Stałam przed lustrem w mega niewygodnych dziesięciocentymetrowych szpilkach, w pięknej czarnej sukience od Chanel, z którym mam podpisaną umowę, tak jak chłopaki z Vistulą (umówili się tak, że zdjęcia mogliśmy robić razem) i kręciłam włosy cały czas odkrzykując, że nie, nie mogę zawiązać krawata, bo ogarniam włosy, albo że nie mogę sprawdzić jak wyglądają czy zrobić im zdjęcia. Jak z dziećmi. Kilka razy do mnie podchodzili i o coś pytali, próbowali nawiązać rozmowę, ale nie udało się to nikomu oprócz Łukasza Piszczka, który jako jedyny mnie nie irytował i naprawdę potrafił mi pomóc.
W końcu, kiedy wszyscy oprócz fotografki Vistuli, fotografki Chanel, które pomogły mi z makijażem, i mnie byli już zniecierpliwieni ostatni raz pociągnęłam usta szminką i mogliśmy pozować.
Zrobiliśmy kilkanaście zdjęć grupowych, na stojąco, na siedząco, z poważnymi minami i kilka takich z zaskoczenia, kiedy wszyscy śmialiśmy z jakiegoś kawału. Później przyszedł czas na zdjęcia indywidualne. Najwięcej wymagała fotografka Chanel. Musiałam najpierw zapozować do zdjęć w sukience, sama, z Bartkiem, trenerem i kilkoma innymi chłopakami, po czym musiałam się przebrać w wspaniały granatowy kombinezon. Zdecydowanie moim ulubionym zdjęciem jest to, na którym mam na sobie kombinezon, beżowe szpilki, niezbyt mocny makijaż i nogę trzymam na piłce patrząc prosto w obiektyw. Najcięższym zdjęciem było to, na którym stałam z Wojtkiem trzymając rękę na jego ramieniu. Jego ogromna dłoń spoczywała na mojej talii. Naprawdę ciężko było nie wybuchnąć śmiechem kiedy wszyscy za kamerą wręcz turlali się ze śmiechu.
Kiedy w końcu wróciłam do pokoju i mogłam zmyć tą tapetę z twarzy, przebrać się w wygodny dres reprezentacyjny i związać włosy w coś luźnego, co nie będzie leciało mi na twarz piętnaście tysięcy razy na minutę ktoś zapukał do drzwi. Niechętnie odłożyłam wacik na kosmetyczkę leżącą na łóżku i poszłam otworzyć. Za drzwiami stał Robert.
- Tak?
- Przeszkadzam?
- Tak.
- Mhm, jedziesz na konferencję za pół godziny wiesz?
- CO!? - krzyknęłam mu w twarz. - I dowiaduję się o tym dopiero teraz?! Pogięło was do reszty!? - dodałam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem dostrzegając jeszcze zszokowaną miną.
- Przepraszam? - usłyszałam zza drzwi.
Westchnęłam i zmyłam makijaż, a włosy spięłam w kucyka i po dwudziestu ośmiu (liczyłam) minutach stałam w holu na dole i rozmawiałam z Grześkiem, Wojtkiem i Robertem, którzy oprócz trenera Nawałki jadą na konferencję. Dowiedziałam się, że pewnie zostanę zasypana pytaniami (dzięki za ostrzeżenie, Wojtek, nie domyśliłabym się) i że jedziemy z Wiśnią jakąś puszką. Cały czas miałam nadzieję że trener pozwoli mi pojechać z nim, ale stwierdził, że dziwnie by wyglądało gdybym przyjechała sama z nim. Musiałam przyznać mu rację. Jakby nie było nie możemy pozwolić sobie na podsycanie plotek. Koniec końców siedziałam (chwała Bogu) na siedzeniu pasażera obok Łukasza, który prowadził.
Tak, ja myślałam, zostałam wręcz zasypana pytaniami. I wszystkie praktycznie na poziomie zerowym. Najbardziej popisał się Sergiusz. Pytanie które mi zadał kompletnie zbiło mnie z tropu i przez chwilę kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. W sumie nie tyle pytAnie tylko to, jak się do mnie zwrócił. A mianowicie "Mam pytanie do Leny, chociaż może powinienem powiedzieć Mariusz...". I nie, nie żartuję. Aż ciężko uwierzyć, że ktoś wierzy w te plotki. W każdym razie po jego słowach na sali rozległy się szepty, piłkarze i trener zamarli patrząc na mnie a Sergiusz przerwał wypowiedź.
- Jak mnie Pan nazwał? - powiedziałam grobowym tonem. - Nie życzę sobie być oczernianą i wysłuchiwać absurdalnych plotek na swój temat na konferencji, na która przyjechałam odpowiedzieć na powazne pytania dotyczące piłki nożnej. Ma pan jakieś pytania do LENY nie do Kamila?
Patrzyłam na niego obojętnym wzrokiem wypracowanym przez lata kłótni z rodzicami, ale w środku gotowałam się z wściekłości. Odchrząknął i powiedział mniej pewnie:
- Chciałem spytać co myślisz na temat plotek dotyczących twojej osoby.
- Staram się je ignorować. Niektóre z nich są absurdalne i odnoszę wrażenie że wymyślają je ludzie nie potrafiący pogodzić się z równouprawnieniem i zazdrośni o to, że doszłam tu gdzie jestem ciężka pracą.
- Tak, nie wątpię że była ciężka - usłyszeliśmy jego pomruk. Zdecydowanie nie miał zamiaru mówić tego do mikrofonu. Usłyszałam ciche przekleństwo Wojtka i westchnienie Grześka. Wiedzieli już, że nie odpuszczę.
- Sugeruje pan coś? Ja chętnie posłucham - powiedziałam dosyć jadowitym tonem i już wtedy wyobrażałam sobie nagłówki brukowców.
- Ja? Ależ nic.
- Przecież wszyscy słyszeliśmy. Chyba nie uważa pan, że wszyscy tutaj jesteśmy głusi i głupi. Ośmieliłabym się powiedzieć, że jedyną głupią osobą tutaj jest pan. Żeby powiedzieć coś takiego na głos i to jeszcze do mikrofonu...
Przegięłam. Przegięłam i wiedziałam to już w momencie, w którym to mówiłam. Ale mimo to czułam okropną satysfakcję widząc zamieszanie N jego twarzy.
Później chłopaki śmiali się z mojego taktu i uprzejmości. W gruncie rzeczy to byłam bardzo kulturalna mówiąc to.*****************************************************************
Dobry wieczór! Oto się pojawiam w bardzo dobrym humorze. Mam nadzieję że rozdział Wam się podobał, bo ja naprawdę jestem zadowolona. Może górnolotny nie jest, ale podoba mi się.
Naprawi bardzo proszę o komentarze! Wiem wtedy że ktoś to czyta.
xoxo Ela
CZYTASZ
Siostra Kapustki || ZAKOŃCZONE
FanfictionŻycie dwudziestoletniej Leny obraca się o 180 stopni, kiedy FIFA zezwala na grę kobiet w męskich ligach. Is It Too Late To Change?