Piosenka: DIMINUEDO (Lawless feat. Britt Warner)
Widzisz błędy? Daj mi znać!~*~
Zawieszona na granicy jawy i snu przetrwałam długą, męczącą noc, a gdy wstało słońce, czułam się jeszcze bardziej wyczerpana niż w momencie, gdy ono zaszło za horyzont parę godzin temu.
Pamiętałam jak przez mgłę, że około godziny po północy jeden z brodatych mężczyzn podszedł, aby zmienić mi opatrunki. Chyba uśmiechnęłam się w podzięce.
W tym letargu zdołałam przemyśleć pewne rzeczy, jednak starannie omijałam temat bliźniaczek.
Przede wszystkim zadałam sobie pytanie: kim właściwie są ludzie, którzy nam pomagają? Nie znałam żadnego z nich, co nieco wykluczało kogokolwiek z pałacu. Mogłaby to ewentualnie być służba, której było tam tak wiele, że nie nie mogłam zapamiętać wszystkich. Jednak wtedy nie podróżowali by sami. Chyba, że uciekli z zamku, jednak to z kolei wydawało mi się niemożliwe w tak dużej liczbie. Zresztą ci potężni, brodaci mężczyźni nie wyglądali na służących. Kim więc mogli być? Jednak niezależnie od ich pochodzenia i pracy winna im byłam wdzięczność. Zaopiekowali się całą drużyną, podczas gdy ja leżałam nieprzytomna, zamiast coś wymyślić.
Pomyślałam o przyszłości. Co zrobić później? Do tej pory parłam przed siebie, bez żadnego planu. Teraz jednak takowy by się przydał. Pozwoliłby uniknąć takich sytuacji, jak ta z wściekłymi wieśniakami. Mogłabym zminimalizować straty.
Westchnęłam cicho, patrząc na wschód słońca, które rzucało złote refleksy przez nieliczne gałęzie drzew.
Czułam się w pewnym sensie lepiej. Mimo braku snu wracały mi siły. Regeneracja wreszcie zaczęła postępować, a ja gołym okiem widziałam poprawę. Nadal byłam zmęczona, ale mogłam jakoś funkcjonować bez ciągłych fal cierpienia. Wyrzuty sumienia powróciły silniej, gdy ból nie odwracał mojej uwagi.
Podciągnęła nogi pod brodę przy cichym proteście ciała. Rosa błyszczała wesoło w promieniach słońca. Drobne kropelki drżały na liściach przy delikatnych podmuchach wiatru. Okryłam się szczelniej kocem.- Jak się czujesz? - usłyszałam za plecami. Drgnęłam, zdenerwowana faktem, że ktoś zdołał podejść do mnie niezauważony.
- Lepiej - mruknęłam, podnosząc wzrok. Niebieskie tęczówki patrzyły na mnie ze współczuciem.
- Wyglądasz też zdecydowanie lepiej - stwierdził Naloson, po czym zapadła cisza. Usiadł obok mnie, patrząc w dal. - Zastanawiałaś się kiedyś, jak to się dzieje, że osoby, które nie zasługują na cierpienie, najczęściej cierpią?
Drgnęłam, zaskoczona pytaniem. Pokręciłam głową, wlepiając wzrok w eter, myśląc jednocześnie nad odpowiedzią.
- Wiesz, czasem chciałbym umieć zniknąć. Zrobić puf, tak żeby już nie istnieć. Żeby nikt mnie nie pamiętał, żeby nie sprawiać już więcej problemów i cierpienia. Nie mieć więcej zmartwień, uniknąć bycia odpowiedzialnym. Ale tak się niestety nie da.
- O czym ty mówisz? - zapytałam, zaskoczona takim wyznaniem. Spojrzałam na niego, a w oczach chłopaka zauważyłam bezbrzeżny ból.
- Jak miałem dziesięć lat, rodzice zostawili mnie i mojego młodszego brata samych. Miałem go pilnować, ale byłem tak zaabsorbowany odkryciem moich zdolności magicznych, że zapomniałem o wszystkim wokół. Wystawiałem język, bawiąc się wodą, przerzucałem ją z jednego kielicha do drugiego. Nie zauważyłem nawet, kiedy brat wdrapał się na parapet okna. Potem usłyszałem tylko jego krzyk, gdy zsunął się z framugi... - chłopak przerwał, jakby zbierając się w sobie, aby kontynuować opowieść. Bałam się odezwać. - Kiedy się odwróciłem, widziałem tylko, jak urywa się firanka. Spadł z drugiego piętra. Przeżył cudem, ale już do końca życia nie mógłby chodzić. Mój mały Niho... zniszczyłem mu życie, a wszystko przez egoizm. Rodzice nie chcieli mnie znać, ja zresztą też nie mogłem spojrzeć w lustro. Przeklinałem magię, która płynęła w moich żyłach - te kilka zdań wyrzucił z siebie niesamowicie szybko, jakby chcąc się ich pozbyć. Głos mu drżał, zaraz jednak się uspokoił. - Słyszałem, co ludzie, których kocham, o mnie myślą. To było najgorsze. Wysłali mnie na drugi koniec Ormundii na szkolenie. Takie są zasady, każdy musi się nauczyć podstaw magii, aby nie stwarzać zagrożenia dla otoczenia. Mam wrażenie, że oddali mnie z ulgą. Chcieli o mnie zapomnieć. Potem wojska ognia znienacka zaczęły ofensywę. Nikt się nie spodziewał, że w ogóle będą dalej walczyć. Wszyscy myśleli, że to już koniec wojny. Zaatakowali dwór moich rodziców, oni nie zdążyli zbiec, nie chcieli zostawić bezbronnego Niho, który nie mógł chodzić. Zginęli przeze mnie.
- Ja... nie wiedziałam - odparłam cicho, on jednak zdawał się mnie nie słyszeć. Mówił dalej.
- Zostałem tam, szkoliłem się dalej, aby ich pomścić - ciągnął, jakby wpadł w trans. - W końcu jednak pragnienie zemsty przerodziło się w gniew skierowany na mnie i uczucie dziwnej pustki, które towarzyszyło mi od upadku Niho, zaczęło się powiększać. Nie pragnąłem niczego innego, jak tylko zniknąć, po prostu przestać czuć. Nie miałem nadziei, byłem już praktycznie spisany na straty. Magia coraz częściej wymykała mi się spod kontroli z powodu gwałtownych uczuć, szarpiących moją duszę. Starałem się je powstrzymać, aż w końcu prawie straciłem emocje. Stałem się zimnym, wyrachowanym gburem. I wtedy usłyszałem o przybyciu Posłańca. Ogarnął mnie gniew. Dlaczego teraz? Czemu nie wcześniej? Tyle cierpienia, tyle śmierci. Gdyby pojawił się wcześniej, moglibyśmy uniknąć tego wszystkiego. Niho i rodzice mogliby żyć. Całą wściekłość na siebie przelałem na Diwara.
Słuchałam w ciszy, starając się zrozumieć. Nigdy nie przypuszczałabym, że Naloson może mieć za sobą takie przejścia. Po bliższym poznaniu był taki radosny, zdawał się być po prostu szczęśliwy. Owszem, na początku był oschły, ale przecież mógł mieć gorszy dzień.
- Więc dlaczego podążyłeś za mną? Musisz mnie nienawidzić, prawda? - zapytałam cicho.
- Na początku cię nie cierpiałem. Ale kiedy dowiedziałem się, skąd jesteś, jaka jesteś... że nigdy nie doświadczyłaś tego całego cierpienia związanego z wojną... dzięki temu, że nie wiedziałaś, co zrobiłem... w sumie nawet nie wiem, co dokładnie sprawiło, że cię polubiłem. I powoli zaczynałem znowu czuć, że żyję. Dałaś nadzieję, chociażby samym pojawieniem się.
- A teraz powoli wszystkim ją odbieram. Jestem kobietą, nieudacznikiem i na wszystkich sprowadzam smierć - odparłam ponurym głosem, czując skurcz w żołądku. Moje oczy załzawiły się delikatnie.
- Ja jeszcze żyję - zaśmiał się, Naloson, szturchając mnie pod żebro. Nie zdołałam powstrzymać delikatnego skrzywienia ust z bólu. Chłopak uśmiechnął się przepraszająco, jednak w jego oczach nadal czaił się głęboko skrywane cierpienie.
Zapadła cisza, a ja czułam, że coraz ciężej jest mi powstrzymać łzy. Magia odezwała się głośno, szukając ujścia wraz ze słonymi kroplami.
- Słuchaj, nie opowiedziałem ci tego, żebyś się teraz nad sobą użalała. Śmierć Nakii to nie była tylko twoja wina. Wiem, że niezależnie co powiem, i tak będziesz mieć wyrzuty sumienia, ale trzeba z tym żyć. Czasu nie cofniesz. Musimy iść dalej w przyszłość, nie zapominając jednak o przeszłości. Nikt z nas nie zapomni o Nakii, a jej śmierć nie pójdzie na marne.
Słyszałam, jak wstaje. Zostawił mnie tam, a mi w uszach dźwięczały jego słowa. Jakaś cześć mnie wiedziała, że na rację. Muszę iść dalej.
~*~
No, więc jestem! Ktoś tęsknił?
*cisza na sali*
Hm, tak więc przybyłam, wymyśliłam i napisałam. Na razie jest nudno, jednak w najbliższych rozdziałach obiecuję odrobinę akcji i koniec użalania się głównej bohaterki nad sobą. Przecież nie wszystko się kręci wokół niej ;)
Jak tam po miesiącu nauki? Bo ja jestem załamana swoją głupotą. Zaczęło się liceum i właśnie wpadła mi pierwsza jedynka. W porównaniu do reszty klasy czuję się jak idiotka :<
Przypominam, że na snapie (sileawatt) możecie zadawać mi pytania, na które chętnie odpowiem ^^Życzę wszystkim miłego weekendu i zakuwania do szkoły!
Silea
![](https://img.wattpad.com/cover/84367759-288-k109689.jpg)
CZYTASZ
Ormundia
Fantasy" - Moc została opanowana. Mimo że nadal sprawia trudności Diwarowi, jest on już gotowy aby stawić czoła swojemu i naszemu wrogowi." Silea rusza w długą podróż, aby zgładzić swojego największego wroga. Zaopatrzona w listy Ununchiego, swoje zdolnoś...