Hej, hej! Wszystkiego najlepszego z okazji Wielkanocy! Dobrego jajka, bogatego zajączka wielkanocnego, spędzenia tego czasu w gronie najbliższych... Ogólnie wszystkiego, o czym można zamarzyć! Roztopienia śniegu też by się przydało, bo mimo że go lubię, to jednak mam dosyć kurtek, czapek, szalików i niewiadomo, co jeszcze... Wesołego Alleluja!
Także ten, żegnam.
Jak coś, to nie jest rozdział, bo gdybym zatytułowała tę część "życzenia", to nikt by tu nie wszedł.
La, la, la...
Nadal tu jesteś?
Serio, możesz wracać do swoich spraw.
Nie ma rozdziału.
Nie przewijaj dalej
Serio.
Tu nic nie ma
Serio, nic a nic.
Pod żadnym pozorem nie przewijaj dalej!
Lubię cię. No i wesołego prima aprilis ;)
Rozdział 34
Podciągnęłam kolana pod brodę, nie zwracając uwagi na stłuczone żebra, obdarte kolana ani na piekące poparzenia. W tym okropnym zimnie liczyło się tylko jedno – ciepło ogniska.
Przy każdym wydechu z moich ust unosiła się para, a zęby szczękały z zimna. Marny płomień lizał mokre drewno, a ja robiłam wszystko, byleby tylko nie zamarznąć na tym cholernym pustkowiu. Przeklinałam swój skrajny idiotyzm i naiwność. Bo kto normalny idzie za duchem? No raczej nikt.
Nie byłam w stanie przypomnieć sobie, jaką drogą tutaj przyszłam, ani jak długo zdążyłam do tego miejsca. Pamiętałam tylko szaleńczy pęd, przyspieszony oddech, serce galopujące w mojej piersi niczym wiatr... i ją.
Nakia frunęła przed siebie bez słowa, lekka jak piórko, zdająca się nie zważać na jakąkolwiek przeszkodę na swojej drodze. Wyleciała jak strzała przez wyście z groty, a ja bez namysłu pobiegłam za nią, przeklinając powolność.
Bliźniaczka przemykała pomiędzy drzewami jak cień, nie zwalniając ani na sekundę. Krzyczałam, prosząc, aby zwolniła, ta jednak nie zwracała na mnie uwagi. Pędziłam za nią, czując jak każda poobijana kostka w moim ciele głośno protestuje. Ja jednak nie mogłam się zatrzymać, nie mogłam tego tak zostawić. Napędzało mnie poczucie winy i nadzieja, że dziewczyna jeszcze żyje. Byłam głupia. Cholernie głupia.
Nie patrzyłam, w którą stronę biegnę, nie zwracałam uwagi na otoczenie, liczyła się tylko drobna postać przede mną. Na co ja liczyłam? Że Nakia cudownie żyje? Że może zaprowadzi mnie do siostry? Nie wiem.
Nakia oddalała się coraz dalej i dalej, aż wreszcie zniknęła mi z oczu. Biegłam przez siebie dalej, coraz mocniej tracąc siły. Pochwa od miecza płatała mi się między nogami, dodatkowo utrudniając szaleńczą pogoń.
Poruszałam się, aż moje ciało stanowczo odmówiło posłuszeństwa. Upadłam na kolana, nie mając siły wstać. Krzyczałam za postacią tak długo, aż poczułam, że zdarłam sobie gardło i, zamiast słów, z moich ust wydobywają się tylko dziwne, skrzeczące dźwięki. Na nic, dziewczyna nie wróciła.
A ja utknęłam tutaj, wyczerpana, przemarznięta do szpiku kości i przemoczona do suchej nitki, nie mogąc się nawet osuszyć. Nie wiedziałam, gdzie jest Aret, Ben, cała reszta...
Uczono nas, że kiedy się zgubimy, powinniśmy zostać w jednym miejscu i czekać. Więc właśnie to robiłam. Czekałam.
Jednak każda kolejna sekunda doprowadzała mnie do coraz głębszej rozpaczy. Szczękałam zębami z zimna i zastanawiałam się, co by było, gdybym nie miała zwiększonej odporności na niskie temperatury. Jak to jest umrzeć z przemrożenia? Ponoć pod koniec już nic nie czujesz, a ciebie ogarnia przyjemne ciepło, drwiąc z twojej sytuacji.
Zerwałam się na równe nogi, tupiąc, aby pobudzić krążenie.
Nie umrę tu, nie ma nawet takiej opcji.
Dorzuciłam drewna do ognia. Dziękowałam niebiosom, że nie wszystkie swoje rzeczy trzymałam w jukach, a tak się złożyło, że krzesiwo miałam przy sobie. Gdyby nie to...
Potrząsnęłam głową, chuchając w dłonie. Musiałam myśleć pozytywnie, ale w tej sytuacji było to co najmniej trudne.
Oczy kleiły mi się ze zmęczenia, ale ja nie mogłam spać. Musiałam pilnować ognia. Na takim odludziu musiał być dobrze widoczny z daleka. O to mi chodziło, może przyjaciele zobaczą światło. W tych drobnych płomieniach pokładałam całą swoją nadzieję. A rankiem... rankiem nie zamierzałam czekać.
Gdzieś w oddali zawył wilk, a po chwili odezwał się kolejny, żałośnie wołając do księżyca.
Ogień powinien odstraszyć dzikie zwierzęta, uspokajałam się, jednak mimo to przez moje plecy przebiegł dreszcz strachu. Te góry z pewnością nie były zamieszkane przez zwykłe stworzenia, a płomienie tak widoczne na pustkowiu, mogą zwabić niektóre z nich. Przymknęłam oczy. Chciałam znowu być z przyjaciółmi, wśród których nic nie wydawało się tak przerażające.
Dorzuciłam więcej drewna, siadając na powrót na zimnej ziemii i oplatając kolana rękoma. To będzie długa noc.***
Zasnęłam.
Dotarło to do mnie dopiero, gdy się obudziłam.
Czułam jak zesztywniałe z zimna ciało czuje nieco ciepła. Niemal bezwiednie wyciągnęłam dłoń w kierunku przyjemnego promieniowania. Syknęłam z bólu, gdy moja dłoń natrafiła na gorący węgiel. Cofnęłam ją natychmiast.– Niech panienka uważa...
Zerwałam się na równe nogi. Od razu zachwiałam się, tracąc równowagę. Świat na chwilkę zasnuł mrok.
Czyjeś ręce łagodnie mnie podtrzymały, do czasu aż ciemne mroczki przestały latać mi przed oczami, a moje nogi odzyskały czucie. Nie mam pojęcia, jakim cudem nie zgniotłam drobnej dziewczyny.
Usiadłam na ziemi, nadal wspomagana przez delikatne dłonie. Nie wiedziałam, czy to nie kolejna zmora stworzona przez aurę gór. Nie wiedziałam, czy to nie jest chory wymysł mojej wyobraźni. Bardzo chciałam jednak wierzyć, że to się dzieje na prawdę, a ja nie jestem sama.
Podniosłam wzrok, oślepiona nieco przez słońce wiszące nad linią szczytów.– Nakia? – wyszeptałam spierzchniętymi ustami.
Dziewczyna pokręciła głową. Nie widziałam dokładnie twarzy, ale mogłam przysiąc, że pojawił się na niej smutny uśmiech. Drobna sylwetka przykucnęła, a ja zobaczyłam drobne piegi i piwne tęczówki z drobinkami złota.
– Musiałam zniknąć. Jest panienka zła?
Już otworzyłam usta, żeby potwierdzić. Powiedzieć, jak cholernie się o nią martwiłam. O wyrzutach sumienia. O tym, jak bardzo żałowałam zabrania sióstr ze sobą. Gdyby nie ja, ani jedna z nich nie znalazłaby się w niebezpieczeństwie. O wszystkich rozterkach, jakie przeżywaliśmy przed wyruszeniem w dalszą drogę. Z jednej strony szukanie bliźniaczki, z drugiej – zobowiązanie wobec królestwa i naglący czas.
Ale po chwili zamknęłam usta.– Dobrze, że jesteś – wyszeptałam tylko.
Zaskoczenie malujące się na twarzy Nastii nieco mnie rozbawiło. Uśmiechnąłam się do dziewczyny.
– Musimy znaleźć resztę. A w tym czasie, proszę, opowiedz mi, gdzie byłaś – powiedziałam, wstając. Magini ognia skinęła głową, niemal natychmiast stając u mojego boku.
– Dobrze. Ale najpierw... najpierw muszę panience coś pokazać.
Uniosłam wzrok, napotykając spojrzenie Nastii. Wahałam się. Znikła tak nagle, teraz chce, żebym za nią poszła... Czy mogę jej ufać? Pewna część mnie chciała, aby tak było. Jednak ta druga, racjonalna, mówiła, że lepiej uważać.
Jednak, patrząc w wierne oczy dziewczyny, nie mogłam jej odmówić.~*~
Ogłoszenia parafialneKtoś ostatnio się pytał, kiedy dodam rozdział. Odpisałam, że za góra dwa tygodnie. I w tym momencie chciałabym go bardzo przeprosić, ponieważ, jak zwykle, nie wyszło.
Nie mam zbyt wiele na swoje usprawiedliwienie. Właściwie to nie mam nic. Ale jeśli poprawię Wam humor, to mogę napisać, że mnie pokarało. Przez dwa dni miałam gorączkę, a potem mama nie chciała mnie wypuścić z domu, a oto tego skutek. W końcu udało mi się zebrać w sobie, aby coś napisać. Nie są to wyżyny, niestety, ale mniej ostatnio piszę i chyba wyszłam z wprawy. Ale za niedługo święta, potem majówka, to się nadrobi zaległości.
Jeszcze raz przepraszam i życzę wesołego jajka!
Silea
CZYTASZ
Ormundia
Fantasy" - Moc została opanowana. Mimo że nadal sprawia trudności Diwarowi, jest on już gotowy aby stawić czoła swojemu i naszemu wrogowi." Silea rusza w długą podróż, aby zgładzić swojego największego wroga. Zaopatrzona w listy Ununchiego, swoje zdolnoś...