Zerwałam się gwałtownie na równe nogi. Zachwiałam się, gdy świat zawirował. Wino chyba jednak weszło mi bardziej niż sądziłam.
Zeskoczyłam ze skały, lądując chwiejnie. Tuż obok mnie wylądował Kiczoko, klnąc głośno. Zapomniał zakręcić bukłaka.– OGIEŃ! – krzyknęłam, nieco bełkotliwie. Nie wiedziałam jednak, czy mnie usłyszeli. – PALI SIĘ!
Pobiegłam więc, ale Kiczoko mnie wyprzedził. Zaklęłam, potykając się. Udało mi się jednak nie upaść.
Zza traw wypadł Ben, tuż zanim Aret i Naloson, na samym końcu Nastia z Kiczokiem. Pobiegłam za nimi.
Ciemna chmura dymu była coraz bardziej widoczna, rysując się na horyzoncie niczym nieoczekiwana groźba.
Jeśli nie zabije nas ogień, to się tutaj podusimy – przemknęło mi przez głowę, przez co ogarnęła mnie jeszcze większa panika.
Nogi zaczęły się plątać, coraz trudniej było utrzymać tempo. Czułam rosnące ciepło na plecach, które z czasem przeobraziło się w gorąco. Powietrze paliło w moje płuca, sprawiając, że każdy wdech bolał coraz bardziej.
I kiedy już myślałam, że koniec jest bliski, wypadliśmy z traw, trafiając na gołą ziemię.
Zachwiałam się zaskoczona.
Gdy zobaczyłam pierwszego, pomyślałam, że to jakiś nieśmieszny żart moich oczu. Ale gdy pojawili się kolejni, poczułam jak coś we mnie pęka.
Znowu to samo. Znowu zasadzka. Czy to się nigdy nie skończy?
Upadłam na kolana, czując gwałtowne drżenie ramion. Ze zdziwieniem zorientowałam się, że jest to szloch.
Ktoś złapał mnie za włosy, ciągnąc przed siebie. Krzyknęłam głośno, próbując się wyrwać, walczyć. Kiedy próbowałam złapać wodę, ta jednak uciekała, stawała się nieosiągalna. Bełkotałam coś pod nosem, czując coraz większą panikę. Emocje wzięły górę.
Ktoś mnie popchnął. Krzyknęłam, odwracając się w stronę oprawcy.– Zamknij mordę, szmato – warknął zakuty w zbroję mężczyzna, uderzając mnie pięścią w twarz.
Zaskoczona wyciągnęłam powietrze. Ból rozlał się po policzku, powodując nieprzyjemne mrowienie.
Poczułam jak coś wiąże mi ręce, po czym zostałam bezprecedensowo rzucona na innych.
Kiczoko klął głośno, szamocząc się. Poczułam jego stopę na twarzy. Odwróciłam głowę ze złością.– To wszyscy? – usłyszałam nad głową.
Uniosłam wzrok, zagryzając wargę, aby powstrzymać szloch. Mężczyzna nade mną rzucał cień na nas wszystkich. Złote grawery na zbroi odbijały światło słoneczne. Dłoń miał opartą na rękojeści miecza, nonszalancko wyciągając go nieco z pochwy. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, natychmiast spuściłam wzrok, poruszając się niepewnie.
W tym momencie zorientowałam się, że mój miecz gdzieś zniknął w całym tym zamieszaniu. Zacisnęłam wargi, czując coraz większą złość zmieszaną z paniką.– Wszyscy, kapitanie. Wypłoszeni jak te zające.
Moja pozycja niezbyt umożliwiała mi obrócenie się, jednak zdawałam sobie sprawę, że jeńców jest więcej niż tylko nasza grupa.
Mogli mnie nie rozpoznać – przemknęło mi przez głowę z nadzieją. Nie zdziwiłam im się. Gdyby szukali Diwara, zwracaliby uwagę na dziewczynę z długimi włosami, bez blizn i ubranej w porządne ubrania, a nie te szmaty, które w trakcie podróży podarły się i zniszczyły.– Ej ty! – kopniak wymierzony w moją nogę zabolał jak cholera. Zacisnęłam zęby, unosząc wzrok. – Ilu was tam było, co?
Przełknęłam ślinę, cały czas patrząc na dowódcę. Miał bardzo podobny mundur do Ununchiego, co jeszcze bardziej wytrącało mnie z równowagi.
– Ja... Ja nie wiem – zwróciłam wzrok na pytającego.
Jego twarz wykrzywiła się w grymasie irytacji. Zdążyłam zamknąć oczy, na chwilę zanim dłoń w skórzanej rękawicy uderzyła mnie na odlew. Tym razem w drugi policzek. Skuliłam się przed następnym ciosem.
– Starczy! – zimny głos powstrzymał kolejne uderzenie.
– Ona coś wie!
– Czy to oznacza niesubordynację, szeregowy? – głos był opanowany, bez śladu jakichkolwiek emocji. Na twarzy żołnierza widniało zawahanie.
– Nie. Nie, kapitanie – odparł niechętnie.
– W takim razie to wszystko, szeregowy. Przygotujcie się do wymarszu, o świcie ruszamy.
Mężczyzna skinął głową, obrzucając mnie niechętnym spojrzeniem. Odchodząc, kopnął kogoś od niechcenia, mrucząc pod nosem przekleństwa.
Uniosłam wzrok, orientując się, że mężczyzna nazwany kapralem cały czas nade mną stoi, przypatrując mi się bacznie. Uciekłam spojrzeniem, żeby nie wydać się zbyt wyzywająca. Musiałam wtopić się w tłum.
Zaszumiało mi w uszach. W ułamku sekundy przed moimi oczami pojawiły się wspomniania. Nieco zamazane i zatarte pod wpływem czasu, jednak im bardziej po nie sięgałam, tym wyraźniejsze się wydawały.
Ja znałam tego człowieka. Pytanie tylko, czy on pamiętał mnie.Następny rozdział: 20.06.2019
![](https://img.wattpad.com/cover/84367759-288-k109689.jpg)
CZYTASZ
Ormundia
Fantastik" - Moc została opanowana. Mimo że nadal sprawia trudności Diwarowi, jest on już gotowy aby stawić czoła swojemu i naszemu wrogowi." Silea rusza w długą podróż, aby zgładzić swojego największego wroga. Zaopatrzona w listy Ununchiego, swoje zdolnoś...