XXXVIII

611 53 2
                                    

Wyszłam na świeże powietrze. Było już ciemno, ale i tak widziałam, jak mama biegnie za mną.
- Chloe! Zaczekaj!
- Mamo, chcę być teraz sama.
- Adam przeżywa teraz ciężkie chwile. Musisz go zrozumieć. On nie wie, że cię skrzywdził, ale potem to sobie uświadomi, zobaczysz.
Pokręciłam głową.
- A kiedy ja zostałam porwana przez Megatrona i też cierpiałam?
Mama mnie przytuliła.
- Każdy przeżywa ciężkie chwile na swój sposób. Chodź, jedziemy do domu.
Kiedy weszłyśmy do środka, szukałam wzrokiem Adama, ale nigdzie go nie było. Czyżby poszedł sam...? Nie, niemożliwe. Autoboty by go zatrzymały.
Moją uwagę przykuło łóżko szpitalne, na którym leżał Adam.
Co jest, do cholery?!
- Co się stało? - mama podbiegła do chłopaka.
Sideswipe, który był obok, wzruszył ramionami.
- Trzeba mu było podać środek uspokajający, bo zaczął świrować. Zawiozę go zaraz do domu, ale musicie mi pomóc, bo nie zaniosę go do łóżka.
Popatrzyłam po raz ostatni na zegar. 66:29:08.
Odwieźliśmy chłopaka do domu. Ja i mama położyłyśmy go na kanapie w salonie. Po schodach byłoby trochę ciężej.
Później dotarliśmy do domu. Byłam tak wyczerpana, że od razu położyłam się spać. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie ostatnie wydarzenia, jakie zdarzyły się w przeciągu tych dwóch dni. Martwy Megatron. Wysadzony statek Decepticonów. Ranny Ratchet. Uprowadzona Charlie. Boże. Chciałam, żeby to wszystko już się skończyło.

Obudził mnie klakson samochodu. Zaspana, wyjrzałam przez szybę. To Sideswipe. Otworzyłam okno i dałam mu znak, że już się śpię. Potem spojrzałam na zegarek.
Szlag! 13:08! Tak długo spałam?!
Pobiegłam do sypialni mamy. Też jeszcze spała. Potrząsnęłam nią.
- Mamo! Wstawaj! Jest już po trzynastej!
Mama mruknęła coś i otworzyła oczy.
- Co mówisz? - powiedziała zaspanym głosem.
- Jest już po trzynastej i musimy jechać do bazy. Sideswipe mnie obudził.
- O, cholera! - mama zerwała się z łóżka.
Ubrałyśmy się, zjadłyśmy w pośpiechu śniadanie i popędziłyśmy do samochodu.
- No nareszcie! - Sideswipe nie był zadowolony.
Pół godziny później byłyśmy już w bazie. Gdy tylko wysiadłyśmy, zobaczyłam Adama. Spojrzał mi w oczy, a ja odwróciłam wzrok.
Z przyzwyczajenia spojrzałam na zegar. Niemal ugięły się pode mną kolana. Na ekranie wyświetlone było:
11:43:28.
- Co jest?! - krzyknęłam. Przecież kiedy wyjeżdżałam, zegar wskazywał sześćdziesiąt sześć godzin.
Optimus podszedł do nas.
- Żniwiarze znów się odezwali. Uznali, że dali nam za dużo czasu i powiedzieli, że mamy teraz dwanaście godzin. Bawią się nami.
Poczułam piekące łzy. Miał rację. Dla nich byliśmy myszami, a oni kotami. A czasu było coraz mniej...

Obcy są wśród nasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz