ROZDZIAŁ #18

1.3K 48 3
                                    

     Dzisiaj robiliśmy coś co wręcz uwielbiam. Jechaliśmy na paintball. Kiedy tylko o tym usłyszałam spojrzałam na Bartka, z którym dosyć często chodziliśmy na pole paintballowe blisko Tarnowa. Kiedy ostatnim razem tam byliśmy moja drużyna rozgromiła jego, więc pewnie będzie się domagał rewanżu. Z miłą chęcią, braciszku.
- Tym razem wygram, Lena! - zawołał przez całą stołówkę, bo siedział na drugim jej końcu kiedy trener nas powiadomił o planie.
- Chciałbyś! - odkrzyknęłam ignorując spojrzenia chłopaków i osób, które zapłaciły krocie, żeby być z nami w jednym hotelu.  - No bo jak ostatnio razem graliśmy to go rozgromiłam - wytłumaczyłam zdziwionym kadrowiczom.
     Po niecałych dwóch godzinach jechałam windą z Łukaszem Piszczkiem i rozmawialiśmy o przyczynach mojego częstego przeklinania.
- Łukasz, błagam cię, nie baw się w psychologa - jęknęłam kiedy próbował wyciągnąć ode mnie kiedy "zaczęłam używać wulgaryzmów". Świetnie się chłopak bawił. - Jesteś irytujący - mruknęłam kiedy po chwilowym milczeniu na nowo podjął próby.
     W pewnym momencie windą szarpnęło, zgasło światło i stanęliśmy w miejscu. Usłyszeliśmy brzęk generatorów i w windzie zapaliło się czerwone światło. Przysunęłam się do ściany kiedy zrozumiałam co się stało.
- O nie - szepnęłam. - Tylko, kurwa, nie to.
- Co? - powiedział wyraźnie spanikowany Łukasz podchodząc do mnie. - Lena, co mam robić? - spytał przerażony. On też wiedział co się dzieje.
- Woda - wyszeptałam osuwając się powoli na ziemię. - Daj mi wody.
- Nie mam wody - prawie krzyknął. - Kurwa. Co robił Bartek? Masz oddychać! Właśnie. Oddychaj, wdech wydech... - próbował nieudolnie mnie uspokoić, ale panikując mi nie pomagał. Zakryłam rękoma uszy i schowałam głowę między kolana. Nie mogłam oddychać. Dusiłam się. Ściany się przybliżały. Po moich policzkach zaczęły płynąc łzy i wstrząsnął mną szloch.
     Usłyszałam jakiś stłumiony dźwięk, którego wcześniej nie słyszałam. Po chwili poczułam jak ktoś mnie dotyka, po czym natychmiast się cofa. Zaczęły do mnie docierać pojedyncze słowa.
- ...Lena... mnie.... płacze... Bartek.... spójrz... - słyszałam urywki wypowiedzi Łukasza. Po bardzo długiej chwili mój oddech zaczął się wyrównywać i słyszałam Łukasza wyraźniej. Rozmawiał z kimś przez telefon. Powoli podniosłam głowę. Z moich oczu nadal płynęły łzy i niewiele widziałam. Poczułam na ramieniu rękę Łukasza. Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech... Powtarzałam sobie w głowie jak mantrę. Kiedy mój oddech był już w miarę normalny podniosłam rękę do oczu i otarłam łzy. Zamrugałam kilka razy żeby obraz stał się ostrzejszy i zobaczyłam klęczącego przede mną przerażonego Łukasza z telefonem przy uchu.
- Już w porządku. Na razie - powiedział. - Dobra - dodał w odpowiedzi na coś co powiedziała osoba, z którą rozmawiał. Oparłam się plecami o ścianę i oddychałam ciężko. Po kilku sekundach zostałam zamknięta w szczelnym uścisku, który oddałam.
- Wszystko w porządku, Łukasz - powiedziałam.
- Wiem, ale nadal jestem przerażony - powiedział siadając obok mnie.
- Wiem, przepraszam, ale nie panuję nad tym, jak możesz się domyślić - powiedziałam.
- Ta. Nie przepraszaj, nie masz za co - powiedział patrząc w zamknięte drzwi windy. - Nie masz żadnej wody? - spytał po chwili. Siegnęłam ręką do torby leżącej obok i wyciągnęłam butelkę.
- Zawsze mam wodę - powiedziałam podając mu ją.
- Dzięki. - Podał mi butelkę. - Wracając do Twojego przeklinania... - zaczął ale przerwałam mu wybuchając śmiechem i waląc go w głowę.
- Przestań! - zawołałam przez śmiech.
     Nagle winda ruszyła z cichym trzaskiem i zapaliło się normalne światło.
- Uratowani!! - krzyknął Łukasz powodując że zaczęłam się śmiać jeszcze głośniej, a on po chwili dołączył do mnie.
     Miny większości piłkarzy i sztabu kiedy zobaczyli mnie i Łukasza leżących na ziemi i wręcz turlających się ze śmiechu były bezcenne.
- Co tu się właśnie wydarzyło? - spytał zdezorientowany Kuba, który właśnie wszedł do holu. Na jego słowa ja z Łukaszem zaczęliśmy się śmiać jeszcze bardziej i przestaliśmy dopiero kiedy drzwi windy zaczęły się zamykać.
- Ktoś mi odpowie? - dopytywał Kuba.
- No wiesz, winda się zatrzymała, miałam atak paniki, Łukasz spanikował, co wcale nie pomogło tak na marginesie, później zaczęliśmy się śmiać, a wcześniej bawił się w psychologa próbując wyciągnąć ze mnie dlaczego tak często przeklinam - wytłumaczyłam w skrócie, a Piszczu znowu zaczął się śmiać.
- Aha... - powiedział zaskoczony i spojrzał na Łukasza, który wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem. Nie chcę wiedzieć. Szkoda tylko, że mieliśmy razem pokój.
     A, właśnie. Zapomniałam dodać, że w Arłamowie pokoje są po dwu-, trzyosobowe. Ja dzielę swój z Łukaszem i Kubą. Miałam luksus wybierania, bo trener stwierdził, że nie umieści mnie w pokoju z kimś komu nie ufam. Dzięki trenerze! Zdecydowałam, że ta dwójka jest najbardziej godna zaufania mimo wszystko. Mogłam na przykład zamieszkać z Wojtkiem i Grześkiem, albo z Robertem i Grosikiem. Wybrałam więc najmniejsze zło. Ale wracając do tamtego dnia.  
     Kiedy już byliśmy na polu okazało się, że większość chłopaków po raz pierwszy ma styczność z tym sportem i oprócz mnie i Bartka największe doświadczenie ma Robert. Ja i Bartek uparliśmy się, żebyśmy wybierali drużyny, a trener nie miał siły się z nami kłócić, więc się zgodził.
Moja drużyna: Wojtek, Fabian, Arek, Błaszczu, Piszczu, Zielu, Glikson, Peszkin, Krycha i ja.
Drużyna Bartka: Artur, Pazdi, Jędza, Thiago, Karol Linetty, Lewy, Stępień, Wawrzyn, Grosik i on.
     Mieliśmy drużyny dziesięcioosobowe, bo Jodła, Mąka i Salamon stwierdzili, że nie chce im się grac w "jakąś głupią grę" i zostali w hotelu. Próbowaliśmy namówić Tomka Iwana i trenera, żeby też zagrali, ale nie dali się namówić.
      Pierwsza gra na luzie, rozgrzewka. Dlatego dałam się zestrzelić po jakiś piętnastu minutach, przed Bartkiem. Niech chłopak myśli, że wypadłam z wprawy.
- Wiśnia, ty nie chcesz zagrać? - spytałam biorąc do ręki wodę.
- Nie, wiesz co to nie dla mnie - powiedział wyciągając kamerę.
     Druga gra była dla mnie grą "o honor". Bartek kiedy tylko zszedł zaczął ze mnie "drwić", więc postanowiłam pokazać mu kto tu rządzi i zestrzeliłam go jako pierwszego, a później jeszcze strzeliłam w rękę, która wyciągnął na znak przegranej. Miałam ogromne szczęście kiedy nie dostałam ja tylko biegnący obok Wojtek.
     Trzecia gra była o flagę. Umówiliśmy się, że pobiegnie Piszczu, który biega najszybciej, a reszta będzie go ochraniać. Dla zmyłki ja pobiegłam za nim. Drużyna przeciwna była zdezorientowana, bo musiała strzelać do tych, którzy nas ochraniali i strzelać do nas. Ja obrałam sobie za cel Stępnia, który biegł z naprzeciwka. Okazało się, że Łukasz grał lepiej niż mi się wydawało i zestrzelił go zanim zrobiłam to ja. Tym oto sposobem wygraliśmy dwie z trzech gier.
     Czwarty był rewanż. Moja drużyna kontra drużyna Bartka. Mecz o wszystko. Doszło do tego, że chłopaki po wystrzeliwali się w dosłownie kilka minut i na polu zostałam tylko ja i Bartek. Przebiegłam między drzewami w stronę siatki, pod którą rosło mnóstwo krzaków, pod którymi się schowałam. Wszędzie było pełno błota i byłam już  cała brudna. Nagle usłyszałam szelest po mojej prawej stronie. Obróciłam się tam powoli i zobaczyłam Bartka klęczącego jakieś dziesięć kroków ode mnie. Miałam do wyboru podejśc bliżej i trafić na sto procent i przy okazji się zdemaskować, albo strzelać stąd ryzykując, że kulka zatrzyma się na krzakach, których było pełno. Zdecydowałam się na tą drugą opcję i strzeliłam wcześniej pochylając się ostrożnie. Bartek dostał w sam środek pleców. Odwrócił się dokładnie w momencie, w którym wstawałam z okrzykiem radości.
- Cholera! - zawołał.
- Ze mną nie wygrasz, braciszku - odparłam zarzucając mu rękę na ramiona.
- Och, spadaj.
     Kiedy piłkarze zobaczyli jak wracamy kilku wydało niezadowolony pomruk, a Wojtek, Grzesiek, Robert, Piszczu, Błaszczu i Fabian wznieśli chóralny okrzyk szczęścia. Pewnie się zakładali.
     Piąta i ostatnia gra - wszyscy na wszystkich. To znaczy wszyscy wychodzimy na pole, ukrywamy się najlepiej jak potrafimy i wystrzeliwujemy wszystkich dookoła. Wygrywa ten, który zostanie ostatni.
     Na boisku została trójka najlepszych - ja, Bartek i Robert. W pewnym momencie usłyszeliśmy krzyk młodego "Kurwa!". Zanim zareagowałam strzeliłam jeszcze w Roberta, który patrzył na coś kawałek dalej. Spojrzał na mnie i westchnął.
- Dobra, wygrałaś, a teraz chodź, bo młodemu coś się stało - powiedział, a moje oczy powiększyły się do wielkości spodków. Przeskoczyłam gałąź, która leżała mi na drodze i pobiegłam w stronę, w którą przed chwilą patrzył Robert. Bartek siedział trzymając się za kostkę.
- Co jest? - spytałam klękając obok.
- Kostka, kurwa, ale boli - mruknął.
- Chodź, wstawaj - powiedział Robert podchodząc. Pomógł mu wstać, mi wręczył swój marker i podtrzymał Bartka, który chyba skręcił kostkę.
- Wygrałaś, ciesz się - mruknął brunet.
- Cieszyłabym się bardziej gdybyś nic sobie nie zrobił - powiedział szturchając go lekko. - Sieroto ty moja.
- Oj cicho siedź - burknął.
     Okazało się, że to nie pełne skręcenie i za trzy - cztery dni wszystko powinno być w porządku, więc trener na szczęście nie musiał szukać nikogo na jego miejsce. Resztę dnia razem z kilkoma chłopakami jeździłam na rowerze i siedziałam przy basenie. Później graliśmy jeszcze w FIFĘ. Uwielbiam takie luźne dni. Ale od jutra bierzemy sie do pracy i przygotowujemy na mecz z Holandią.

*******************************************************************************

Dobry wieczór! Jestem, jestem i narzekam. Narzekam, bo rozdział tak średnio mi sie podoba, ale mogło być gorzej, więc nie ma tragedii. Mam  nadzieję, że Wam się podoba. Proszęęęę komentujcieee!
Rozdział dedykuję PaniSzczesna
Masz co chciałaś i się ciesz.
xoxo Ela

Siostra Kapustki || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz