Rozdział 31 + info

927 71 8
                                    

   Las szemrał cicho, a drobny strumień płynął wartko . Drobne, błyszczące rybki baraszkowały w wodzie wolne od jakichkolwiek trosk. Księżyc wisiał wysoko na niebie, roztaczając wokół siebie tajemniczą łunę. Jego srebrne błyski odbijały się od krystalicznie czystej wody. Drobne gwiazdy były możliwe do zobaczenia w pełnej okazałości, gdyż na niebie nie było ani jednej chmurki. Odległe punkty układały się w kompletnie obce konstelacje i wzory. Pogoda była piękna, a noc po raz pierwszy od dawna wyjątkowo ciepła.
  Siedziałam na skale, co jakiś czas rzucając odłamki kamieni w nurt. Strumyk znalazłam przypadkiem, całkiem niedaleko obozu, a zakole, nad którym odpoczywałam, było ukryte przed niepożądanym wzrokiem. Było mi dobrze, mogłam pozwolić myślom płynąć, nie czując na sobie cały czas troskliwych, ale także nader uciążliwych, spojrzeń.
Tajemniczy brodaci mężczyźni nie odzywali się praktycznie wcale, a ja bałam się zapytać, kim właściwie są, ponieważ mogłoby zostać to uznane za wścibstwo. Obawiałam się, że wezmą to za zniewagę i nas opuszczą. Dodatkowo jednak ich ciągłe, tajemnicze milczenie potęgowało aurę tajemniczości wokół nich, co jeszcze mocniej wzmagało moją ciekawość. Mimo to pewniej się czułam w ich obecności, szczególnie, że wszyscy byliśmy wyczerpani, a część z nas nadal lizała rany po ostatniej porażce. Zdawali się zapewniać nam bezpieczeństwo, zajmowali się ranami, a mnie coraz bardziej ciekawiło, kim są. Owszem, mogłam się o to spytać Kiczoka, jednak zawsze w pobliżu był jeden z nich, który pilnował, abym nie przemęczyła się aż nadto. Odganiał wszystkich po kilku minutach rozmowy, skazując mnie tym samym na trudną do zniesienia ciszę, dręczącą mnie, gdy nie miałam, czym zająć myśli. Pozostawało mi zaufać przyjaciołom, którzy z jakiegoś powodu nie byli zaskoczeni zachowaniem mężczyzn.
   Z ulgą zobaczyłam resztę i stwierdziłam, że to ja byłam ranna najbardziej. Ben nawet nie miał najlżejszego zadrapania, a Naloson i Aret tylko w kilku miejscach mieli lekkie poparzenia. O Nastii nie wiedziałam nic, tak jak wszyscy. Widziałam chłopaków, którzy na zmianę kilkakrotnie wyprawiali się w las, aby ją odnaleźć. Na daremno, bo dziewczyna jakby zapadła się pod ziemię. Źle czułam się z tym, że nie mogłam pomóc w poszukiwaniach.
   Po dwóch dniach jednak regeneracja postąpiła o tyle, że mogłam spokojnie chodzić, i jakoś funkcjonować. Chwilami miałam wrażenie, że jeśli dostatecznie się skupię, to mogę kontrolować w pewnym stopniu ten proces. Wrażenie to jednak szybko mijało, gdy ból nasilał się i stawał się nie do zniesienia.
   Cały czas nie mogłam spać. Dotarło do mnie, że to nie ból nie pozwalał mi zamknąć oczy. To był strach, który zżerał mnie od środka. Bałam się przyszłości, że taka sytuacja się powtórzy. Że znowu nie będę mogła nic zrobić, będę zmuszona patrzeć, jak inni cierpią. Nie byliśmy nawet w połowie drogi, a już straciłam przyjaciółkę.
   Przez chwilę rozważałam poddanie się, jednak wtedy dotarło do mnie, że jest już za późno. Nie mieliśmy jak się wycofać, zamek nie był już miejscem bezpiecznym. Pozostawały jeszcze małe wsie, przecież da się w nich ukryć, jeśli mieszkańcy przyjmą nas w swoje grono. Byli nieufni, to prawda, ale przecież nie odwrócili by się od potrzebujących pomocy.
   Z drugiej strony jednak... tyle osób wierzyło we mnie i to, że zakończę tę wojnę. Mimo że ja wcale nie czułam, że potrafię to zrobić. Ba, ja nie miałam chociażby prawa wyboru! Wszystko działo się tak szybko, a ja nawet nie zgodziłam się na to, co mnie spotkało. Te wszystkie dziwne rzeczy były piękne i niezwykłe, ale też przerażające. Skazywały mnie na strach, prześladujący każdego dnia i podążający krok w krok. Zmuszały do kłamstwa i bycia nie fair w stosunku do osób, które były moją rodziną. Wiem, że są ludzie, którzy zgodzili by się na taki los bez wahania czy mrugnięcia okiem. Dlaczego więc wybrano mnie, dziewczynę, która nawet nie potrafi obronić się w swoim rodzimym świecie?
  Nie znałam odpowiedzi na to pytanie, a Sumun milczał. Na daremno próbowałam go przyzwać. Pozostawał głuchy na moje prośby, z czasem zamieniające się w błagania. Nie miał kto rozwiać moich wątpliwości, które z każdą chwilą narastały i zaczynały się spiętrzać. Bezczynność nie pozwalała mi zapomnieć, a ja sama nie miałam czym zająć swoich myśli. Samotność nie pomagała.
  Zastukałam palcami o kolano. Nie ruszyliśmy się z miejsca od mojego przebudzenia. Każdego dnia ginęli ludzie, a ja trwałam w miejscu. Znowu.
   Westchnęłam cicho, wstając powoli. Odkąd mój stan się poprawił, nie byłam pilnowana aż tak rystrykcyjnie. Miałam pewne pole manewru, pozwalano mi na więcej, jednak cały czas obok znajdował się ktoś, kto pilnował mnie i mojego zdrowia. Troska ta, mimo że z początku przyjemna i przyjmowana z wdzięcznością, z czasem jednak stała się także uciążliwa. Traktowano mnie jak dziecko, które uczy się chodzić i z każdą chwilą może zrobić sobie krzywdę. Brak przyjemnej samotności, którą tak bardzo ceniłam, doskwierał mi coraz mocniej. Dlatego chyba nie dziwnym było, że przy pierwszej okazji skorzystałam z szansy i wymknęłam się po cichu z obozu, zostawiając uprzednio krótki liścik informujący o moich zamiarach. Litery na nim były koślawe i sprawiały wrażenie napisanych przez sześciolatka. Doskonale posługiwałam się tamtejszym językiem, jednak pismo, z perspektywy alfabetu łacińskiego, było dziwne i jego nauka w dalszym ciągu szła mi mozolnie.
  Otrzepałam spodnie, wstając. W nierównej tafli wody widziałam swoje odbicie, które tak zmieniło się w ciągu zaledwie paru dni.
   Wystające kości policzkowe pod wpływem trosk i zmartwień jeszcze bardziej się uwydatniły. Świeże blizny odbijały się na tle opalonej karnacji. Jedna widniała tuż nad prawym kącikiem ust. Była wąska i podłużna z poszarpanym brzegiem. Druga, większa i bardziej nieregularna, widniała pod lewą brwią, ciągnęła się przez policzek i kończyła pod uchem. Nie łudziłam się nawet, że kiedykolwiek znikną całkowicie. W trakcie tych kilku dni zdążyłam pogodzić się z faktem, że moja twarz będzie oszpecona już na zawsze.
   Kruczoczarne włosy w trakcie nieudanej próby spalenia mnie na stosie zapłonęły na prawej stronie, przez co na jednej ze skroni miałam je krótkie, ledwo wystające znad skóry. Druga połowa po staremu spływała mi na ramię, gdzie nie gdzie widać było tylko kilka krótszych pasem.
   W przypływie wściekłości złapałam za rękojeść noża i złapałam za długi kosmyk z lewej strony. Zacisnęłam zęby, tnąc. Po chwili do nurtu wpadały kolejne pasma, a za nimi następne. Nóż upadł na ziemię z cichym stukiem, a ja ukryłam twarz w dłoniach. Furia mieszała się ze smutkiem, tworząc mieszaninę wybuchową. Magia drżała wokół, powodując mrowienie w końcówkach palców i drżenie pleców. Galopujące myśli zwolniły, zmieniając się w kłus, a potem w równomierny stęp. I choć nadal nie umiałam ich uspokoić, to jednak mogłam w jakimś stopniu je kontrolować.
   Gdy udało mi się uspokoić nerwy, odjęłam dłonie od twarzy. Spojrzałam w oczy swojemu odbiciu. Te odpowiedziało mi hardo.

   – Damy radę, prawda? - zapytałam próżnię. Oczywiście nikt mi nie odpowiedział.

~*~

   Las był cichy, kojący. Nie była to przerażająca cisza, wręcz przeciwnie. Żaby skrzeczały do księżyca, na przemian podwyższając i opuszczając tonację. Nietoperze szeleściły skrzydłami pomiędzy koronami drzew. Ptaki nocne ćwierkały zaciekle, walcząc o dominację nad pozostałymi dźwiękami wiekowej puszczy.
   Tylko ja nie wydawałam z siebie odgłosu. Jedynie lekko przyspieszony oddech i bicie serca mogło dać komuś o mnie jakiekolwiek znak. Na całe szczęście nie dało, a ja mogłam bez niepokoju przemieszczać się po poszyciu leśnym.
   Czułam się zdecydowanie lepiej niż zaledwie kilka godzin temu. Możliwość bycia na chwilę sama ze sobą była nieoceniona. Nareszcie mogłam robić, co chciałam, bez zatroskanych spojrzeń. Może moje plany były nieroztropne, może nie. W tamtej chwili wydawało mi się to jednak najlepszą decyzją i byłam zdecydowana je wykonać, chociażby nie wiem co.
   W oddali zawył samotny wilk.

~*~

No i co postanowiła nasza Sili? Czekam na wasze teorie ;) Niczemu nie będę zaprzeczać, niczemu potakiwać. Przecież ja tu tylko sprzątam. Ja nic nie wiem.

Chciałam też bardzo przeprosić, że nie odpisuję na komentarze. Strasznie trudno ostatnio znaleźć mi czas na cokolwiek. Ale zawsze staram się je czytać, więc proszę, nie miejcie mi tego za złe. Do tego dochodzi też sprawa osób, które prosiły mnie o rady... tutaj niestety sytuacja jest podobna. Ale tak, jak obiecałam, zajrzę! Nie wiem tylko, kiedy...

Wiem, rozdział miał być dawno. No i miała być w nim jakaś akcja. Niezbyt stykło, jak widać :/ Całe te przemyślenia przeciągły się strasznie długo, a taki rozdział źle mi się sprawdza. Wiem, słabe usprawiedliwienie. Ale w ramach rekompensaty następna część pojawi się szybciej ;)

+ Mam dla Was informację. Otóż zaczęło się głosowanie na najlepsze opowiadanie, m.in. fantasy na Wattpadzie. Możecie znaleźć je pod frazą "Ailes Award - 2017". Ktoś nawet nominował moją pierwszą część serii Światów, za co bardzo mu dziękuję. Nie chciałabym Was namawiać, abyście na mnie głosowali, ale jest tam tak wiele perełek, które w pełni zasługują na tę nagrodę. Dlatego serdecznie zapraszam Was do głosowania na nie!

Pozdrawiam

Silea

OrmundiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz