Rozdział 17

30 6 3
                                    

- To tu - powiedziała cicho Maris, prowadząc Starkillera śmierdzącymi uliczkami Bilbousy. Było już ciemno, ale w mieście panowało duże poruszenie, jednak ani Starkiller, ani Zabrakanka nie zwracali na to większej uwagi.
Zeszli po krętych schodach do podziemi, po czym stanęli przed umięśnionym Zabrakiem o żółtej skórze, który najwidoczniej był ochroniarzem w nielegalnym lokalu.
- Pozwól mi mówić i udawaj łowcę nagród - poprosiła szeptem Starkillera Marisa, po czym podeszła do Zabraka i powiedziała:
- Getus, wpuść nas, mam dobry interes - wskazała głową na stojącego za nią Jedi, który skrzyżował ręce na piersi i patrzył groźnie na ochroniarza, chcąc sprawiać wrażenie prawdziwego łowcy nagród.
Zabrak chciał coś powiedzieć, ale gdy tylko otworzył usta, zamarł. Stał tak przez chwilę, gapiąc się na Starkillera, po czym w końcu zdołał z siebie wydobyć:
- Dobrze, ale mieliśmy dzisiaj małe zamieszanie i muszę uzgodnić z szefem, czy mogę was spuścić.
- Dostaniecie z tego mały procent - rzuciła Marisa, podrzucając paroma kredytami. Starkiller bez problemu domyślił się, że Zabrakanka używa Mocy, aby wpłynąć na umysł Getusa, jednak ten nie był wcale taki głupi. Przełknął ślinę, po czym przeprosił ich na chwilę i wszedł do Jamy.
- Wyczuwam śmierć... - powiedział Starkiller, marszcząc w zamyśleniu czoło.
- Odbywają się tutaj walki na śmierć i życie. To nic niezwykłego - stwierdziła Maris, jednak Jedi pokręcił przecząco głową.
- Nie, Mariso, to coś innego. Czysta potęga Ciemnej Strony. Nie czujesz jej?
Zabrakanka przez chwilę milczała, próbując dowiedzieć się poprzez Moc, co się dzieje, po czym przyznała się:
- Nie jestem zbyt silna Mocą. Opracowałam do perfekcji tylko te dwie techniki, które twój brat u mnie zaobserwował, ale nigdy nie nauczyłam się w pełni korzystać z Mocy. Wyczuwam tu tylko więcej śmierci niż zazwyczaj, jednak gdzieś tam czai się Ciemna Strona. Co to może oznaczać?
- Nie mam pojęcia, ale niedługo się dowiemy. Getus wraca - ostrzegł Starkiller.
- Możecie wejść - oznajmił Zabrak, przepuszczając ich w przejściu.
Starkiller i Marisa weszli do środka. Młody Jedi czuł jednak zakłócenia Mocy, ale nie był w stanie stwierdzić, o co chodzi. Coś tu wyraźnie nie pasowało.
Zerknął ukradkiem na Maris, która także wyglądała, jakby coś podejrzewała.
Gdy tylko znaleźli się w głównej sali, Starkiller zrozumiał, co Moc chciała mu przekazać. W Jamie czekała na niego pułapka. Z każdego strony natarli na niego ochroniarze lokalu, goście, a nawet niewolnicy, którzy wcześniej musieli walczyć na arenie. Zanim Starkiller zdołał cokolwiek zrobić, zabrano mu jego miecze świetle i obezwładniono, wykręcając mu ręce do tyłu i pozwalając na kolana, po czym wycelowano w niego pięć blasterów.  To samo zrobiono zresztą z Marisą. Na razie jednak Starkiller nie chciał używać Mocy, bo nie miał pojęcia, co tu się dzieje, a miał wrażenie, że ta informacja na pewno mu się przyda, jeśli przeżyją.
- Getus! - zawołała Maris do Zabraka, który pojawił się na sali z grubym Twi'lekiem. - Co to ma znaczyć?!
- Mówiłem ci, panie. To naprawdę on! Wrócił, by nas doszczętnie zniszczyć! - mówił przyjęty Getus, wskazując na Starkillera.
- Ja? - zapytał zaskoczony Jedi, coraz mniej rozumiejąc. Spojrzał na Marisę, ale i ona nie miała bladego pojęcia, co się właściwie dzieje. - Przecież dopiero, co tu przyszedłem! - krzyknął zdezorientowany.
- Nie udawaj takiego niewiniątka - odezwał się nowy głos. Starkiller odwrócił głowę w kierunku, z którego dochodził i aż jeknął. Teraz na pewno nie obejdzie się bez walki, bowiem stał przed nim znienawidzony Boba Fett w poobijanej zbroi, która dymiła z kilku miejsc.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał Jedi, próbując zebrać myśli.
- Nie pamiętasz, że przed niespełna trzema godzinami o mało co nie wysadziłeś nas w powietrze? - zapytał tłusty Twi'lek.
- Że co? - Starkiller rozejrzał się po lokalu. To prawda, wyglądał jak pobojowisko, ale z pewnością nie była to jego sprawka.
- To niemożliwe! - zaprotestowała Maris. - Trzy godziny temu byliśmy u Czarnego, by wpuścił nas do Bilbousy! - powiedziała Zabrakanka, mając na myśli jednego ze swoich znajomych, którzy tak jak i ona próbowali naprawić dawno wyrządzone krzywdy. - Może ci to potwierdzić także Rogaty! Pobili się, bo Rogaty myślał, że on podrywa mu nową dziewczynę!
- A w takim razie kto to zrobił? Jego klon? - zapytał drwiąco tłusty Twi'lek.
Starkiller poczuł się, jakby ktoś przywalił w niego Imperialnym Niszczycielem Gwiazd. Zrozumiał już, dlaczego wyczuwał obecność Ciemnej Strony i dlaczgeo Jama była przesiąknięta aurą śmierci. I ta obecność, która prześladowała go od kilku dni... Wszytko zaczynało układać się w logiczną, lecz przerażającą z każdym nowym elementem całość.
- Po co ten ktoś tu był? - zapytał ze ściśniętym gardłem.
Twi'lek wzruszył ramionami.
- Nie pamiętasz, po co tu przylazłeś?
- Przecież to nie on! - krzyknęła Maris, jednak Starkiller rzucił jej karcące spojrzenie. Teraz przyszedł czas, aby to on mówił.
- Ja czy nie ja, ale powiedz mi po co! - namawiał dalej Starkiller.
- Po Juno Eclipse - odezwał się milczący dotąd Fett. - A teraz nie udawaj głupiego, aby się z tego wymigać.
- Ale przecież... - Marisa nie dokończyła zdania, ale Starkiller wiedział, co chciała powiedzieć: ale przecież to my przyszliśmy ją uwolnić. - O co tu chodzi?
- Ja już wiem - szepnął Jedi. - Posłuchajcie mnie - powiedział głośniej - mówicie pewnie o moim bracie. Jak wiecie, nie mogłem być w dwóch miejscach jednocześnie, a skoro mam świadków, że biłem się z Rogatym...
- ... i że rozwalił my nos - wtrąciła Marisa, powodując tym samym mimowolny uśmiech na twarzy Jedi.
-... to chyba puścicie nas wolno, prawda? - zapytał Starkiller, próbując wpłynąć Mocą na umysł grubego Twi'leka.
Ten zawahał się na chwilę i już chciał odpowiedzieć, gdy nagle zza pleców Starkillera dało się słyszeć szczęk otwieranego miecza świetlnego i krzyki zdziwienia, po czym na podłogę upadło coś miękkiego, najpewniej któraś z kończyn pechowca. Twi'lek otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, ale bardzo szybko na jego twarzy zagościł złośliwy uśmieszek.
- Puszczę was wolno...
- To wspaniale! - krzyknęła zbyt szybko Marisa.
- ... ale jako że to twój brat naraził nas na straty, staniecie do walki na arenie. Jeśli przeżyjecie, możecie iść. Jeśli nie... nie muszę chyba kończyć.
Twi'lek wpatrywał się w swoich jeńców z wyższością i wydawało się, że oczekuje błagań o litość, których tak bardzo lubił słuchać, jednak Marisa spojrzała na niego takim wzrokiem, że gdyby spojrzenia mogły zabijać, właściciel lokalu wraz z całą Jamą wyleciałby w powietrze, zaś Starkiller patrzył na niego z czystą nienawiścią.
- Kiedy zaczynamy? - zapytał. - Chcę mieć to już z głowy. Mam pilniejsze rzeczy do roboty.

Star Wars: Moc Wyzwolona III Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz