Rozdział 4

1.9K 194 20
                                    

   Serce zabiło mi szybciej, a z ust wydobył się cichy okrzyk przerażenia.
  Mimo to nikt nie zwrócił uwagi na moje nagłe pojawienie się. Wręcz przeciwnie. Nie obdarzono mnie nawet lekceważącym spojrzeniem.
   Niepewnie podeszłam do najbliższego mężczyzny. Stanęłam naprzeciw niego i odchrząknęłam cicho. Wiedziałam, że to raczej mało inteligentne rozwiązanie, ale miałam po prostu dosyć. Nie wiedziałam, co się dzieje i dlaczego każdy mnie ignoruje, zupełnie tak jakbym nie istniała.
   Żołnierz jednak miał mnie w głębokim poważaniu. Zdenerwowana pomachałam mu ręką przed twarzą. Nadal zero reakcji. Pochyliłam się, chcąc zobaczyć czy na pewno wszystko jest z nim w porządku.
  Na początku twarz wydała się być znajoma. Zamrugałam oczami i po chwili odskoczyłam od mężczyzny jak oparzona, potykając się o korzeń.
  Upadłam na ziemię. Syknęłam głucho, czując, że zdarłam sobie skórę na dłoniach.
  Mężczyzna nadal był niewzruszony i kompletnie nie zwrócił na mnie uwagi.
  W spowolnionym tempie docierały do mnie fakty. Kojarzyłam skądś tą twarz. Widziałam ją tylko raz w życiu w chwili zupełnego przerażenia.

   Wojownik podniósł głowę, gdy całym obozie zapanował nagły ruch. Odwróciłam się. Odgłosy nerwowego krzątania rozległy się po lesie.

  - To już? - zapytał mężczyzna, a odpowiedziały mu kiwnięcia głowami.  Nikt się nie odezwał.

  Wojownik wstał i zapiął pas z mieczem. Pewnym krokiem podszedł do skraju lasu, za którym widać było ścieżkę. Nie omieszkał przy tym popchnąć jednego ze swoich towarzyszy.

  - Pamiętajcie, zero magii bez mojego wyraźnego rozkazu! - warknął Ununchi, widząc, że popchnięty przedtem mężczyzna zaciska pięść, którą zaczęły lizać płomienie.

  Powoli wstałam i niepewnie podeszłam do reszty. Przeszłam pod ramieniem jednego z żołnierzy. Zdziwiona zauważyłam, że ścieżka kończy się parę metrów dalej, zmieniając się w polanę. Już z dala słyszałam głosy jakiejś rozmowy. Z każdą chwilą jednak stawały się coraz głośniejsze.

  - Ile mnie nie było?- zapytała jakaś kobieta.

- Parę sekund - odparł znajomy głos. Zachłysnęłam się powietrzem, cofając się o krok.

  Czy to możliwe? Nie.
  Moje wątpliwości rozwiało pojawienie się rozmawiających.
  Krzyknęłam, cofając się i wpadając na ramię jednego z mężczyzn. Ono jednak mnie nie powstrzymało. Poczułam, jak przez moją szyję wędruje zimno i upadłam, przenikając przez rękę żołnierza.

   - Tylko tyle!? Jak to jest możliwe? Przecież Tam minęło tyle czasu! - usłyszałam głos. Mój głos.

  Szybko wstałam z ziemi, dopadając do krzewów. Nie chciałam uronić ani słowa z rozmowy.

- Musisz się przyzwyczaić. Tak samo będzie Tam, skąd pochodzisz - powiedział znajomy smok. Nastąpiła chwila ciszy, podczas której złączyłam fakty.

  Znalazłam się w przeszłości. Ale jak?

- Jesteśmy na miejscu - usłyszałam z daleka.

  To przez dziennik. Dopadły mnie nagle te mdłości. Wtedy znalazłam się tu. Tylko jakim cudem?

- Dziękuję - szepnęła nieco młodsza i bardziej naiwna wersja mnie. Tyruei spojrzał ma nią pytająco. - Za to, że mi pomogłeś. Chyba jesteś moim przyjacielem.

  Gdy tylko usłyszałam te słowa, uśmiechnęłam się mimowolnie. To zdanie zapamiętam na zawsze, bo taka też będzie ta przyjaźń. Na zawsze i mimo wszystko.

   - Każdy, kto tu przybywa, musi wybrać jedną z rzeczy, znajdujących się w Wazie Żywiołów. Nikt nie widzi w środku tego samego, co jego poprzednicy. Od twojego wyboru będzie zależeć twoja zdolność- powiedział smok, wyrywając mnie z zamyślenia.

  Przeniosłam wzrok na Ununchiego. Mężczyzna od pewnego czasu cofał się z przerażeniem. W jego oczach błyszczał zaczątek obłędu. Przyłożył pięści do uszu i zacisnął powieki. Upadł na kolana.

  - Ciszej... nie mówcie tak głośno... - szeptał w kółko.

  Żołnierze zdziwieni odwrócili się w kierunku swojego dowódcy ze zdziwieniem w oczach.

  - Panie? Wszystko w porządku? - zapytał jeden z nich. W jego oczach widniała dziwna kpina.

  - Nie oszalałem - wyszeptał Ununchi, zaciskając szczęki.

  - Nikt tak nie twierdzi - wycedził przez zęby ten sam człowiek. Gdy przyjrzałam mu się bliżej, rozpoznałam w nim tego samego mężczyznę, z którym próbowałam się skontaktować.

  - Ty tak mówisz... i ty! Ty też! - warknął, wskazując na poszczególnych żołnierzy, którzy cofali się z przerażeniem i zdziwieniem wymalowanym na twarzach.

  - Panie? Co teraz mówi mój głos? - zapytał żołnierz, który wydawał się młodszy od pozostałych. Ununchi zmarszczył brwi.

  - On nie zwariował - wyszeptał dowódca, podnosząc głowę. - Tylko jego zdolność nagle się ulepszyła.

  Nagle obraz zafalował, a mnie po raz kolejny naszedł okropny ból brzucha.
  Znów skuliłam się w sobie, zaciskając oczy. Gdy je otwarłam, zobaczyłam swoją komnatę i blask księżyca padający na otwarty dziennik.

~*~

  Ja wiem,  wiem... nie bijcie!

Może się powtarzam, ale przepraszam za brak rozdziałów :(

Ciekawostka nr. 4

Pierwotna wersja była fanfiction o filmie "Jak wytresować smoka" oraz serialu "Jeźdźcy smoków". Jak widać wiele się od tego czasu zmieniło.

~Silea

OrmundiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz