naszej drużyny.
     Specjalnie na tą okazję zabrałam Kubie Błaszczykowskiemu jedną z jego koszulek. Stwierdziłam, że nie pójdę w koszulce Bartka, bo... No bo nie i koniec. Kuba od zawsze był jednym z moich ulubionych piłkarzy, zawsze go ceniłam, więc czuję swego rodzaju dumę, że mogę pójść na ten mecz w jego koszulce.
     Kiedy wjechałam windą pod drzwi zastałam pod nimi rodziców.
- Och, cześć. Nie mieliście przyjechać za pół godziny? - powiedziałam zaskoczona.
- Mieliśmy, ale jesteśmy wcześniej - powiedziała z uśmiechem mama.
- Świetnie, wejdźmy - mruknęłam i otworzyłam drzwi.
     Z mamą zawsze miałam lepsze stosunki niż z ojcem. Ojciec zawsze wymagał ode mnie rzeczy wręcz niemożliwych. Chciał, żebym była najlepsza w piłce jednocześnie mając najlepsze wyniki w szkole. Ktoś mi wytłumaczy Jak mogę w całości poświęcić się piłce i jednocześnie umieć wszystko ze wszystkiego? No ludzie! Miałam zapisać na piłce słówka po niemiecku i ich tłumaczenie i uczyć się strzelając gola?
- Kochanie, tata mówił mi, że dostałaś powołanie do reprezentacji kobiet - powiedziała mama, kiedy stała do niej tyłem i wkładałam a=naczynia do zmywarki.
- Tak - mruknęłam ni przerywając zajęcia.
- Córciu... - w głosie mamy słyszałam smutek i ból. Prawie wcale nie kontaktowałam się z nimi będąc w Anglii. Ani teraz. - Wiem, że nie mieliśmy najlepszych stosunków, ale możemy to zmienić.
- Jak? Mieszkając na dwóch końcach Polski? Nie rozmawiając? Tak nic nie zmienimy - powiedziałam odwracając się do niej. - Ja nie chcę nic zmieniać. Dobrze mi tak, jak jest. Po prostu nie mieszajmy w to Bartka i zostawmy jak jest. Nie chcę rozdrapywać ran, mamo. Ty też nie. Po prostu boli cię moja relacja z ojcem. I wierz mi, mnie też. Ale nie ma już co ratować. Zniszczył wszystko mówiąc, że jeżeli wyjadę do Anglii zrujnuję sobie życie, bo nie osiągnę nic jeżeli nie będę dalej grać. Ty o tym wiesz, ja o tym wiem i on też o tym wie. Nie ma co zmieniać.
- Kochanie... - zaczęła, a jej głos się załamał. W jej oczach stanęły łzy. - Tak bardzo się zmieniłaś. Dorosłaś.
- Dorosłam już dawno, po prostu tego nie dostrzegałaś - powiedziałam cicho. Mama przytuliła mnie, a ja oddałam uścisk. Po chwili odsunęła się i spojrzała mi w oczy. Widziałam w nich matczyną troskę. Dokładnie tą samą, której brakowało mi przez całe życie.

*19:00*

- Lena! Idziesz już? - usłyszałam wołanie mamy. Od pół godziny stałam w łazience. Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, ubrałam się, uczesałam, pomalowałam i właśnie teraz kończyłam makijaż malując na policzkach flagi Polski.
- Idę, idę - powiedział wychodząc. Założyłam jeszcze skórzaną kurtkę i przerzuciłam przez ramię torebkę. Wyszłam za rodzicami z mieszkania i zamknęłam drzwi.
- Masz koszulkę Błaszczykowskiego? - zagadnął tata w windzie.
- Ta - mruknęłam bez przekonania.
- Dlaczego nie brata?
- Nie wiadomo czy będzie grał, a poza tym zawsze chciałam pójść na mecz Polski w koszulce Błaszczykowskiego. 
- To jego koszulka? Oryginalna? - spytał z niedowierzaniem.
- Tak, jego własna. Poprosiłam po wczorajszym treningu, bo chciałam w niej przyjść, więc mi ją dał - odparłam znowu czując dumę.
- Znasz go? - tym razem pytanie padło z ust mamy.
- Tak jak całą kadrę. W końcu Bartek z nimi gra.
     Dojechaliśmy o 20:15 przez korki. Ale ze względu na wejściówki wpuścili nas bez kolejki. Rodzice poszli zająć miejsca, a ja przez chwilę wahałam się czy nie pójść jeszcze na chwilkę do chłopaków, ale stwierdziłam, że nie będę ich stresować jeszcze bardziej i dam im pobyć w swoim towarzystwie. Poszłam więc na trybuny. Znalazłam rodziców i zajęłam swoje miejsce między mamą, a jakimś chłopakiem kilka lat starszym ode mnie. Po jakiś piętnastu minutach na boisko weszli chłopaki, którzy w tym meczu mieli siedzieć na ławce. Wstałam i podeszłam do barierki oddzielającej mnie od nich. W pewnym momencie zauważył mnie Szczęsny. Pomachał mi i zaczął iść w moją stronę.
- Cześć Lenka! - zawołał wesoło. Pewność siebie biła od niego na kilometr.
- Cześć Wojtek! -  opowiedziałam. - Jak przed meczem?
- Spoko, mamy wygraną w kieszeni. Zero stresu - powiedział, a ja widziałam, że naprawdę tak uważa. W sumie ja też.
- Tak, pewnie tak.
- Szesnaście? Koszulka Kuby? - spytał patrząc na moją koszulkę podczas gdy ja zagapiłam się w murawę.
- Hm? A, tak - powiedziałam rozkojarzona. - Zawołasz Bartka?
- Ta, już - powiedział i odwrócił się. - KAPI! CHODŹ TU CHŁOPIE! - wrzasnął tak, żeby go usłyszał. Chłopak spojrzał na niego zaskoczony, bo Wojtek wyrwał go z rozmowy z Piotrkiem Zielińskim. Jego wzrok padł na mnie i powiedział coś do kolegi.
- Lena! Cześć! - powiedział stając obok bramkarza.
- Hej, mógłbyś coś dla mnie zrobić? - spytałam i zaczęłam wątpić w moją inteligencję.
- Jasne, co? - spytał zdezorientowany.
- Pojedź ze mną do Tarnowa - wypaliłam wyłączając na chwilę logiczne myślenie. Bartek spojrzał na mnie zszokowany. Nie byłam w domu od prawie trzech lat.
- Słucham? Do Tarnowa? Ale... dlaczego?
- Nie mam pojęcia. Chcę tam wrócić.
- Umm, jasne, czemu nie - powiedział zaskoczony. I właśnie wtedy spostrzegł rodziców siedzących jakieś dwa kroki za mną. Spojrzał na mnie z bólem i współczuciem w oczach.
- Lena... - zaczął, ale chyba zrezygnował.
- Dziękuję, przepraszam, nie martw się, powodzenia - powiedziałam na jednym oddechu i uśmiechnęłam się.
- Ale przecież nie gram - mruknął. Widać było, że go to bolało.
- Nigdy nie mów nigdy - powiedziałam pocieszająco.
     Bartek wrócił do Piotrka, ja jeszcze chwilę rozmawiałam z Wojtkiem, później weszły drużyny, odśpiewaliśmy hymny. I zaczął się mecz.
     W ósmej minucie strzelił Kamil Grosicki. Już zapomniałam jakie emocje towarzyszą temu skakaniu i wrzeszczeniu po zdobytej bramce na boisku. Skakałam i wrzeszczałam razem z otaczającym mnie tłumem.
     Dwanaście minut później kolejna bramka zdobyta przez Kamila i już wtedy wiedziałam, że to właśnie on będzie bohaterem tego meczu. Trzy minuty później strzelił Robert. Euforia od początku pierwszej połowy nie opadła. W dwudziestej dziewiątej minucie kolejna bramka Roberta, a ja ciężko dysze od skakania i wrzeszczenia. Kocham to uczucie towarzyszące mi na meczach. Tłum ludzi. Na chwilę jesteśmy zjednoczeni i kibicujemy tej samej drużynie.
     Do końca pierwszej połowy utrzymuje się wynik 4:0 dla Polski.
     Zaczęła się druga połowa meczu. Kolejną bramkę dla Polaków strzelił Arek, któremu asystował Grzesiek. Trzy minuty później wyprowadzając nas na prowadzenie 6:0 strzela karnego Kuba Błaszczykowski, a ja ponownie czuję ogromną dumę, że mam na sobie koszulkę z jego nazwiskiem.
     Po chwili Kuba schodzi, a mnie rozpiera duma, bo trener zadecydował, że wejdzie najmłodszy reprezentant. Bartek Kapustka. Zanim wszedł na boisko posłał mi krótkie, przepełnione szczęściem spojrzenia, a ja uniosłam do góry pięść i zagwizdałam. Po kolejnych czterech minutach schodzi Lewy, a na boisku pojawia się Piotrek.
     Minuty mijają, a Arek zdobywa kolejnego gola.
     Zaraz po tym mamy kolejną groźną sytuację. Grosik podaje do Bartka, biegnie strzela i GOOOOOOL!
     Bartek biegnie po boisku, przybija z chłopakami piątki. Kibice szaleją, euforia na narodowym. Skaczę i krzyczę. Rozpiera mnie duma. TO MÓJ BRACISZEK! - wrzeszczę, a kilka osób obok mnie patrzy na mnie z zaskoczeniem. Ignoruję ich i cieszę się golem dalej. Po chwili Szczęsny podchodzi do barierki, a kibice przy niej szaleją. Wojtek przez chwilę podpisuje swoje zdjęcia i jakieś luźne kartki.
- I jak?! - krzyczy do mnie, żeby przekrzyczeć głośny tłum. Ocieram łzy szczęścia, które popłynęły po moich policzkach mimo woli.
- Cudownie! BARTEK! OSIEM ZERO! BOŻE! - wrzeszczę.
- Będziesz później w szatni!?
- JASNE! - krzyczę. Wojtek kiwa głową z uśmiechem i odwraca się, ale nie odchodzi w stronę ławki tylko stoi pod barierką.
     W osiemdziesiątej siódmej minucie Gibraltar strzela pierwszego i ostatniego gola w tym meczu.

*PO MECZU W SZATNI*

     Idąc w stronę szatni spotkałam trenera Nawałkę i dyrektora Iwana, który też mnie już znał. W końcu też jestem reprezentantką Polski.
- Lena! Jak po meczu? - spytał szczęśliwy trener.
- Wspaniale! Jestem cholernie dumna z Bartka - odparłam podając rękę jemu i dyrektorowi.
- Masz powód, świetnie dzisiaj grał. I ta bramka! Cudo! - powiedział Iwan.
- Idziesz z nami do szatni? - zaproponował Nawałka.
- Jeśli tylko mogę.
- Pewnie, oni cię traktują jak członkinię drużyny. Pasowałabyś do nich.
     Już z odległości kilku metrów było słychać śpiew chłopaków. Śpiewali disco polo. Nawałka się zaśmiał i powiedział coś do Iwana. Kiedy weszliśmy do szatni wszystkie oczy (i kamera Wiśni) zwróciły się na nas.
- CHŁOPAKI! - krzyknęłam, a oni zamknęli się. - TO BYŁO ZAJEBISTE! - po tych moich słowach w szatni znowu zapanował harmider.
     Podszedł do mnie Bartek, a ja go przytuliłam.
- Brawo, braciszku - powiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Dzięki, siostra - odpowiedział.
- I ta siostrzana miłość! - usłyszałam wołanie Wiśni, który stał i nagrywał nas. Spojrzałam na niego i zaśmiałam się.
- Wiśnia! - zawołał Bartek i odszedł.
- Lena, możesz mi powiedzieć jak się masz po meczu? - spytał Łukasz podchodząc bliżej.
- Boże, świetnie, wspaniale, cudownie, chłopaki świetnie grali, jestem z nich dumna i ogólnie to brawo i nie umiem się wysłowić - powiedziałam na jednym oddechu. Wiśnia zaśmiał się i powiedział:
- Reakcja starszej siostry zdobywcy gola, Bartka Kapustki po meczu.

********************************************************************

Dzień dobry! Jak wam weekend mija? Mi całkiem nieźle. Rozdział mi się nawet podoba.
Zaspoileruję Wam troszkę, dobrze?
Za trzy, góra cztery rozdziały skończę z przeskokami czasowymi na jakiś czas, ale na razie użerajcie się z tym , ok?
Ela^^

Siostra Kapustki || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz