*DZIEŃ MECZU*
Chłopaki zaczynają mecz już w południe, więc już o jedenastej czekałam pod wieżowcem Ewki. Na tylnym siedzeniu spoczywała moja torba i bluza. Nasz cudowny Polski klimat sprawił, że akurat dzisiaj było pięknie, słonecznie i cieplutko. Miałam na sobie krótkie dżinsowe spodenki i koszulkę tym razem Piszczka. Włosy uczesałam w dwa francuzy, a makijaż ograniczyłam do flag Polski na policzkach.Po chwili Ewka wybiegła na zewnątrz niosąc w ręku torbę, bluzę, telefon, szczotkę, a w ustach trzymała jeszcze klucze. Nieogarnięta jak zawsze. Wszystko w normie. Otworzyłam jej drzwi z tyłu, żeby mogła tam wrzucić torbę.
- Hej! - zawołała kiedy tylko wyciągnęła z buzi klucze.
- Cześć - powiedziałam rozbawiona. - O której wstałaś?
- Pół godziny temu - mruknęła i usiadła na miejsce pasażera.*MECZ CHŁOPAKÓW*
Nie. Tylko nie to. Nic tak nie demotywuje piłkarzy jak gol stracony w pierwszych minutach meczu. Tym czasem już w czwartej minucie Islandczycy strzelili nam gola.
Czy to możliwe, że piątek trzynastego jednak jest dniem pechowym? Czy zbiegiem okoliczności jest, że w ciągu dwunastu minut straciliśmy bramkę i jeden z najlepszych piłkarzy doznał kontuzji i musiał opuścić boisko? Kuba Błaszczykowski doznał kontuzji mięśnia i musi opuścić boisko - ogłosił komentator. Zajebiście.
Druga połowa. I JEEEEEST! GOOOL! KAMIL GROSICKI! Dzięki Kamilowi remisujemy 1:1. Kamil jest mistrzem i od teraz możemy go nazywać królem czy coś.
W 65 minucie na boisko wchodzi Bartek, a mnie rozpiera duma. 'Minutę później wygrywamy już 2:1. I to dzięki mojemu bratu!!!! Brawo Bartek!!
Niestety już trzy minuty później remisujemy 2:2. Ale mecz jeszcze nie skończony! Gram dalej!*PRZED MECZEM DZIEWCZYN*
Dawno się nie stresowałam tak, jak dzisiaj. Chłopaki wygrali 4:2. Jestem z nich dumna. Kilkoro z nich zadeklarowało, że zostanie na meczu. Już nawet mieli bilety kupione. Dokładniej zostaje Bartek, Krycha, Szczena, Lewy, Kuba, Fabian i Piszczu. Oni dosłownie zostają. Stwierdzili, że nie opłaca się na półtora godziny jechać do domów, więc zostają. I takim oto sposobem stoją sobie u nas w szatni i usiłują mnie uspokoić.
- Jezus Lena, uspokój się - powiedziała zniecierpliwiona Paulina.
- Zamknij się - powiedziałam tłumiąc śmiech.
- Ostatnio z Hiszpankami wygrałyśmy, pamiętasz? - powiedziała Ewka wspominając mistrzostwa dziewiętnastek.
- Masz na myśli ten mecz, na którym byłam ledwo przytomna i myślałam, że strzeliłam samobója? - zaśmiałam się. - Czy ten, na którym doznałam kontuzji uda, która wykluczyła mnie z gry na pół roku?
- OBYDWA! - krzyknęło dziewięć dziewczyn, z którymi grałam w kadrze. Anka Szymańska, Ola Sikora, Natalia Chudzik, Natala Pakulska, Paulina Dudek, Ewelina Kamczyk, Nikol Kaletka i Ewa. Zaczęłam się śmiać jak nienormalna, a cała szatnia oprócz chłopaków ze mną.
- Wiesz co, widzę, że atmosfera przed meczowa wam się udziela, to my już idziemy - powiedział Łukasz Piszczek.
- Ok, dzięki za wszystko, życzcie nam powodzenia - wypaliłam z ogromnym uśmiechem.
- Powodzenia - powiedział i mnie przytulił. Później zrobił tak każdy z chłopaków. Kiedy wyszli na progu stanął jeszcze Bartek.
- Powodzenia - powiedział patrząc mi w oczy. - Wam wszystkim.
Uczucie, kiedy wychodzisz na stadion narodowy z orzełkiem na piersi, trzymając jakąś dziewczynkę za rękę, słyszysz wiwatujący tłum, czujesz na swoim przedramieniu opaskę kapitańską jest niesamowite. Czujesz dumę, szczęście, strach i ekscytację. Wychodząc na murawę patrzę przed siebie i zmuszam do nie rozglądania. Idę przed siebie z uniesioną wysoko głową. Zastanawiam się czy chłopaki już siedzą przy ławce i jak się czują.
Stoimy ramię w ramię z dziewczynami, przed nami stoją dzieci, które odprowadzały nas na boisko, razem ze wszystkimi zgromadzonymi na stadionie Polakami śpiewamy hymn. Za naszą ławką rezerwowych dostrzegam chłopaków stojących z rękami na piersiach i wpatrujących się we mnie. Posyłam im uśmiech, a oni odwzajemniają się tym samym. Jeszcze tylko zdjęcia, ścisk dłoni z kapitanką drużyny przeciwnej i zaczynamy.
Ewelina Kamczyk przy piłce rozgląda się i szybko podaje do niekrytej Nikol Kaletki. Nikol biegnie na bramkę Hiszpanek, ale jedna z nich jest o włos od odebrania jej piłki. Podaje do Natali Pakulskiej, która natychmiast się odwraca i podaje do mnie. Biegnę kawałek z piłką przy nodze po czym podaję do Nikol. Ona biegnie, atakuje i... GOOOOOOOOOL!!!!
"I JEST! POLKI WYGRYWAJĄ 1:0 W DZIESIĄTEJ MINUCIE!" - informuje nas głos komentatora. Dalej nie słucham. W tym momencie istnieje tylko moja drużyna. Biegnę do Nikol i dosłownie rzucam się na nią. Obydwie wydzieramy się wniebogłosy. Cała nasza drużyna zbija się w jedną, biało-czerwoną, wrzeszczącą grupę. Po chwili zaczynamy grać dalej. Przejmuję piłkę tuż przy naszej bramce. Anka uważnie śledzi piłkę. Próbuję podać do Agaty Guściory, ale piłkę przejmuje Hiszpanką. Inna podcina mi nogi a ja na pół stojąc na pół klęcząc obserwuję co się dzieje pod bramką. Anka niesamowicie obroniła ten strzał.
Trzydziesta minuta. Padam ze zmęczenia. Nie wiem ile już przebiegłam, ale wiem, że ten mecz jest bardzo wymagający. Mimo to nie zwalniam, a kiedy widzę piłkę lecącą w moim kierunku nawet przyspieszam. Przyjmuję ją i biegnę ten mały kawałek dzielący mnie od bramki. Jedna z piłkarek Hiszpanii próbuje mi ją odebrać, ale nie udaje jej się. Strzelam w prawy górny róg i... GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL!!! Zawracam gwałtownie i biegnę przez boisko z okrzykiem zwycięstwa.
Do końca drugiej połowy utrzymuję się wynik 2:0. Schodzimy do szatni zmęczone, spocone, ale szczęśliwe. Po dziesięciu minutach wracamy. Ja patrzę w stronę barierki, przy której tak niedawno stałam z Ewką. Posyłam chłopakom promienny uśmiech, a oni odwdzięczają się tym samym, zaczynają klaszczeć i gwizdać. Uśmiecham się jeszcze szerzej pokazuję uniesiony kciuk i odwracam się do dziewczyn.
- Dziewczyny! Wygrywamy 2:0! Będzie jeszcze lepiej! Jesteśmy w świetnej dyspozycji! KTO WYGRA MECZ?! - krzyczę kiedy stoimy pochylone tuż przed drugą połową.
- POLSKA! - wrzeszczą wszystkie razem, niektóre przybijają piątki i biegniemy na boisko.
Sześćdziesiąta minuta. Jestem przy piłce, chcę podać do Ewy kiedy nagle jakaś Hiszpanka ciągnie mnie za tył koszulki. Upadam na kolano, które nienaturalnie chrząknęło i wygięło się. Krzyknęłam z bólu i złapałam się za kolano. Hiszpanką rozmawia z arbitrem, a kilka dziewczyn ode mnie pochyla się nade mną. Po chwili podbiega do nas lekarz. Ogląda moje kolano, każe mi nim poruszać, kiedy próbuję to zrobić syczę z bólu i zaciskam powieki. Lekarz informuje mnie, że muszę zejść z boiska. Wstaję z jego pomocą i ze łzami w oczach ściągam opaskę kapitana. Zakładam ją na ramię Pauliny Dudek. Przytulam ją i krzyczę do dziewczyn "POWODZENIA! WIERZĘ W WAS!" i przy pomocy fizjoterapeuty schodzę z boiska.
Kiedy wracam z opatrzonym kolanem, które okazało się skręcone. Powiedziano mi, że za góra dwa tygodnie będę mogła normalnie trenować i na następny mecz powinnam być gotowa.
Mecz kończy się wynikiem 3:0 dla nas. Jestem tak cholernie szczęśliwa. Siedząc na ławce przez ostatnie pół godziny myślałam, że zejdę za zawał. Jesteśmy w szatni, rozmawiamy wesoło i śmiejemy się. Do szatni wszedł Bartek.
- Bartek! - wołam i przytulam go.
- Hej! Gratuluję wygranej! Co z twoim kolanem? - pyta zmartwiony.
- Dziękuję, skręcone, za góra dwa tygodnie powinno być ok - odpowiadam.
- Chłopaki czekają przed szatnią, wiesz, że nie obejdzie się bez popijawy, nie? - upewnia się, a ja zaczynam się śmiać.
- Tak, powiedz, im żeby chwilę poczekali i możemy jechać do nas - powiedziałam wesoło. Bartek skinął głową i wyszedł. Jeszcze chwilę posiedziałam z dziewczynami w szatni i wyszłam żegnając się ze wszystkimi i zgarniając Ewę. Kiedy tylko zamknęłyśmy drzwi poczułam jak ziemia usuwa mi się spod nóg i ktoś zamyka mnie w szczelnym uścisku.
- Postaw mnie Wojtek! - wołam rozbawiona.
- Gratulację młoda! Jak noga? - wołają wszyscy na raz.
- Dziękuję, w porządku nic mi nie będzie - powiedziałam przytulając każdego po kolei. - Ewa! Jedziesz z nami do mnie czy odwieźć cię? - pytam patrząc na nią błagalnie. - Błagam nie zostawiaj mnie z nimi - dodaję wskazując ręką na grupkę mężczyzn.
- No błagam, nie przegapię takiej okazji! - woła i ciągnie mnie za rękę do wyjścia.
- A ja ci gwarantuję, że po dzisiejszym wieczorze zmienisz zdanie - mruczę do siebie, ale idący za mną Piszczek to usłyszał.
- Aż tak bardzo nas nie lubisz? - spytał z uśmiechem.
- Właśnie problem w tym, że polubiłam was chyba za bardzo - powiedziałam.
Każde z nas jechało swoim samochodem za mną, bo niby wszyscy wiedzą gdzie mieszkamy, ale no... nie.*********************************************************
Dobry! Jak Wam się podoba? Mam nadzieję, że tak. Dobra lecę, mam jutro sprawdzian z niemca, a nic nie umiem. Życzcie mi powodzenia.
xoxo Ela
CZYTASZ
Siostra Kapustki || ZAKOŃCZONE
Hayran KurguŻycie dwudziestoletniej Leny obraca się o 180 stopni, kiedy FIFA zezwala na grę kobiet w męskich ligach. Is It Too Late To Change?