Rozdział 7

44 9 0
                                    

Starkiller z bijącym sercem wszedł do drugiego pomieszczenia, w którym panowała nieprzenikniona ciemność. Widział jednak, że pokój jest okrągły, jak większość na Kamino, a na środku wznosi się szeroka na kilka metrów przezroczysta tuba, do której przylegały panele sterujące. Rozróżniał tylko zarysy poszczególnych przedmiotów, ale udało mu się zapalić światło. Pomieszczenie wypełnił nienaturalny, biały blask. Gdy tylko wzrok mężczyzny przyzwyczaił się do jasności, Starkiller postanowił sprawdzić, ile prawdy było w słowach Tau So. Podszedł do paneli sterujących i spróbował je odpalić, jednak nie przyniosło to żadnego efektu.
Przetarł ręką szło, aby zobaczyć, co jest w środku, jednak szyba była tak zakurzona, że nie mógł niczego przez nią dojrzeć. Musiał więc w jakiś sposób tam wejść.
Rozejrzał się, szukając czegokolwiek, co by mu pomogło, jednak jeśli nie liczyć ekranów z przebiegiem doświadczenia na ścianach, nie tam było niczego. Starkiller podszedł do jednego z nich, chcąc uważniej przyjrzeć się wynikom, jakie uzyskali klonerzy, jednak zapisano je w języku, którego nie rozumiał. Czuł coraz bardziej narastający niepokój.
Wyciągnął jeden ze swoich mieczy świetlnych i zapalił go, a potem wyciął otwór w szkle odgradzającym go od poznania prawdy. Nie wymyślił innego sposobu na dostanie się do środka, ale nie przeszkadzało mu zniszczenie Timiry, której i tak dał się we znaki.
Szkło opadłoby z głośnym łoskotem na ziemię, gdyby Starkiller w ostatniej chwili nie chwycił go Mocą i nie podłożył delikatnie na bok. Teraz nic nie oddzielało go od poznania prawdy.
Mimo wszystko nie miał odwagi spojrzeć. Bał się, że jeśli zobaczy ciało prawdziwego Mareka, nie będzie potrafił ukrywać tego przed Juno. Bo kogo ona tak naprawdę kochała? Bohatera Rebelii czy jego klona, który podstępnie wkradł się na jego miejsce?
Bał się także, że nie będzie miał siły, by dalej wmawiać sobie to, w co chciał wierzyć. Ale... musiał. Musiał się przekonać i koniec.
Z głośno bijącym sercem Starkiller schylił się i przeszedł przez dziurę w szklanej ścianie. Powoli, z obawą podniósł wzrok i ujrzał zawieszone w powietrzu ciało. Było odwrócone do niego plecami, ale było w nim coś znajomego. Mężczyzna powoli przeszedł kilka kroków i stanął twarzą w twarz z martwym człowiekiem. I już wiedział.
Był pewien, że to był prawdziwy Starkiller, że to był Galen Marek. Odrzucił nadany mu przez Vadera kryptonim, kiedy ten próbował go zabić na Korelii. Chciał przez to odciąć się od przeszłości i rozpocząć prawdziwą walkę z Imperium. Galen zginął z wyrazem nadziei i bólu na twarzy. Starkiller wiedział, co czuł jego pierwowzór w ostatnich momentach swojego życia, gdy uwolnił całą swoją potęgę Mocy. Myśli twórcy Rebelii przetrwały w jego klonie.
Mężczyzna patrzył na martwą twarz wyglądającą jak jego własna, czując w sercu dziwny chłód, tak jakby jakaś cząstka jego osobowości właśnie umarła. Teraz wiedział, że tylko zajął jego miejsce. Nie był nim. Nie był Marekiem.
Nie wiedział, ile wpatrywał się w martwe oczy tajnego ucznia. Nagle poczuł zaburzenie Mocy i w dosłownie ostatniej chwili uskoczył przed zawalającym się dachem. Ciało Galena Mareka zniknęło pod kawałkami budynku, ale Starkiller nie miał czasu się nad tym zastanawiać, bo przez otwór w dachu wleciała potężna postać w mandaloriańskiej zbroi. Młody mężczyzna zerwał się z ziemi, łapiąc za blaster i celując w przybysza dla zdezorientowania go. Pancerz zatrzymał wszystkie strzały, ale Starkillerowi dało to czas na włączenie swoich mieczy świetlnych. Był teraz gotów do niespodziewanej walki.
Mandalorianin wylądował ciężko na ziemi, ale nie atakował. Starkiller wpatrywał się w niego i nagle zakipiała w nim złość. Stojący przed nim łowca nagród sześć miesięcy porwał Juno i zaprowadził ją do Vadera, aby zwabić go w pułapkę. Później poznał imię mandaloriańskiego wojownika.
- Boba Fett - powiedział lodowatym tonem.
- Widzę, że już mnie znasz - odpowiedział łowca nagród.
- Chyba mamy rachunki do wyrównania - warknął Starkiller.
- Zgadzamy się przynajmniej w tej kwestii.
- Co? - zdziwił się klon, ale Fett nie odpowiedział.
Strzelił do niego. Starkiller odbił pocisk z blastera mieczem, zmieniając tor jego lotu. Mandalorianin coś wiedział, a on musiał się dowiedzieć, co.
- O czym ty mówisz? - krzyknął zaskoczony mężczyzna.
- Nie musisz tego wiedzieć. Za chwilę i tak będziesz martwy - zapowiedział łowca nagród obojętnym tonem, wystrzeliwując w jego kierunku kolejną serię pocisków.
Starkiller bez trudu je sparował, część z nich wysyłając w stronę przeciwnika jako ostrzeżenie, że on też może walczyć. Zaczęli krążyć po zawalonym gruzami pokoju. Czekali, aż ten drugi popełni błąd, który będzie można wykorzystać.
Starkiller już dawno nie czuł takiej złości. Mimo wszystko hamował chęć posłania błyskawic Ciemnej Strony w łowcę nagród, bo nie chciał zaprzepaścić tego, co osiągnęli w Kotą. Nie chciał ponownie stać się niewolnikiem bólu, nienawiści i gniewu.
Zamiast tego rzucił w Fetta kilkoma mniejszymi odłamkami gruzu, których łowca z trudem uniknął. Jeden z nich trafił go jednak w ramię, wgniatając zbroję. Widząc, że rozprasza to przeciwnika, Starkiller ponowił atak.
W końcu łowca nagród odpalił swój plecak, przez co unikanie kamieni stało się dla niego łatwiejsze, gdyż poza przesuwaniem się na prawo i lewo, miał do dyspozycji także górę i dół. W pewnym momencie Starkiller nie zauważył w porę Fetta, który podleciał do niego, odpalając miotacz ognia zamontowany na przedramieniu.
Rebeliant dosłownie w ostatniej możliwej chwili zdołał ukryć się za jednym z większych odłamków zawalonego sufitu, ale i tak poczuł żar ognia na swojej skórze. Zrozumiał, że po dobroci nie uzyska żadnej informacji, więc z okrzykiem złości wyskoczył w górę i rzucił mieczem świetlnym w Mandalorianina, kierując go Mocą w cel. Niebieskie ostrze minęło o włos hełm łowcy nagród.
Starkiller wylądował zgrabnie na ziemi, gotów do ewentualnego kontrataku, przywołując do wysuniętej dłoni swoją broń.
- Mów, co wiesz! - krzyknął przez zaciśnięte zęby.
Jedyną odpowiedzią Fetta było wypuszczenie w jego kierunku niewielkiej rakiety, która nie była jednak wyzwaniem dla Starkillera. Młody mężczyzna skierował ją w górę, w deszczowe niebo Kamino.
Teraz nic nie hamowało jego złości. Wszystkie nauki Koty i setki godzin poświęcone opanowywaniu emocji poszły w niepamięć w walce. Pojedynek powodował, że Starkiller czuł przypływ nowych sił i czerpał radość z balansowania na krawędzi życia i śmierci. To właśnie ta niepewność motywowała go do dalszych ataków.
Co prawda atakował z dystansu, gdyż Fett nie poznawał mu się zbytnio zbliżyć, ale i tak miał przewagę nad przeciwnikiem. Młody mężczyzna odbijał pociski w stronę nieprzyjaciela, mimo wszystko pamiętając, że musi go dorwać żywego. Nie oznaczało to jednak, że miał być cały...
W pewnym momencie z głośnym okrzykiem rzucił obydwa miecze świetlne, samemu biegnąc w stronę ściany i odbijając się od niej, by wykonać salto do tyłu. Zdezorientowany łowca nagród nie zauważył przeciwnika, który niespodziewanie znalazł się nad nim, i cała sera błyskawic Ciemnej Strony wypuszczonych przez Starkillera uderzyła w Fetta z ogromną siłą.
Miecze świetlne powróciły do rąk młodego mężczyzny, który przeciął plecak odrzutowy łowcy nagród i oboje zwalili się z głośnym łomotem na gruzowisko.
Starkiller wylądował dosyć boleśnie na boku, z pewnością łamiąc co najmniej dwa żebra, za to Boba Fett odbił się od jednego z kamieni i leżał teraz pod ścianą. Z jego zbroi unosił się dym.
W pomieszczeniu zapadła dziwna cisza, którą zakłócały tylko oddechy niedawnych przeciwników i krople deszczu rozbijające się na gruzach.
Dopiero teraz, gdy wszystko ucichło, Starkiller poczuł je także na twarzy. Z jękiem podniósł się i podszedł do łowcy nagród, zapalając po drodze jeden z mieczy świetlnych. Zbliżył niebieskie ostrze do gardła Fetta i powiedział tonem wyzbytym z emocji:
- Teraz albo mówisz, co wiesz, albo zginiesz.
Łowca podniósł się do pozycji siedzącej i zdjął hełm.
- A co chcesz wiedzieć? - zapytał.
- Co miałeś na myśli, mówiąc, że mamy rachunki do wyrównania? - zapytał Starkiller.
- O to ci tylko chodzi? - zdziwił się Mandalorianin, powoli wstając.
Teraz patrzyli na siebie w milczeniu.
- Chcę to po prostu wiedzieć - wysyczał lodowatym tonem, trzymając koniec ostrza tylko kilka centymetrów od klatki piersiowej Boby Fetta.
- Skoro chcesz, to ci powiem, chociaż i tak ci się to do niczego nie przyda...
- Mów! - ponaglił go Starkiller.
- Pół roku temu pozwoliłem ci żyć. Tobie i tej pilotce, Juno Eclipse. Już miałem was na celowniku, jednak... darowałem wam życie - dodał, widząc, że młody mężczyzna otwiera usta, by domagać się precyzyjniejszej odpowiedzi. - Obiecałem sobie jednak, że dorwę cię, ale nie w taki sposób. Mam swój honor. Teraz jednak jest zupełnie inna sytuacja, a ja zawsze doprowadzam swoje zlecenia do końca.
- To zlecenie Vadera? Ty miałeś mnie zabić?
- Tego być się nie spodziewał, prawda? - odparł pytaniem na pytanie Fett.
Starkiller zacisnął mocniej dłoń na rękojeści.
- Skąd wiedziałeś, że tu będę? Z tego co wiem, nie jesteś wrażliwy na Moc.
Mandalorianin uśmiechnął się.
- Mam swoje kontakty.
- Ten Tau So cię wezwał - wywnioskował Starkiller. - Skąd jednak on wiedział, że tu będę? - zapytał podejrzliwie.
- To pytanie nie do mnie. Zawrzyjmy układ: pozwalamy sobie odejść nawzajem, a tą walkę dokończymy innym razem. I ty na tym skorzystasz, i ja.
Starkiller patrzył nienawidzącym wzrokiem w niezdradzające niczego oczy Boby Fetta. W końcu zgasił miecz świetlny i rzucił łowcy nagród leżący obok niego plecak.
- Zabieraj się stąd. Następnym razem nie przeżyjesz.
Mandalorianin uśmiechnął się i założył hełm.
- To samo tyczy się ciebie - odpowiedział, nakładając plecak i klikając przycisk na zbroi.
Starkiller usłyszał szum odpalanych silników, a potem charczenie uszkodzonego plecaka, po czym nad nimi pojawił się statek, który młody mężczyzna wcześniej widział w porcie. Fett wzniósł się nad ziemię, zdalnie otwierając właz i znikając we wnętrzu pojazdu. Odleciał.
Starkiller został sam w zdemolowanym pomieszczeniu, wstydząc się chwili słabości, która go dopadła w czasie walki. Chociaż pokonał Mandalorianina, to przegrał z samym sobą, pozwalając, by Ciemna Strona znów przejęła nad nim kontrolę.
Włączył komunikator i połączył się z PROXY'm:
- PROXY, słyszysz mnie? - zapytał.
- Tak, mistrzu - usłyszał w odpowiedzi.
- Namierz mój sygnał i przyleć tu jak najszybciej - zakomenderował. - Bez odbioru.
Mężczyzna rozejrzał się po pokoju i zabrał się do wygrzebywania spod gruzów ciała prawdziwego Galena Mareka. Akurat udało mu się wyciągnąć je na powierzchnię, gdy nagle deszcze przestał padać. Starkiller podniósł głowę i przekonał się, że strugi wody wciąż lecą z nieba, jednak nad nim wisi zamaskowany Cień Łotra.
- PROXY, otwórz właz - polecił przez komunikator, a gdy rampa opadła, Starkiller wrzucił na pokład martwe ciało. - Bądź ze mną w stałym kontakcie. Mogę potrzebować szybkiej ewakuacji.
- Gdzie idziesz, mistrzu? - zapytał zaniepokojony droid.
Starkiller spojrzał na zamknięte drzwi.
- Mam jeszcze coś do załatwienia - odparł lodowatym tonem i ruszył w kierunku laboratorium, by wyjaśnić kilka rzeczy z Tau So.

Star Wars: Moc Wyzwolona III Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz