Rozdział 6

1.5K 167 54
                                    

Publikuję wcześniej, bo się za Wami stęskniłam :)

  Drzwi zamknęły się za Kiczokiem, ale jeszcze przez chwilę słychać było jego głos, mówiący coś o "młodych i głupich". Mimowolnie się uśmiechnęłam.
  Poczułam, jak czyjeś ręce złapały mnie za talię, odwracając w stronę ich właściciela.

  - Stęskniłaś się? - zapytał Aret, na co na moje usta wpłynął jeszcze szerszy uśmiech.

  - Trochę - mruknęłam cicho, wtulając się w ciepły tors chłopaka. Słyszałam, jak bije jego serce.

  - Nieźle sobie radzisz - wyszeptał, gładząc moje włosy.

  - Ty lepiej - burknęłam do siebie, mając nadzieję, że chłopak tego nie słyszał.

  Aret westchnął, odsuwając mnie od siebie na odległość ramion. Usłyszał.
   Spojrzał mi w oczy, ale ja skutecznie unikałam jego wzroku.

  - Jesteś kobietą. To naturalne, że walki uczysz się wolniej.

  - Muszę się stąd wyrwać. Jak najszybciej. Żeby to zrobić, potrzebuję przekonać króla, że umiem o siebie zadbać - mruknęłam pod nosem, nadal unikając wzroku chłopaka.

  - Ty znowu o tym samym. Nie możesz choć przez chwilę przestać się martwić?

  Nic nie odpowiedziałam. Aret nie był w stanie mnie zrozumieć. To nie na jego barkach spoczywał los wieloletniej wojny. To nie on musiał ją zakończyć. To nie on musiał marnować czas, siedząc w zamku i słuchać narzekań radców.

  - Czy możesz mi wreszcie spojrzeć w oczy? - zapytał. Gdy to się nie stało, uśmiechnął się tylko. - Co planujesz?

  - Hę? - mruknęłam zbita z tropu.

  - Planujesz coś, prawda? - zapytał cicho, nadal szukając ze mną kontaktu wzrokowego. Chcąc, nie chcąc, odwzajemniłam spojrzenie.

  - Nic nie planuję - odparłam, chociaż w głębi duszy czułam, że nie jest to do końca prawda.

  - Dlaczego więc po nocach siedzisz w starych księgach?

  - Chcę dowiedzieć się więcej o tym miejscu i waszych zwyczajach - odparłam wymijająco.

  - Ja i tak wiem lepiej.

  - I tu się mylisz. Nie wiesz także paru innych rzeczy - powiedziałam cicho, uśmiechając się delikatnie.

  - Jednak dowiedziałaś się czegoś wartego uwagi z tych swoich zakurzonych ksiąg? - spytał Aret, udając obojętność. Ja jednak widziałam w jego oczach iskierki podekscytowania.

   Pokiwałam delikatnie głową, po czym streściłam mu cały przebieg wieczornego zdarzenia.

   - Co o tym myślisz? - zapytałam na sam koniec.

  - Nigdy o czymś takim nie słyszałem.

  - Ty o niewielu rzeczach słyszałeś - powiedział pewny siebie głos, a my odskoczyliśmy od siebie.

  - Naloson - mruknęłam z ulgą.

  - Witajcie - odparł niezrażony chłopak. - O czym tak rozmawiacie?

  - O niczym istotnym - mruknęłam niezbyt uprzejmie, chociaż chłopak nie zasłużył na złe traktowanie.

  - Ah, czyli myślisz, jak się stąd wyrwać - stwierdził mag wody, uśmiechając się przebiegle.

  Odpowiedziała mu cisza. Nie przestając się szczerzyć, chłopak położył dłoń na moim ramieniu. Poczułam znajome ukłucie z tyłu umysłu.
  Chwilę droczyłam się z młodym telepatą, udając, że nie mogę naciągnąć tarczy na umysł. Po chwili jednak znudziła mi się ta zabawa i skończyłam definitywnie nasze zmagania.
  Mag nie wydawał się urażony przegraną. Nadal się uśmiechał.

  - Wiesz co? Jak już coś wymyślisz, to daj znać. Też mam dosyć siedzenia pod kluczem - stwierdził chłopak, odsuwając się ode mnie i klepiąc przyjacielsko Areta po plecach. Mogłam się założyć, że w trakcie tak krótkiego dotyku wyczytał z myśli maga ziemi wszystko.

  - W takim razie żegnam i życzę udanego dnia - odparł Naloson po chwili niezręcznej ciszy.

  Gdy tylko mag wody opuścił salę, Aret odetchnął z ulgą. Westchnęłam cicho.

  - Dlaczego tak bardzo nie lubisz Nalosona? - zapytałam z irytacją.

  - Jest strasznie bufonowaty - mruknął chłopak w odpowiedzi.

  - Moim zdaniem nie jest aż tak zły. Wychowano go w taki sposób, przecież pochodzi z bogatej rodziny. Nie można go o to winić.

  - Jasne. Wywyższa się nad innymi, ale nie można go o to winić! - warknął, wyraźnie zły, że wzięłam Nalosona w obronę.

  - Co ci jest? Po śmierci Groya nie byłeś na niego taki cięty - stwierdziłam, również powoli robiąc się zła. - Mało tego! Poprzysięgneślicie  wspólną zemstę!

  - Ununchi nie żyje. To już jest nieważne.

  - Przecież, przysięgając zemstę, wiedziałeś, że ten mężczyzna jest martwy! - krzyknęłam,  ale odpowiedziała mi cisza - A co z tym, który go tam nasłał? - zapytałam ciszej.

  - Myślisz, że we dwójkę damy radę wbić się do samej stolicy wroga!? - warknął chłopak, odwracając głowę.

  - We trójkę.

  - Co?

  - We trójkę. Albo i w pojedynkę, jeśli będzie trzeba.

  - Co ty mówisz? W głowę się uderzyłaś?

  - Pytałeś mnie parę minut temu, co planuję. I to jest mój plan. Wyruszę sama, jeśli będzie trzeba - powiedziałam z zaciętym wyrazem twarzy, chociaż wewnątrz miałam wiele wątpliwości.

  - We dwójkę - odparł Aret, czym mnie zaskoczył. Byłam pewna, że nie pozwoli mi na coś takiego.

   Uśmiechnęłam się szeroko, bo niezbyt wiedziałam co odpowiedzieć.

  - To jaki dokładnie masz plan? - zapytał Aret po chwili ciszy.

  - Na razie jest to tylko zarys - mruknęłam. - Na dobry początek muszę przedstawić ten pomysł Królowi i Radzie. Czekam na dobry moment. Póki co, jest do tego daleko.

  Aret pokiwał głową z poważną miną.

  - A co jeśli się nie zgodzą?

  - Cóż, wtedy trzeba będzie zadziałać na własną rękę. Zresztą nie ma na razie potrzeby, aby się tym martwić. Najpierw muszę spróbować szczęścia w dyplomacji - mruknęłam, pomijając fakt, że do tej pory, jeśli chodzi o dyskusje z władzą, mam raczej małe doświadczenie.

  Doświadczenie przyszło szybciej, niż się tego spodziewałam.

~*~

Standardowa ciekawostka nr. 6

Wasz ulubiony (bądź nie) Ununchi miał być "tym złym" do samego końca. Z czasem jednak stwierdziłam, że byłoby to zbyt schematyczne. Miałam jeszcze kilka powodów do zmienienia jego roli. Jak ktoś chce więcej szczegółów, niech napisze.

Pozdrawiam

Silea

OrmundiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz