Rozdział 5

52 9 0
                                    

- Juno... - szepnął przez sen. Była tak daleko, poza zasięgiem jego dłoni. Była, a on nie mógł jej dotknąć...
Nagły wstrząs statku sygnalizujący wyjście z nadprzestrzeni obudził go. Starkiller zerwał się na nogi, zapominając na chwilę, gdzie jest. Wydawało mu się, że znów znalazł się na Dagobah i moment wcześniej Juno przeleciała mu przez ręce. Ta wizja z jaskini zawsze go przerażała, ale także motywowała do działania.
- Za tym, co widziałeś, podążać musisz - powiedział mu mały, zielony mieszkaniec bagiennej planety.
- Na krańce galaktyki, jeśli będę musiał - odpowiedział wtedy.
I wciąż w to wierzył. Nieważne gdzie będzie, co się stanie ani czy przeżyje - będzie podążać za Juno.
Tymczasem zaś ukazała się przed nim ciemnoniebieska planeta, na której prawie nigdy nie ustawały burze. Coś ścisnęło go w żołądku na widok miejsca, gdzie prawie zginęła Juno, Kota i on. Kamino nigdy nie będzie mu się dobrze kojarzyć, chociażby z tego względu, że to właśnie tam Vader chciał zrobić z niego swojego niewolnika, zmuszając go do zapomnienia o dawnym życiu, które tak naprawdę on mu zniszczył w momencie, w którym uczynił z niego swojego ucznia.
- Wejdziemy w atmosferę za trzy minuty - poinformował PROXY, wyrywając go z tych rozmyślań.
- Yhmm... - mruknął Starkiller na znak przyjęcia informacji, nie odrywając wzroku od planety. Nie potrafił wyrzucić ze swojego serca bólu i cierpienia. Jeszcze nie teraz.
Mężczyzna udał się do swojej kabiny, by przebrać się w czarną szatę. Domyślał się, że leżała tutaj nieruszona od półtora roku, czyli od czasu odbicia rebeliantów z rąk Imperatora i swojej śmierci. Nawet jeśli nosił ją już wcześniej, wydawała mu się obca. Mimo wszystko narzucił ją na siebie i założył kaptur na głowę. Pod fałdami ubrania ukrył miecze świetlne, a do pasa przypiął blaster typu E-11 i wrócił do PROXY'ego.
- Weszliśmy w atmosferę dwie minuty temu - powiedział droid. Kiedy jednak Starkiller nie odpowiedział, odwrócił się i zapytał: - Czy wszystko dobrze, mistrzu?
- Nigdy nie będzie dobrze, dopóki Vader żyje - wyjaśnił lodowatym głosem.
PROXY nie komentował wypowiedzi Starkillera, nie rozumiejąc po prostu uczuć ludzkich.
W milczeniu zbliżali się do zalanej wodą powierzchni Kamino i miast stojących na platformach.
- Leć w sektor...
- Wiem, mistrzu - przerwał mu droid. - Już ustawiłem kurs.
Starkiller oparł się o ścianę i ze skrzyżowanymi rękoma na piersi patrzył bezwiednie w nieokreślony punkt w przestrzeni. Cieszył się, że jego przyjaciel nie kazał dokańczać zdania. Nie miał najmniejszej ochoty mówić: "Leć w sektor, w którym przywrócili mnie do życia i prawie zabili wszystkie bliskie mi osoby". Wystarczająco bolesne były już same myśli.
- Włącz pole maskujące - polecił.
- Zrobione - potwierdził PROXY.
- Zejdź kilkanaście metrów nad ziemię, wyskoczę. Nie chcę, aby ktokolwiek zapamiętał nasz statek - wyjaśnił, opuszczając mostek Cienia Łotra i kierując się w stronę wyjścia.
Kamino obudziło w nim coś dziwnego, jakby przeczucie, że sprawa jego śmierci i odrodzenia kryje się coś więcej, coś czego nawet się nie spodziewa.
PROXY zbliżył statek do jednego z dachów i otworzył właz, a Starkiller poczuł zimny wiatr i krople wiecznego deszczu na twarzy. Odetchnął głęboko i skoczył, lądując w, na szczęście, wyludnionym porcie. Starkiller przetoczył się zręcznie kilka metrów po ziemi, aby zamortyzować upadek, i błyskawicznie zerwał się na nogi. W porcie stało pięć statków, które mężczyzna uważnie obejrzał z bliska.Trzy z nich należały do imperialnych, kolejny rozpoznał jako rebeliancki - latał nim jeden z ich szpiegów - a ostatniego nie był w stanie identyfikować. Domyślał się jednak, że był to prywatny prom kosmiczny. Nie wyglądał imponująco, ale Starkiller przekonał się już, że statek nie musi być efektowny ; najważniejsze, żeby być efektywny. Poobijany i odrapany kadłub mógł skrywać napęd nadświetlny najnowszej generacji; dodatkowo zazwyczaj zwraca się uwagę na drogie i wyszukane promy, a jeśli komuś zależało na anonimowości taki pojazd mógł łatwo wtopić się w tłum i nie przyciągać niepożądanych spojrzeń. Dla Starkillera ostatni statek wyglądał jak pojazd łowcy nagród. Mężczyzna poczuł niepohamowany gniew, bo pół roku temu słynny łowca nagród, Boba Fett, wynajęty przez Dartha Vadera zniszczył Zbawiciela, zabił dziesiątki rebeliantów i, co najważniejsze, porwał Juno. Starkiller zaczął się zastanawiać dla kogo byłby lepiej, żeby łowca był na drugim krańcu galaktyki: dla samego Fetty, czy dla niego, by nie poddał się Ciemnej Strony.
W końcu ruszył do środka miasta, składającego się z olbrzymich, okrągłych budynków i setek korytarzy i tysiącach laboratoriach, w których odbywały się procesy klonowania. Przechodząc pustymi drogami, zaczynał rozumieć, dlaczego Kota nie był zadowolony z jego przylotu na Kamino. Każde miejsce przypominało mu to, o czym wolał zapomnieć: o miesiącach niewoli, poniżania i torturowania w celu zabicia w nim wszelkich uczuć.
Drzwi rozsunęły się, wpuszczając do ciemnego pomieszczenia wąski strumień światła. Siedział na ziemi w niskim więzieniu, a wyjście odcinała mu krata nad głową. Zakute w grube kajdany przeguby bolały, a organizm błagał o łyk wody.
Na krawędzi stanęła wielka, czarna postać. Spoglądała w dół.
- Żyjesz - powiedziała mechanicznym głosem.
Podniósł głowę, by spojrzeć na swojego mistrza udręczonym wzrokiem.
- Jak długo tym razem? - zapytał zrezygnowany.
- Trzynaście dni w odizolowaniu. Nieprawdopodobne - stwierdził, jednak jego głos nie zdradzał żadnych emocji.
- Moc daje mi wszystko, czego potrzebuję - wyjaśnił.
- Moc? - mistrz oczekiwał precyzyjniejszej odpowiedzi.
- Ciemna Strona... - sprostował. - Mój mistrzu.
- Chodź - rozkazał mistrz, wykonując ruch ręką.
Krata rozsunęła się, a platforma zaczęła jechać w górę. Podniósł się z kolan i zaczekał, aż ta zrównała się z poziomem podłogi, a potem chwiejnym krokiem ruszył w stronę Vadera. W sercu czuł pustkę i poczucie, że traci kolejną cząstkę siebie...
Ocknął się i przetarł twarz dłonią. Najpierw dręczyły go wspomnienia z pierwszego życia, teraz nie mógł wyrzucić z głowy wydarzeń sprzed kilku miesięcy. Musiał skupić się na zadaniu, jeśli jeszcze chciał zobaczyć Juno. Czuł silną obecność Mocy na Kamino, więc postanowił zdwoić czujność. Kto wie, co czekało za zakrętem i czego się dowie.
Nawet nie przeczuwał, co było ukrywane na Kamino.

Star Wars: Moc Wyzwolona III Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz