Rozdział 11

1.2K 154 25
                                    

   Zmęczone dotarłyśmy do mojej komnaty. Miałam wrażenie, że zaraz mi odpadną nogi, więc bez zbędnych ceregieli rzuciłam się na łóżko. Westchnęłam z ulgą. Zmęczenie, które wyparowało pod wpływem wcześniejszych emocji, powróciło ze zdwojoną siłą.
  Z ulgą zamknęłam oczy, wtulając się jeszcze mocniej w pościel.

  - Panienko? - usłyszałam niepewny głos Nastii.

  - O co chodzi? - wymamrotałam, już prawie śpiąc.

  - Co będzie z dzisiejszą naradą? - zapytała służąca, a ja zaklęłam w odpowiedzi.

  Uniosłam głowę, mrużąc oczy w blasku słońca. Patrzyłam przez okno, aby sprawdzić, w jakiej pozycji znajduje się wielka gwiazda. Szybko oceniłam, ile mam czasu i po raz kolejny zaklęłam. Tym razem w myślach.

  - Idź się połóż - powiedziałam po chwili do Nastii, która też ledwo stała na nogach. - Poradzę sobie, a dobrze by było, gdyby choć jedna z nas się wyspała.

  Nastia pokiwała głową, nawet nie próbując protestować. Najwyraźniej była zbyt wyczerpana nieprzespaną nocą. Powolnym krokiem wyszła z mojej komnaty, a ja westchnęłam. Wstałam, przecierając zmęczone oczy. Jeśli chciałam zdążyć, powinnam zacząć się szykować.
  Dość sprawnie udało mi się przywdziać ciężką, błękitną suknię. Gorzej poszło z kokiem. Przy trzeciej próbie ogarnięcia moich włosów po prostu się poddałam i zaplotłam je w warkocz. Związałam go na końcu niebieską wstążką, aby była pod kolor sukni.
  Zanuciłam pod nosem piosenkę, aby choć trochę odgonić zmęczenie. Zrobiłam jako taki porządek na biurku, bo została mi jeszcze chwilka. Spojrzałam przez okno i stwierdziłam, że już czas.
   Pomimo klejących się oczu, wyszłam z pokoju i szybkim krokiem ruszyłam do sali narad.
  Już na korytarzu zauważyłam, że coś jest nie tak. Służba biegała, wykrzykując polecenia do innych. Parę razy omal nie zostałam stratowana przez pędzących ludzi. Za każdym razem, gdy pragnęłam dowiedzieć się czegokolwiek, strażnicy albo mnie ignorowali, albo kręcili tylko głowami i ruszali dalej.
  Zrezygnowana przyspieszyłam kroku. Musiałam w końcu dowiedzieć się, o co tutaj chodzi, a jedynym sensownym wyjściem było zapytanie o to Kiczoka, który zapewne był już z innymi radcami.
  Ze zdziwieniem zauważyłam, że wszyscy czekają przed drzwiami komnaty królewskiej. Niektórzy nerwowo chodzili w tą i z powrotem, a inni nerwowo wyłamywali sobie palce. Smoki przestępywały z łapy na łapę. Zaskoczona, stanęłam jak wryta.

  - Jak to, nie mogę tam wejść!? Jestem krewnym króla, mam do tego prawo, do jasnej cholery! - z ulgą usłyszałam znajomy głos Kiczoka. Mężczyzna stał z boku i głośno wykłócał się ze strażnikiem. Jego twarz miała kolor purpury.

  - Szanowny panie, król...

  - Wiem, co król! Chcę go zobaczyć! Zaraza by wzięła was i te wasze durne wymówki! - warknął mężczyzna, próbując przejść, jednak dwie ostre piki skutecznie powstrzymały jego zamiary.

  Podeszłam do mężczyzny, kładąc mu rękę na ramieniu. Starzec odwrócił się gwałtownie, a ja z bliska zauważyłam, że żyłka na jego skroni tętniła mocno. Spojrzenie mężczyzny ciskało pioruny.

  - Co się dzieje? - zapytałam niepewnie, a wzrok starca momentalnie złagodniał. W jego oczach błysnęły łzy bezsilności.

  - Tigard umiera - powiedział bezsilnym głosem.

  Moje serce się zatrzymało tylko po to, aby po chwili bić w szaleńczym tempie. Przez głowę przepływało mi tysiące myśli, a moje oczy kilkakrotnie zamrugały.

  - Jak? - wykrztusiłam jedyne, co byłam w stanie.

  - Ty nam to wyjaśnij, Diwarze - usłyszałam oschły głos podstarzałego maga powietrza, który od początku przysłuchiwał się naszej rozmowie.

  - Słucham? - zapytałam, nadal będąc w szoku i nie do końca kontaktując ze światem zewnętrznym przez zmęczenie.

  - Nie było cię w komnacie, gdy króla spotkało nieprzyjemne otrucie - warknął, oskarżycielsko pokazując na mnie palcem.

  Zaschło mi w gardle, a serce załomotało jeszcze mocniej, o ile w ogóle było to jeszcze możliwe.
Nie byłam w stanie odpowiedzieć, z powodu zaskoczenia, jakie mnie ogarnęło. Moja twarz musiała pokazać mężczyźnie wszystko, bo mag powietrza uśmiechnął się triumfująco.

  - Kobieta. Bo któż inny mógł zdradzić? - zapytał radca, czym odblokował mi zdolność mowy.

  - Nie zdradziłam! - zaprotestowałam głośno.

  - Nie było cię w twoim apartamencie. Nie możesz zaprzeczyć. Widzieli to służący oraz ja - odparł spokojnie mężczyzna, zakładając ręce za plecami.

  - Owszem. Nie zamierzam temu przeczyć - wycedziłam przez zęby, widząc, że ma dowody.

  - Gdzież wtedy był wielki Diwar? Może u swego ukochanego? - warknął mag, a moja twarz stężała z oburzenia. Zresztą nie tylko moja.

  Kiczoko rzucił się na oskarżyciela, ale powstrzymały go silne ramiona innych radców, którzy zbliżyli się, aby przysłuchać się dyskusji. Nawet nie zauważyłam, kiedy się pojawili. Na szczęście, szybko się uspokoił.

  - Jak śmiesz mówić tak do Diwara - wycedził przez zęby, już nieco uspokojony.

  - Pytam się tylko oskarżoną o zamach stanu, czy ma cokolwiek na swoją obronę - warknął mag powietrza. - Więc jak było? - zapytał, patrząc na mnie.

  W pierwszym odruchu chciałam powiedzieć, gdzie byłam i co robiłam. Na szczęście w porę ugryzłam się w język. Nie mogłam przecież zdradzić Nastii, która mi zaufała. Nie byłam w stanie wydać służącej, aby uratować własną skórę.

  - Nie mogę powiedzieć - odparłam ze zrezygnowaniem.

  Twarz maga powietrza wyraziła triumf. Jego drapieżny uśmiech przyprawił mnie o dreszcze. Skinął głową na strażników, którzy złapali mnie za ramiona. Nawet nie próbowałam się wyrwać. Nie miało to sensu.
  Tak właśnie zakończy się moja historia Diwara. Oni mają rację. Nie nadaję się na Posłańca. I za moją omyłkę zapłacę życiem - pomyślałam ze smutkiem. 

~*~

Hehe. Nie ma to jak dodać polsatowe zakończenie ^^

Też Was lubię :)

Ktoś był na Rogue One i chce podyskutować?

Ciekawostka 9

Nakia i Nastia są "najmłodsze" ze wszystkich dotychczasowych bohaterów pod względem ich wymyślenia.

Pozdroski

Silea

OrmundiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz