Rozdział 40

325 36 3
                                    

   Siedziałam samotnie, z dala od innych. Zdecydowanie ułatwiał mi to fakt, że nikt nie chciał się do mnie odezwać ani słowem. Nawet Nastia.
   Obiecałam jej, że wszystko będzie dobrze.
   No cóż, nie wyszło.
   Miałam więc czas przemyśleć wszystko. Nasza grupa nie była zorganizowana, brakowało nam szyku, dowódcy. A odkąd straciliśmy Nakię, wszyscy byli w rozsypce. Potrzebowaliśmy kogoś, kto nas poprowadzi. Kogoś doświadczonego. Kogoś, kto już miał styczność z wojną.
   Oczywistym wyborem byłby Kiczoko, ale... był za bardzo porywczy, najpierw działał, potem myślał. Zresztą nie on jeden.
   Właściwie wszyscy mieli ten problem. Tylko Naloson ostatnio stał się bardziej wyważony. On jednak zdawał mi się zbyt beztroski. Wojna doświadczyła go najmniej. Tam, skąd pochodził, wojska ognia jeszcze nie dotarły.
   Był jeszcze Turuei. Jedyny ocalały ze Smoków Burzy. Ostatnio jednak co chwila znikał, nikt nie wiedział gdzie. W okolicy nie było żywego ducha, więc nie wtrącałam się w to. Może potrzebował chwili samotności. Jak każdy z nas.
   W nocy nie spałam zbyt dobrze. Nie mogłam. Głowę zaprzątała mi plątanina myśli, a fakt, że Naloson może ich słuchać, irytował mnie coraz mocniej. Poza tym było zimno, a Aret nie zbliżał się do mnie bardziej, niż to konieczne. Zazwyczaj zimno raczej mi nie przeszkadzało, ale czułam się dziwnie z tym dystansem między nami. Samej mi na tym zależało, jednak teraz...
  Zirytowana usiadłam. Musiałam się przejść. Z dala od wszystkich.
   Bezszelestnie wstałam i przemknęłam obok pozostałych posłań.
  Trawa szumiała cicho. Jedynymi zwierzęciami w okolicy były świerszcze. Dźwięk niósł się daleko, komponując się z otoczeniem.
   Niebo było bezchmurne. Nad moją głową świeciło tysiąc gwiazd. Znałam te konstelacje, jednak cały czas wydawały mi się obce i zimne. Nie było Wielkiego Wozu, Małej Niedźwiedzicy, ani nawet Gwiazdy Polarnej. Rzeczy znanych od dzieciństwa, dających poczucie stałości i bezpieczeństwa.
   Rozejrzałam się. Nad morzem traw wystawała skała. Znajdowała się ładny kawałek od obozu. Wspięłam się na nią po cichu.
  Skała była przyjemniejsza niż ziemia. Promienie słoneczne ogrzały ją w trakcie dnia, więc nadal miała w sobie nieco ciepła.
   Gdy tak leżałam na niej, patrząc się w gwiazdy, czułam, że jestem częścią czegoś większego. Nie wiedziałam tylko czy to dobrze.
   Zamknęłam oczy, wsłuchując się w odgłosy nocy. Było mi dobrze. Tak po prostu.
   Gdzieś w pobliżu szczęknęło szkło.
   Podskoczyłam, natychmiast siadając. Zmarszczyłam brwi.

  – Kiczoko?

  Mężczyzna mruknął coś pod nosem, po czym wystawił głowę nad krawędź skały.

  – Co ty robisz na mojej skale? – wymamrotał, gramoląc się na górę. W dłoni trzymał butelkę. Nie miałam pojęcia, skąd ją wytrzasnął.

  – TWOJĄ skałę? – zapytałam z przekąsem.

  – Pierwszy ją zobaczyłem, więc jest moja.

  Nastała niezręczna cisza. Wciągnęłam głęboko powietrze w płuca, szukając słów. Z irytacji jednak odebrało mi mowę.

  – Chcesz? – wyciągnął w moją stronę butelkę, zanim zdążyłam sformułować zdanie.

  Wzruszyłam ramionami, po czym sięgnęłam po napój. Zawahałam się na ułamek sekundy, po chwili jednak pociągnęłam ostrożny łyk.
  Wino miało cierpki smak. Skrzywiłam się nieco, połykając płyn. To był pierwszy raz, gdy piłam.
  Pociągnęłam drugi łyk. Tym razem było lepiej, a napój rozgrzał przyjemnie gardło, a potem resztę ciała. Przebiegł mnie rozkoszny dreszcz.

  – Dzięki – oddałam mu butelkę. Też pociągnął głęboki łyk. – Skąd masz wino?

   – Trzymałem je na gorszy moment.

  Nastała kolejna chwila ciszy. Czułam, jak wino przyjemnie rozchodzi się po całym ciele. Jadłam tego dnia mało, więc alkohol wchłaniał się szybko.

  – Więc... Teraz mamy maga ognia w drużynie – stwierdził starzec nieco bełkotliwie. Musiał już nieco wcześniej zaglądnąć do butelki.

  – Na to wygląda – mruknęłam, wzruszając ramionami.

  – Skurwysyny. Łatwiej by się ich zabijało, gdyby nie byli ludźmi – pociągnął kolejny łyk, po czym przekazał mi bukłak. Przyjęłam go z chęcią.

  – Nie każdy mag ognia musi być zły. Nastia nam pomogła.

  – Wiem.

  Znowu cisza i kolejne dwa łyki wina.

  – Zamierzałaś nam w ogóle powiedzieć? – zapytał nagle.

  Wzruszyłam ramionami, patrząc w dal.

  – Było parę momentów, gdy chciałam to zrobić. Ale nigdy nie było dobrej okazji – odparłam wymijająco.

  Bukłak zatoczył kolejną kolejkę. W głowie zaczęło mi delikatnie szumieć.

  – Moja pra, pra, prababka była maginią ognia – zaczął nagle. – I gdy powiedziałaś, że każdy z nas mógł się urodzić magiem ognia, miałaś pieprzoną rację. Ja też.

  Uśmiechnęłam się delikatnie. Wybuchowy temperament Kiczoka zdecydowanie bardziej pasował mi do magii ognia niż ziemi. Widać było, że cały czas ma w sobie coś z przodkini.

  – Ale tutaj nie chodzi o to, jaką magią władasz. Tu chodzi o wychowanie – wyszeptał, wskazując na mnie palcem. – Ci ludzie nie wiedzą, czym jest miłość i współczucie, bo nie zaznali go nigdy, nawet jako dzieci. Nie wiem jak było z Nastią, ale musisz zrozumieć naszą wrogość.

  Rozumiałam. Tylko nie chciałam akceptować.

   – Bliźniaczki nie wychowywały się w domu ognia – stwierdziłam, ważąc butelkę w dłoni.

   – Nigdy nie możesz mieć pewności.

   Cisza przedłużała się.

  – Ufam Nastii – stwierdziłam. Kiczoko zmarszczył brwi.

  – Ufaj, ale sprawdzaj – wyszeptał, stukając palcami w kamień.

  – Zrobiła już dostatecznie dużo – mruknęłam, opierając głowę na dłoni.

  – Jeśli tak uważasz...

  Prychnęłam.

  – Jak nie widzieliście, że jest magiem, jakoś nie było problemu. Poza tym... – urwałam. Mój wzrok podążył w kierunku horyzontu. Wzrok Kiczoka także zwrócił się w tę stronę.

  – O cholera.

  Na horyzoncie widniała czerwona łuna. Ktoś palił step.
 

~*~

Jak widać po tym, że ostatnio mam opóźnienia, skończyły mi się rozdziały pisane na zapas. Aktualnie to ratuje mnie strajk :)

Teoretycznie następny rozdział powinien być za dwa tygodnie, jednakże wtedy wyjeżdżam i nie wiem, jak będzie z internetem. Dlatego też może być większe opóźnienie niż dzień/dwa. Ale na razie datę zostawiam tę samą (25.04.2019), wolałam Was jednak ostrzec.

~Silea

OrmundiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz