ROZDZIAŁ #2

2.8K 84 1
                                    

     Nie ma to jak wstać o szóstej rano kiedy nie ma się nic do roboty, bo cały czas szuka się pracy! No cudownie! Czujecie tren sarkazm? Tak? To bardzo dobrze. Wyszłam z pokoju w pidżamie i stwierdziłam, że zrobię naleśniki. Kiedy ostatnia porcja ciasta się smażyła ze swojego pokoju wyszedł Bartek.
- Mmm, co tak ładnie pachnie? - spytał wchodząc do kuchni. - Naleśniki! - zawołał biorąc do rąk talerz. - Jak ja dawno nie jadłem naleśników!
- Haha, smacznego - zaśmiałam się. - Wiesz, mogłeś sam sobie robić naleśniki.
- Ta, bo by mi się chciało - powiedział z pełnymi ustami.
- Nie mówi się z pełnymi ustami, Bartek, powtarzam ci to odkąd miałeś sześć lat - powiedziałam uderzając go w ramie ścierką.
- Dobrze, mamo - powiedział mlaskając.
- Idiota - zaśmiałam się i rzuciłam w niego mąką. Zmrużył oczy o odłożył widelec. - Nie! - zawołałam kiedy wziął do ręki cukier. - Proszę cię... - jęknęłam, ale w moich włosach i na twarzy było już pełno kryształków. - UMRZESZ! - wrzasnęłam rzucając w niego solą i mąką na raz. Po chwili zobaczyłam, że ktoś dzwoni do mnie na Skypie. Wyłączyłam muzykę i krzyknęłam do Bartka, żeby przestał. Dzwoniła Laura, moja przyjaciółka z Tarnowa. Odebrałam, a obok mnie stanął Bartek.
- Cześć! - zawołałam włączając kamerkę.
- Heeej... - powiedziała patrząc na nas ze zmarszczonymi brwiami. - Co tam się stało?
- Zrobiłam naleśniki i później zaczęliśmy się rzucać mąką, cukrem i solą - wytłumaczyłam. - Ktoś będzie musiał tutaj posprzątać - powiedziałam patrząc na Bartka znacząco.
- Nie! Ja nie sprzątam! Ty zaczęłaś! - krzyknął.
- Ale ty mi oddałeś! - broniłam się. Laura zaczęła się śmiać.
- No i co?!
- No i to! Obydwoje sprzątamy! - krzyknęłam. Spojrzałam na Laurę zwijającą się ze śmiechu. - Będę kończyć. Musimy to ogarnąć. Później zadzwonię.
- Dobrze, miłego sprzątania - powiedziała z uśmiechem. Dobrze wie, że nienawidzę sprzątać.
- Spadaj, Laurko - warknęłam.
- Ej!
- No co!?
- Lena! Sprzątamy czy nie!? - wtrącił Bartek.
- Tak! Na razie, Laura - powiedziałam i się rozłączyłam. Zaczęliśmy sprzątać dalej się wygłupiając.

*GODZINA PIĘTNASTA*

- Lena! Długo jeszcze?! - krzyknął zniecierpliwiony Bartek stojący już gotowy pod drzwiami, podczas gdy ja szukałam spodenek. 
- Nie! - krzyknęłam wrzucając jeszcze do torby szczotkę i gumkę do włosów. Spodenki były w szafie, leżały na butach. Nie mam pojęcia jak one się tam znalazły. Wybiegłam z pokoju i szybko założyłam czarne trampki na nogi. Ogólnie to miałam na sobie czarne rurki, koszulę w kratę i właśnie te czarne trampki, ponieważ było wyjątkowo chłodno i padało.

- Jestem! - zawołałam i wyszłam za Bartkiem z mieszkania

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Jestem! - zawołałam i wyszłam za Bartkiem z mieszkania.
     Dobra, jesteśmy już na parkingu i jestem mega podjarana. Będę ćwiczyć z reprezentacją Polski! Trochę się stresuję. Bartek powiedział, że nie mam czym i że mnie polubią. Mam taką nadzieję, braciszku, naprawdę. Boże, Boże, Boże. Musze się uspokoić, bo inaczej jak tylko wejdę do szatni rzucę się na Lewandowskiego i poproszę go o autograf. Kiedy weszliśmy na stadion prawie zaczęłam skakać ze szczęścia.
- Lena, uspokój się - powiedział rozbawiony Bartek.
- Staram się - odparłam rozanielona.
- Bartek! - usłyszeliśmy wołanie przed sobą. Spojrzałam w tamtą stronę. Korytarzem szedł Adam Nawałka. Zrobiło mi się gorąco. Poprawiłam torbę sportową na ramieniu i dogoniłam Bartka, bo nieświadomie zwolniłam. Trener spojrzał na mnie z uśmiechem. Odwzajemniłam gest. - Ty musisz być Lena, dużo o tobie Bartek nie chciał powiedzieć. Adam Nawałka - powiedział wyciągając do mnie rękę.
- Lena Kapustka, miło mi pana poznać - powiedziałam ściskając jego dłoń.
- Bartek mówił, że jesteś świetną piłkarką - zagadnął idąc ze mną i Bartkiem korytarzem w stronę szatni.
- Czy ja wiem, czy ja taka świetna jestem - powiedziałam. - Może i gram dobrze, ale świetna nie jestem.
- Twój brat mówił, że jesteś o niebo lepsza od niego, a on już gra świetnie, więc ktoś z was kłamie - powiedział patrząc na nas.
- No nie wiem, uczyłam Bartka, ale to było dawno temu. W Anglii grałam niewiele. Nie miałam czasu. Teraz zapewne mnie już przerósł - powiedziałam. Rzeczywiście dwa lata temu grałam od niego lepiej, ale ja w Anglii byłam dziennikarką, nie grałam, a on cały czas się rozwijał.
- Na pewno przesadzasz - zaczął trener skręcając - ale o tym się przekonamy na treningu.
- Ta, na pewno - powiedziałam cicho.
- Zestresowana? - spytał patrząc na mnie wesoło.
- Tak, trochę. - Oddychało mi się ciężej, jak za każdym razem kiedy jestem zestresowana.
- Nie ma powodu, to dobre chłopaki - powiedział kładąc rękę na klamce pomieszczenia z tabliczką "Szatnia". - Gotowa?
- Nie.
     Otworzył drzwi. Była tam już większość drużyny. Z tego co widziałam brakowało tylko Bartka Salamona i Tomasza Jodłowca. Wszystkie oczy zwróciły się na nas. Przełknęłam ślinę. Spokojnie, Lena, oddychaj. Bartek spojrzał na mnie zaniepokojony. Ataki paniki w moim przypadku są gwałtowne i agresywne. Ostatni miałam jak wracałam z imprezy w Anglii. Półtora roku temu. Błagam, żeby to się nie powtórzyło teraz. Niestety, po chwili poczułam lekkie duszności, zawrót głowy, a na moim czole pojawiły się pojedyncze kropelki potu. Przestąpiłam z nogi na nogę i przygryzłam wargę. Zawroty głowy się nasilały. Nie słyszałam kto co do mnie mówi. Duszności były tak duże, że miałam uczucie duszenia się. Oparłam się plecami o framugę i zamknęłam oczy.
- Bartek, co się z nią dzieje? - usłyszałam czyiś głos. Ktoś złapał mnie za ramię i zaczął gdzieś prowadzić. Zapewne Bartek, bo tylko on wie co ma robić kiedy mam ataki. Nie odpowiedział.
- Niech któryś da mi wodę - powiedział. Ktoś mnie na czymś posadził. - Lena, spójrz na mnie! - zażądał. Otworzyłam oczy. W głowie zakręciło mi się jeszcze bardziej. Oparłam się plecami o coś twardego, ale nie zamknęłam oczu. - Oddychaj, wdech, wydech, wdech, wydech.... - powtarzał patrząc mi w oczy. Po kilkunastu minutach atak przeszedł, a ja zamknęłam oczy i uspokoiłam oddech, który nagle stał się szybki i płytki. Kiedy otworzyłam oczy Bartek klęczał przede mną, wszyscy obecni stali za nim i wpatrywali się we mnie przerażeni, a w drzwiach stał spóźniony Jodłowiec i Salamon.
- Mówiłaś, że już ich nie miewasz - powiedział zdenerwowany Bartek podając mi butelkę z wodą. Pokręciłam głową i pociągnęłam duży łyk wody.
- Mówiłam, że ostatni miałam dawno temu - zaprzeczyłam. - Półtora roku spokoju.
- Od czego? - spytał Lewandowski patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami. - Ktoś nam wytłumaczy co tu się stało?
- Od ataków paniki - powiedziałam patrząc na swoje buty.
- Ataków paniki? Spanikowałaś? - spytał ktoś z francuskim akcentem. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Krychowiak. Zmusiłam się do podniesienia wzroku. Chciałam też wstać, ale Bartek stanowczo zaprotestował.
- Nie, byłam zestresowana, miewam je kiedy się boję, stresuję i czasem tak po prostu. Z niczego, ale taki ostatni miałam prawie trzy lata temu, a ostatni ogólnie półtora roku temu, w Anglii - wytłumaczyłam.
- Czym się stresowałaś? - spytał Szczęsny i uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
- Wiesz, nie codziennie mam okazję trenować z reprezentacją Polski, a zawsze o tym marzyłam - powiedziałam wstając. Tym razem Bartek tylko popatrzył na mnie sceptycznie. - Spokojnie, nic mi nie jest - powiedziałam patrząc na niego.
- Jesteś pewna? - spytał patrząc na mnie spięty. Zawsze ciężko przeżywał moje ataki.
- Tak, młody, żyję - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- Czekaj, zawsze marzyłaś, żeby zagrać z reprezentacją? - spytał Fabiański.
- Dokładnie, chyba jak każdy młody gracz, nie? Zwłaszcza teraz. Który piłkarz polski nie marzy, że zagrać z Lewandowskim i Błaszczykowskim? - spytałam.
- A reszta to co? - spytał Szczęsny udając obrażonego.
- Z resztą też, to tylko przykład - powiedziałam uśmiechając się.
- No dobra, ale jesteś pewna, że chcesz trenować? Wiesz, możesz przyjść kiedy indziej - powiedział Kuba patrząc na mnie niepewnie. - Moja koleżanka cierpi na te ataki i po jednym z nich myślała, że wszystko jest dobrze i zaczęła biegać. Zemdlała po kilku minutach.
- Znam siebie, nic mi nie będzie - zapewniłam. - A tak przy okazji, Lena Kapustka.
     Dwudziestu dwóch facetów rzuciło się na mnie przekrzykując się i przedstawiając. Nawet Lewandowski i Błaszczykowski, których uważałam za najbardziej poważnych i najmniej dziecinnych. Większość z nich nie była dużo wyższa ode mnie, ale jednak więc tak troszkę "utonęłam" wśród piłkarzy. Spojrzałam na przerażona na Bartka.
- CHŁOPAKI! ODSUŃCIE SIĘ! Ona się boi tłumów! - wrzasnął rozumiejąc. Natychmiast wszyscy cofnęli kilka kroków i spojrzeli na mnie z przerażeniem. - Pojedynczo - dodał mój brat.
     Więc zaczęli do mnie podchodzić i przedstawiać się pojedynczo. Kilku chyba próbowało mnie poderwać tekstami typu "Grasz tak dobrze jak wyglądasz?". Tym cudownym tekstem rzucił Stępiński. Odpowiedziałam: "Lepiej, ale mam nadzieję, że ty grasz lepiej niż podrywasz". Krychowiak walnął tekstem "Dzwonili do mnie z Nieba. Mówili, że im anioł uciekł. Nie martw się, nie powiem im gdzie jesteś". Spojrzałam na niego jak na idiotę i powiedziałam "Ten tekst jaskiniowcy obrazkami  wykuwali" co spotkało się z salwą śmiechu. Tylko Szczęsny nie wymyślił jakiegoś przereklamowanego tekstu i powiedział, że ładne mam imię. Ładnie podziękowałam i uśmiechnęłam się.  Nie miałam tego luksusu osobnej szatni, więc musiałam przebierać się z chłopakami, albo spóźnić się na trening. Z racji tego, że odkąd mój pierwszy trener wpoił mi, że mimo iż jestem jedyną dziewczyną w drużynie obowiązują mnie te same zasady co chłopaków nie mam problemu z przebieraniem się wśród płci przeciwnej, nawet jeżeli nikogo nie znam. Właśnie w tym momencie idę za małym tłumem w stronę murawy z korkami w ręce. Stresuję się, ale już mniej, bo chłopaki naprawdę wydają się być mili i tacy... przyjacielscy. Wchodzimy na boisko! Boże, jak tu jest pięknie. Tak wyjątkowo. Wyobraziłam sobie, że idę w biało czerwonym stroju, z orzełkiem na piersi trzymając za rękę jakieś dziecko. Usłyszałam wiwat kibiców. Rozejrzałam się z zachwytem.
- Robi wrażenie, co? - spytał Szczęsny, który zwolnił i szedł obok mnie. Spojrzałam na niego z zachwytem. On był kolosalny.
- Wielkie - powiedziałam znowu patrząc na trybuny i wyobrażając sobie tłumy skandujące moje imię. Marzenia. Czyż to nie piękna rzecz? Poszłam z nim i usiadłam na ławce. Przebierając zwykłe buty na korki rozglądałam się rozmarzonym wzrokiem po stadionie. Nigdy jeszcze tu nie byłam.
     Po pięciu okrążeniach na rozgrzewkę zaczęliśmy grać w dziadka. Pierwszy do kółka wszedł Stępiński i Wawrzyniak. Panowie, zwący się piłkarzami byli zaskoczeni, że od początku do końca gry ani przez chwile nie byłam w środku, chociaż byłam bardzo blisko. Może zaskoczeni to złe słowo, byli... Pod wrażeniem. Później mieliśmy podzielić się na drużyny. Trener Nawałka powiedział, żebyśmy my z Bartkiem wybierali jako rodzeństwo. W mojej drużynie był Fabiański, Lewandowski, Rybus, Pazdan, Glik, Linetty, Piszczek, Jodłowiec, Grosicki, Mączyński i ja. W drużynie Bartka: Szczęsny, Cionek, Salamon, Jędrzejczyk, Wawrzyniak, Błaszczykowski, Peszko, Starzyński, Zieliński, Stępiński i on. Reszta piłkarzy z powodu kontuzji, nie mogła jeszcze grać, więc odbywali swoje indywidualne treningi.
     Piąta minuta meczu, gra jest wyrównana, nie było jeszcze żadnych poważnych akcji, graliśmy na razie spokojnie, ale moja drużyna zdecydowanie wykonała więcej podań i dłużej byliśmy przy piłce. Szósta minuta, biegnę w stronę bramki Szczęsnego, podaję do Grosickiego, bo nikt go nie kryje, biegnę sprintem w stronę pola karnego, Wawrzyniak podaje do mnie, mam sytuację sam na sam z Wojtkiem, krótka kiwka, strzelam prawą nogą i GOOOL! Omijam Wojtka wracającego do bramki i biegnę w stronę drużyny. Robert mnie przytula, a z resztą przybijam piątki. Następną bramkę dla nas strzelił Robert w dwudziestej ósmej minucie. Dla drużyny przeciwnej strzelił Błaszczykowski w bodajże szesnastej minucie. Z uśmiechem na ustach gratuluję drużynie przeciwnej meczu, przy Bartku zatrzymuję się na dłużej.
- Nigdy ze mną nie wygrasz, młody - powiedziałam.
- To się jeszcze okaże - syknął. Był niezadowolony, a grał dobrze. Ale ten chłopak zawsze miał ambicje i był wściekły po każdym przegranym meczu. Teraz przeżywa to trochę lepiej, ale dalej jest nadwrażliwy na porażkę.
     Później mieliśmy jeszcze turniej karnych. Założyłam się ze Szczęsnym o dobre wino, że strzelę mu co najmniej pięć z dziesięciu. Strzeliłam osiem.
- Wisisz mi wino, bramkarzu - powiedziałam zmieniając korki na zwykłe buty.
- Ta, to może wpadniesz do mnie? Napijemy się winka, pogadamy? - zaproponował z uśmiechem.
- Szczena, nie podrywaj siostry młodego - "skarcił" go Krychowiak mrugając do mnie.
- Ależ ja jej nie podrywam tylko proponuje spłatę długu - odparł patrząc na mnie pytająco.
- Zaraz pomyślę, że specjalnie dałeś mi strzelić te karne - powiedziałam kręcąc głową.
- I tak bym ci zaproponował wyjście - powiedział. - To jak? Zgodzisz się?
- Nie wiem gdzie mieszkasz. - Wstałam.
- Wyślę ci adres... Nie, zaraz nie mam twojego numeru... Bartek ci poda, był już u mnie - powiedział po chwili. Spojrzałam na niego sceptycznie i przez chwile się zastanawiałam. Powinnam się umówić z w gruncie rzeczy obcym, starszym o pięć lat kolesiem? Ale to Wojtek Szczęsny! I on zaprasza cię do siebie!
- Niech ci będzie - powiedziałam w końcu.
- To jutro o osiemnastej? - spytał uśmiechając się rozbrajająco.
- Dobrze, Wojtusiu - powiedziałam wchodząc do szatni, w której jeszcze nikogo nie było. W głębi duszy cieszyłam się jak małe dziecko.

*************************************************************

Dobry wieczór! Jestem zmęczona, a jutro muszę wstać strasznie wcześnie! Chciałam ten rozdział dodać jeszcze dzisiaj i mi się udało! Mam nadzieję, że Wam się podoba. Proszę o komentarze i gwiazdki! Przez weekend nie będę miała dostępu do Internetu, więc następnego rozdziału spodziewajcie się dopiero wtorek - środa.
A teraz dobranoc!
Ela^^

Rozdział nie sprawdzny.

Siostra Kapustki || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz