Jak ktoś widzi błędy, niech krzyczy! Dzisiaj po prostu nie mam na nic siły.
~*~
Otworzyłam szeroko usta, nie wiedząc, co właściwie mam jej odpowiedzieć. Byłam chyba zaskoczona na równi z resztą drużyny.
Ben stał tam, a jego twarz miała niezdrowy, biały kolor. Ściskał rąbek sukni kobiety, a jego knykcie uzyskały podobny odcień, co twarz. Nie potrzebowałam specjalisty, aby zauważyć, że dzieciak był tak przerażony, że nie do końca kontaktował, co się działo wokół.
Spojrzałam na starszą kobietę. Po raz kolejny zauważyłam bielmo w jej oczach. Kobieta zwróciła głowę w moją stronę, a po moich plecach przeszły ciarki. W głowie wirowało mi całe mnóstwo pytań, od których mózg zaczynał ciążyć.– Zadałam pytanie! – oschłym głosem rzekła staruszka, gdy przez chwilę nikt jej nie odpowiedział. – Dlaczego odważyliście się porwać moje dziecko? Mojego małego krupulka?
Nadal panowała cisza. Chyba wszyscy starali się ważyć słowa, aby nie urazić dziwnej kobiety. W jaki sposób delikatnie powiedzieć zrozpaczonej matce, że to nie jej dziecko tuli się do rąbka postrzępionej i brudnej spódnicy? Do tego chodziło o coś więcej niż zwykłe uczucia. Ta staruszka w sposób oczywisty była przywódczynią całej tej dziwnej grupy. Jedno jej skinienie i bylibyśmy martwi.
– Pani... zaszła okropna pomyłka – zaczęła cicho Nastia.
Zdziwiła mnie jej odwaga. Magini ognia nie należała do śmiałych osób. Zawsze starała się nie wyróżniać. Odzywała się rzadko i tylko wtedy, gdy zachodziła taka potrzeba. Nigdy nie przypuszczałabym, że w takiej sytuacji jako pierwsza odważy się zabrać głos.
– Pomyłka? Czy ty, parszywa magiczko, śmiesz twierdzić, że nie jestem w stanie poznać swojego własnego dziecka?
Byłam pewna, że Nastia się wycofa. Odda pole komuś innemu, pozwoli nam przejąć inicjatywę. Zamiast tego w jej oczach zauważyłam nieznany mi dotąd płomień odwagi. To, co widziałam u niej przedtem, było zaledwie małą iskierką. Jej twarz przybrała zacięty wyraz, a profil, który widziałam z mojej perspektywy, stał się nagle szlachetny. Nastia się nie wycofała.
– Nie zarzucam pani kłamu, ponieważ nie można kłamać, nie znając prawdy. Osoba niewidoma nie może...
– Jak śmiesz!? – krzyknął mężczyzna, trzymający dziewczynę. Uderzył ją po twarzy. Skrzywiłam się.
Nastia jednak zdawała się nie zauważać ciosu, który został jej zadany. Nawet nie mrugnęła, gdy mężczyzna po raz kolejny uniósł rękę do uderzenia.
– Dość – powstrzymał go chłodny głos kobiety. Nie musiała krzyczeć. Wystarczył szept, aby zdobyć posłuch wśród wszystkich. – Dziewczyna jest odważna. Doceniam to. Dlatego dostąpi zaszczytu dobrania sobie i swoim towarzyszom śmierci.
– Ale... nie! – krzyknęłam, czując, jak sytuacja coraz bardziej wymyka się spod kontroli.
Wyrwałam się do przodu, ale silne ramiona z tyłu mnie powstrzymały. Szarpnęłam się, jednak nadal bez skutku.
– Nie widzicie tego!? Ta kobieta jest ślepa i szalona! Zresztą po co mielibyśmy kraść dziecko! – wrzasnęłam, mimo że moje gardło ścisnęło przerażenie. Przecież to nie mogło się tak skończyć!
– Jak śmiesz obrażać Wielką Vertę! Najwyższą przywódczynię ludu, która jest lepsza od każdego z was, nędzne kmiotki!
– Powiedziałam dość!
Wzdrygnęłam się, słysząc oschły głos. Mój wzrok skierował się na Bena. W świetle ogniska, widziałam błyszczące strużki łez. Chciałam mu powiedzieć, że wszytko będzie dobrze. Że jakoś się z tego wywiniemy, jednak z zaciśniętego gardła nie chciał się wydobyć żaden dźwięk.
Mimo że chłopiec nie powiedział ani słowa, wiedziałam, że on nawet nie znał tamtej kobiety. Gdyby to faktycznie jego matka stała tuż obok, byłabym przeszczęśliwa, bo oznaczałoby to, że Aret i Ben jednak nie są sierotami. Jednak skoro ta kobieta nie poznawała starszego z braci, nie możliwe, aby faktycznie była ich rodzicem.– Wybrałaś już? – zapytała dziwna kobieta, przerywając grobową ciszę, która nastała po jej krzyku. Jej szept rozdarł powietrze, przyprawiając o jeszcze większe ciarki.
– Stos. Pragnęłabym spłonąć na stosie.
– Nasz klient, nasz pan.
Szarpnęłam się, chcąc coś dopowiedzieć, spróbować jakoś uratować sytuację. Nie zdążyłam. Ktoś wepchnął mi knebel do ust.
~*~
MOGŁABYM pojechać na plażę. MOGŁABYM pobiegać. MOGŁABYM zjeść lody. MOGŁABYM skończyć rozdział. MOGŁABYM wyjść na spacer. MOGŁABYM... ale nie!
Jestem chora, mam gorączkę. Żyć nie umierać. Tylko ja mogłam złapać przeziębienie przy temperaturze 25 stopni. I tak, dzisiaj prawdopodobnie dojdzie do rękoczynów. Nie zbliżać się na odległość kilometra. Jak ktoś chce, mogę mu oddać moje przeziębienie.Pozdrawiam i przesyłam wirusy.
Silea
CZYTASZ
Ormundia
Fantasy" - Moc została opanowana. Mimo że nadal sprawia trudności Diwarowi, jest on już gotowy aby stawić czoła swojemu i naszemu wrogowi." Silea rusza w długą podróż, aby zgładzić swojego największego wroga. Zaopatrzona w listy Ununchiego, swoje zdolnoś...