Prolog

4K 295 36
                                    

   Moje oczy przeczesywały teren wokół wieży. Na dziedzińcu u stóp krzątali się ludzie. Większość z nich była magami. Podobno kiedyś mieszkało tu więcej Lomu, jednak teraz zostali wygnani, bądź sami odeszli.
   W zamkniętej przestrzeni zamku rozległ się dźwięk dzwonu, zwiastujący kolejną mijającą godzinę. Idealnie gładkie, marmurowe ściany odbiły głos i poniosły go dalej.
Za murami rozciągał się wspaniały las. Ptaki śpiewały, a promyki słońca igrały wśród kropel rosy. Całą harmonię psuł jeden szczegół.
   Tuż nad linią horyzontu unosił się czarny słup dymu.
   Palą kolejną wioskę. Powinnam coś z tym zrobić, ale nie mogę. Dlaczego mi bronią?
   Westchnęłam, odwracając wzrok.
   Poprawiłam jedwabny szal, który opadł z mojego ramienia. Wygładziłam materiał błękitnej sukni, prostując wszystkie zagięcia. Chwyciłam za lusterko i nerwowo schowałam kosmyk włosów za ucho.

   - Pani? - usłyszałam nieśmiały głos służącej.

   Odwróciłam się na pięcie, szeleszcząc suknią. Dziewczyna przyklęknęła na jedno kolano. Skinęłam dłonią, dając jej znak, że może wstać.

   - Mówiłam, abyś zwracała się do mnie po imieniu - zganiłam służącą.

   - Ale, pani... etykieta... - zaczęła nieśmiało, ale przerwałam jej zdecydowanym gestem dłoni.

   - Etykieta nic mnie nie obchodzi, szczególnie, że jesteśmy same. Jesteśmy w takim samym wieku i nie ma powodu, abyś musiała traktować mnie, jako osobę lepszą od siebie - przerwałam jej i uśmiechnęłam się.

    Dziewczyna pokiwała głową, patrząc w podłogę. Westchnęłam cicho, bo wiedziałam, że tak czy inaczej będzie zwracać się do mnie w oficjalny sposób. Nadal nie mogłam przywyknąć do tutejszych manier i zachowania ludzi.

   - Dlaczego tutaj przyszłaś, Nastio? Kto cię wysłał? - zapytałam po chwili.

   - Król prosił, aby szanowna pani zeszła do sali obrad - wymamrotała dziewczyna, na co westchnęłam po raz kolejny.

   Rzuciłam jeszcze okiem przez ramię, patrząc na słup dymu. Potem skierowałam wzrok na stare księgi i złoty wisiorek.

  - Pani?

   - Już idę.

    Odwróciłam głowę i ruszyłam za służącą. Nasze buty zastukały na skalnych stopniach. Kręte schody prowadziły na dół wieży, podczas gdy moje komnaty znajdowały się na samym szczycie.
   Echo naszych kroków odbijało się od ścian i wysokiego sufitu. Liczne arrasy i obrazy nieco tłumiły dźwięk, jednak pusty korytarz nadal brzmiał odgłosami uderzeń naszych obcasów o posadzkę. Wspaniała kolekcja zbroi stała pod ścianami i szczerzyła do nas zębami broni. Hol wydawał się opuszczony, ale dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się mu, okazywało się, że oprócz nas, była tu jeszcze dwójka ludzi.
   Dwie zbroje, które początkowo wzięłam za kolejne eksponaty, drgnęły na odgłos naszych kroków.
   Już z dala słychać było podniesione głosy parunastu mężczyzn, dobitnie wymieniających swoje poglądy.
   Westchnęłam cicho, stając przed masywnymi, dębowymi drzwiami. Za drewnianą powłoką czeka na mnie cała Rada.

  - Kto idzie? - zapytał jeden ze strażników. Otwarłam usta, aby odpowiedzieć, ale mnie uprzedzono.

   - Idzie Wielki Diwar, Posłaniec Światów: Silea, pochodząca z Erboaru - odparła Nastia.

  Strażnicy odsunęli się bez słowa, robiąc mi miejsce. Ale czy ja chciałam tam iść?

   - Życzę udanej narady, pani - powiedział cichy głosik za plecami, zanim zdążyłam popchnąć drzwi.

OrmundiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz