Po lesie rozniosło się echo skrzeku jakiegoś nocnego ptaka. Chwilę później sowa przeleciała nam nad głowami.
Siedziałam na mokrej ziemi, przeklinając deszcz. Ani ja, ani Naloson nie potrafiliśmy wyciągnąć wsiąkniętej wody z ziemi.
Wszyscy już spali. Ben cicho pochrapywał, wtulony w bok Areta. Naloson gadał przez sen, a bliźniaczki co jakiś czas wierciły się niespokojnie. Tyruei ułożył się wygodnie na ziemi. Z daleka mógłby zostać uznany za jakąś skałę. Tylko Kiczoko nie spał.
Siedziałam oparta o drzewo, bacznie przyglądając się staremu magowi, który jakby nigdy nic rysował coś patykiem na ziemi.- Dlaczego tu jesteście? Bezpieczniej dla was byłoby zostać na zamku - mruknęłam w końcu, zła na Kiczoka, że postąpił tak lekkomyślnie.
- Nie poradzilibyście sobie bez nas - odparł starzec, wzruszając ramionami, jakby to było oczywiste. Zgrzytnęłam zębami.
- Skąd niby ta pewność? - zapytałam, siląc się na spokojny ton.
- Macie po dziesięć lat, do cholery! - mruknął, zaczynając przerzucać patyk z ręki do ręki.
- Nie dziesięć. Prawie szesnaście - warknąłam zła na mężczyznę.
- To nie zmienia faktu, że dopiero co odstawiliście mleko matek spod nosa - odparł, po raz kolejny wzruszając ramionami.
Westchnęłam cicho, mając ochotę w coś kopnąć. Cieszyłam się z obecności Tyrueiego. Obecność smoka burzy mogła być bardzo przydatna. Co prawda, trudno będzie go ukryć, ale coś się wymyśli.
Natomiast Ben miał tylko dziesięć lat. W zamku byłby bezpieczny. A Kiczoko? On do ma dobrze powyżej sześćdziesiątki! Owszem, trzyma się dobrze, ale nie wiadomo, jak zniesie taką podróż.- Ty i Ben wracacie do zamku. Jutro - ucięłam.
- Nie ma mowy. Poza tym to niestety nie możliwe. Mogło się zdarzyć, że dokonałem czegoś w rodzaju zdrady stanu czy coś - mruknął starzec, ale pomimo niezbyt miłej treści, jego oczy się uśmiechały. Westchnęłam głośno.
- Jak z dzieckiem! - warknąłam, po czym wpadłam na jeszcze lepszy pomysł. - W takim razie zostajecie w najbliższej wiosce Lomu.
- Obawiam się, że to także jest niemożliwe - powiedział, uśmiechając się szeroko.
- A to niby dlaczego? - zapytałam z jadem w głosie.
- Takie wioski są stale kontrolowane - odparł, szczerząc się. - Przecież moglibyśmy wpaść w ręce żołnierzy ognia. Albo, nie daj losie, naszych!
Westchnęłam i ze złością uderzyłam tyłem głowy w pień drzewa za mną. Nie pomogło.
- Niech ci będzie. Zostajecie. Ale przy pierwszej lepszej okazji odstawimy was w bezpieczne miejsce - mruknęłam.
Kiczoko tylko uśmiechnął się pod nosem z wyższością. Złamał patyk i rzucił jego fragmentami w krzaki. Wstał, otrzepując spodnie z mokrej ziemi.
- W takim razie życzę dobrej nocy - odrzekł Kiczoko, udając się na swoje miejsce. Zarzucił na siebie koc i po chwili słychać było jego głośne chrapanie.
Zamknęłam oczy, opierając głowę o korę drzewa. Chciałam już zasnąć, ale nie mogłam. Ktoś musiał trzymać wartę. Pierwszej nocy nie było to konieczne, ale teraz byliśmy na otwartym terenie. Do tego niebezpieczna sytuacja z dzisiejszego dnia skutecznie pokazała nam, że trzeba mieć się cały czas na baczności.
Zastukałam palcem w ziemię, otwierając oczy. Przeczesałam wzrokiem teren, ale nie zastałam nic podejrzanego. Wytężyłam słuch, ale i tym razem nie usłyszałam nic oprócz równomiernych oddechów towarzyszy.
Ciszę lasu rozdarł nieludzki, wibrujący krzyk. Serce podskoczyło mi do gardła, ale na szczęście odgłos dobiegał z daleka. Drzewa niosły echo przez długą drogę.
Zamknęłam oczy, uspokajając się. Postanowiłam nie budzić nikogo. Już i tak dziwne, że ten odgłos nie obudził żadnego z moich towarzyszy.
Gdy minął wyznaczony czas, obudziłam Nalosona. Wspomniałam mu tylko, aby uważał, bo słyszałam gdzieś w oddali. Chłopak pokiwał głową.***
Następnego dnia skręciliśmy nieco na wschód, ponieważ bagna zaczęły dawać o sobie znać. Szczególnie cierpiał smok błyskawic, ponieważ co chwila zachaczał głową o niskie gałęzie.
Pod wieczór gęsty, bagnisty las przerzedził się i z każdym krokiem było coraz łatwiej iść.
Do moich nozdrzy dotarł swąd spalenizny. Pełna złych przeczuć, zatrzymałam się. Rozglądnęłam się niespokojnie, poprawiając uchwyt mojej torby.- Też to czujecie? - zapytałam, po raz kolejny wciągając głośno powietrze.
- Niby co? - spytał Naloson, również się zatrzymując.
- Dym - odparłam. Naloson wciągnął głośno powietrze nosem.
- Nie. Ja nic nie czuję - odpowiedział ze zdziwieniem.
- Silea ma rację. Tu czuć dym. Zapach jest jeszcze słaby, ale wydaje mi się, że zbliżamy się do jego źródła - stwierdził smok, stając obok nas.
Dopiero teraz złączyłam fakty. Nocny nieludzki krzyk dobiegał z właśnie z tego rejonu. Moje przeczucia były coraz gorsze.
Wszelkie wątpliwości rozwiał widok, który zastaliśmy po wyjściu z lasu.
Z trudem powstrzymałam odruch wymiotny. Nalosonowi się to nie udało.
Zapach, jaki nagle w nas uderzył, był okropny. Powietrze było gęste od smrodu krwi i uryny.
Ciała zmasakrowanych wieśniaków jeszcze się nie zaczęły rozkładać, ale woń z pewnością nie należała do przyjemnych.
Parę metrów ode mnie leżało pierwsze ciało. A dokładniej korpus. Reszta leżała porozrzucana na wszystkie strony. Głowa została przyczepiona do drzewa za włosy. Dziewczynka mogła mieć góra dziesięć lat. Pod spodem widniał krwawy napis: "Śmierć Lomu!".
Przełknęłam ślinę, razem z cofającym się jedzeniem. Aret, który przez cały czas stał jak wmurowany, nagle się zreflektował i zasłonił oczy Benowi.- Chodźmy stąd szybko - wyszeptałam przez ściśnięte gardło.
- Trzeba jakoś pogrzebać te ciała - zaprotestował Kiczoko. Obrzuciłam go zimnym spojrzeniem.
- Nie. Nie chcę na to patrzeć - wycedziłam przez zęby i odwróciłam się na pięcie, nie czekając na resztę.
~*~
Witam, witam i pozdrawiam!
Wystartowałam z shotami, na razie są tylko wyjaśnienia, ale pierwsza opowieść już się robi.
Zapomniałam jeszcze Wam się pochwalić - udało mi się przejść z dwóch konkursów kuratoryjnych! Nie macie nawet pojęcia, jak się cieszę ^^
Życzę miłego wieczoru/dnia/nocy/kiedy Wy to czytacie!
Silea
CZYTASZ
Ormundia
Fantasy" - Moc została opanowana. Mimo że nadal sprawia trudności Diwarowi, jest on już gotowy aby stawić czoła swojemu i naszemu wrogowi." Silea rusza w długą podróż, aby zgładzić swojego największego wroga. Zaopatrzona w listy Ununchiego, swoje zdolnoś...