Z każdym oddechem bliżej Mistrzostw Swiata. Z każdą sekundą bliżej marzeń. Wiedziałam, że mam to w zasięgu ręki. I miałam zamiar zrobić absolutnie wszystko, żeby tylko zagrać w Rosji. Żeby móc spełnić marzenie z dzieciństwa i reprezentować swój kraj na MŚ. Móc założyć biało-czerwoną koszulkę, wyjść na murawę i strzelać gole. Walczyć o dobre imię i honor.
Teraz miałam to bliżej siebie, niż kiedykolwiek wcześniej i kto wie, być może nigdy więcej.
Logiczne więc było, że będę walczyć za wszelką cenę. Jak zawsze. Jak my wszyscy. Nawet jeżeli miało się to skończyć czerwoną kartką i zawieszeniem na dwa mecze, czyli brak udziału w meczu z Czarnogórą na wyjeździe i Rumunią u siebie. Obydwa mecze wygraliśmy i za każdym razem przeklinałam siebie, że nie potrafiłam się opanować.Aczkolwiek nadal uważam, że powinnam dostać żółtą kartkę. W końcu kolesiowi nic się nie stało, a ja miałam na celu kopnięcie piłki, a nie podcięcie go. Ale cóż. Stało się.
I nie pamiętam większego opieprzu w szatni. Od trenera przez prezesa, Piszczka, Błaszczykowskiego do Lewandowskiego. Nigdy wcześniej nie czułam się tak bardzo upokorzona. Jakby nie patrzeć pięciu facetów po kolei wytknęło mi głupotę przed całą szatnią. A ja na swoje usprawiedliwienie miałam tylko "Ale ja nie chciałam" i "No bo on kopnął piłkę, a ja już nie miałam co zrobic". Co brzmiało jak tłumaczenie sześciolatki, na którą krzyczą rodzice, bo niechcący popchnęła młodszego brata. Co mogłam powiedzieć? "Przepraszam bardzo, ale ten palant zrobił to specjalnie i w dodatku jeszcze później udawał, że nie może wstać"? Nie przeszłoby. Pogrążyłabym się jeszcze bardziej.
Co nie zmienia faktu, że jestem z chłopaków okropnie dumna i nie omieszkałam im tego okazać na kolejnym zgrupowaniu, na którym się pojawiłam.
Otóż w szatni, tuż przed pierwszym treningiem w komplecie wygłosiłam piękną mowę pochwalno-motywacyjną (jest takie słowo?). Coś w stylu "Panowie, przez moją głupotę nie mogłam wam pomóc w dwóch ostatnich meczach, ale zagraliście wspaniale i cudownie i patrząc na te mecze miałam ochotę rzucić się z mostu, bo nie mogłam chwili zaczekać i zabrać piłkę trzy sekundy później. Głupie to było, przyznaję, tak Robert, ciesz się, zmądrzałam - tu posłałam mu mordercze spojrzenie. Ale już jestem i mam zamiar strzelać bramki jak posrana. Kto jedzie ze mną do Rosji?" Po tym pytaniu wszyscy obecni w szatni zaczęli się przekrzykiwać, a ja zostałam pochwalona przez trenera, bo publicznie przyznałam się do błędu, co według niego jest oznaką wyjątkowej dojrzałości. Jak on to powiedział "ja musiałam do tego dojrzeć, ale koniec końców dałam radę przyznać się do popełniania błędów nie tylko przed sobą, ale przed ludźmi". I miał rację. I byłam z siebie prawie równie dumna, co on ze mnie.Koniec końców wygraliśmy kolejny mecz, a ja, tak jak zapowiadałam, strzeliłam dwie bramki. Jak później wszyscy w szatni jednogłośnie ogłosili, fenomenalne.
*********************************************************************
Hejka again. To jest 460 słów tylko. Przepraszam, że tak mało się staram. Ale nie mam pojęcia co mam pisać tutaj już.
I tak, wiem, że mecz z Danią przegraliśmy. Ale u mnie nie.
CZYTASZ
Siostra Kapustki || ZAKOŃCZONE
FanfictionŻycie dwudziestoletniej Leny obraca się o 180 stopni, kiedy FIFA zezwala na grę kobiet w męskich ligach. Is It Too Late To Change?