- Zakładam, że masz jakiś plan - mruknęła cicho Marisa w stronę Starkillera, gdy ochroniarze Jamy odprowadzali ich do klatki, tonem mówiącym "i lepiej niech tak będzie, bo jak nie...".
- Po postu pokonamy przeciwników tak szybko, jak to możliwe - odparł Jedi, wzruszając ramionami na tyle, na ile pozwoliły mu założone kajdanki blokujące możliwość korzystania z Mocy. Starkillerowi nie bardzo podobała się ta myśl, ale musiał sam przed sobą przyznać, że Fett jest nieźle zaopatrzony w specjalistyczny sprzęt.
- Serio? To jest twój PLAN? - zadrwiła Zabrakanka, po czym prychnęła. - A więc już jesteśmy martwi.
- Przecież damy radę. Pamiętam, jak dobrze walczyłaś na Feluci - powiedział nierozważnie mężczyzna, wzbudzając tym samym podejrzenia Maris:
- Jakim cudem, skoro był tam twój brat, przez którego teraz my musimy ryzykować życiem?
- To nie tak! - zaprotestował Starkiller.
- A więc to jednak z tobą walczyłam!
- Nie!
- Przynajmniej mniej odwagę się przyznać! - krzyknęła Marisa, co spowodowało reakcję ochroniarzy, którzy pchnęli ją do przodu, przywracając Zabrakankę na podłogę.
- Wstawaj - rzucił chłodno Twi'lek, który wyglądał bardziej na gangstera niż na ochroniarza, po czym złapał ją pod ramiona i postawił na nogi. - Połamanej będzie ci trudniej wygrać - dodał znacznie cieplejszym tonem.
- Aha... - odparła niepewnie Marisa, którą zaskoczyły słowa Twi'leka.
- Dimvide, zostaw tą zdradziecką sukę - polecił drugi ochroniarz. - Pamiętaj, że oni zabili ci brata.
Starkiller zetknął przez ramię na twarz Twi'leka. Rzeczywiście był smutny, a w Mocy bez trudu można było wyczuć chęć zemsty, tylko że nie na nich, a na faktycznym mordercy. Jedi postanowił to wykorzystać.
- Dimvide - wskazał podbródkiem na Twi'leka - dobrze pamiętam?
- Siedź cicho! - warknął na niego strażnik, wbijając mu lufę blastera w plecy. - Zaraz i tak zginiecie, tak więc nie próbuj tych swoich sztuczek.
Zeszli po schodach do podziemi, w których wciąż leżało pełno trupów. Ochroniarze Jamy rozejrzeli się w poszukiwaniu klatek, które mogli wykorzystać. Niestety, a dla niektórych na szczęście, wszystkie były zasilane przez mechanizm ukryty za przypalonym panelem sterowania. Mężczyzna rasy ludzkiej podszedł do niego, próbując uruchomić cokolwiek, jednak ten, kto to zniszczył, porządnie wykonał swoją robotę. Starkiller usłyszał tylko potok przekleństw pod adresem kobiety, która rozwaliła panel. Miał dziwne wrażenie, że dotyczą one Juno.
Na myśl o pilotce Starkiller poczuł wielki smutek i pustkę w sercu. Postanowił porozmawiać z Twi'lekiem.
- Dimvide - zwrócił się do niego - przykro mi z powodu twojego brata - słowa te były jak najbardziej szczere.
- Zawdzięczam to twojemu bratu! - krzyknął wściekłe Twi'lek.
- On nie jest dla mnie bratem - odparł Starkiller. - Straciłem wiele bliskich mi osób z jego powodu, a teraz być może stracę tą najważniejszą, jeśli nie zdołam odnaleźć go na czas!
- Kogo? - zainteresował się Dimvide.
Starkiller długo zastanawiał się nad odpowiedzią, ponieważ nie chciał skłamać. Pierwszy raz od czasu wyjścia na jaw tajemnic z Kamino Jedi został zmuszony do nazwania swoich uczuć odnośnie Juno, a nie było to łatwe. W końcu odpowiedział:
- Kogoś, kto nauczył mnie wierzyć w słuszność swoich idei i odważnie ginąć w ich imieniu. Niedługo mogę stracić najlepszą przyjaciółkę, jaką kiedykolwiek miałem, a może nawet i wszystkich pozostałych przyjaciół, jeśli nie zdążymy go powstrzymać!
- Każda chwila może zaważyć o ich życiu lub śmierci - dodała Maris, domyślając się zamiarów Starkillera.
- A skąd mamy wiedzieć, że nie kłamiecie? - rzucił mężczyzna z wygoloną głową. Jedi spojrzał w jego stronę.
- Ponieważ - powiedział cicho - ona tu była. Marisa ją znalazła i powiadomiła mnie. Okazało się jednak, że przybyliśmy za późno - na potwierdzenie swoich słów wskazał głową na otoczenie.
- A jak wyglądała? - dopytał się łysy.
- Jasne włosy, niezbyt wysoka - Starkiller krótko scharakteryzował Juno. - Odważna i buntownicza.
- Kiedy ją spotkałam - wtrąciła się Zabrakanka - miała na sobie podarty mundur rebeliancki.
- Wystarczy już tych dowodów? - zapytał Jedi w kierunku Dimvide'a.
Twi'lek już chciał odpowiedzieć, kiedy nagle wrócił mężczyzna, który próbował naprawić panel.
- Nic z tego - powiedział, wycierając ręce w spodnie. - Ta rebeliancka suka rozwaliła cały system.
Maris i Starkiller wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Coś czuję, że gdybyś to ty uwalniał Juno, to nic by nie zostało z Jamy - szepnęła Zabrakanka, próbując się nie roześmiać.
Starkiller z trudem powstrzymał uśmiech, wyobrażając sobie, jak wpada do lokalu i wszystko wysadza za pomocą odepchnięcia Mocą. Myśl ta wydała się mu tak absurdalna, że mimowolnie zaśmiał się. Na szczęście nikt nie zwrócił na niego uwagi, bo wszyscy byli zbyt zajęci zastanawianiem się, gdzie ich przytrzymają do następnego dnia.
- Mamy dwie sale - zauważył łysy mężczyzna. - Zabrakankę możemy zamknąć w tej, a tego łotra w drugiej. Na pewno znajdziemy jakieś klatki i będziemy trzymać przy nich wartę. Nich lepszego nie przychodzi mi do głowy.
Po długiej dyskusji w końcu zaakceptowano ten pomysł. Marisa została w sali, gdzie wcześniej więzione były kobiety, a Starkillera poprowadzono dalej.
Z pewnością sala dla gladiatorów była o wiele, wiele gorsza. Klatki były niewielkie na góra trzy osoby, jednak Starkiller w niektórych dostrzegł nawet po pięć trupów. Nie miał pojęcia, jak ich tam zmieszczono, ale doszedł do wniosku, że jednak nie chce tego wiedzieć. Do tego po wewnętrznej stronie pręty miały przymocowane niewielkie, ale ostre kolce, a z sufitu zwieszały się łańcuchy, do których przykuwano najniebezpieczniejszych wojowników.
Do tej kategorii zaliczono także Starkillera. Ochroniarze Jamy zmusili go do podniesienia rąk, po czym przyczepili do jego kajdanek pięć grubych łańcuchów, które później za pomocą działającego jeszcze mechanizmu skrócili do odpowiedniej długości. "Odpowiednia długość" oznaczała, że Jedi musiał cały czas stać na palcach, a łańcuchy i tak były naprężone do granic możliwości.
Ochroniarze zamknęli klatkę, nałożyli na nią kłódkę, którą łysy mężczyzna przyniósł z zaplecza, i zostawili pięciu ludzi na pierwszej zmianie, po czym reszta wyszła świętować schwytanie osób, które w ich mniemaniu zniszczyły Jamę. Szczerze mówiąc, Starkiller zaczynał coraz bardziej żałować, że go w tym uprzedzono. Domyślał się, że nawet jeśli z Marisą przeżyją starcia na arenie, na pewno nie odzyskają wolności. W najlepszym razie zostaną nowymi gladiatorami Jamy, w najgorszym - zostaną oddani Imperium. O to na pewno będzie się starał Boba Fett, skoro na Kamino puścił go wolno. Jedi miał wrażenie, które wciąż narastało, że to wszystko począwszy od jego wyprawy na planetę klonerów po obecną sytuację, było jedną wielką grą, w którą bezmyślnie dał się wciągnąć. Żal mu było, że wplątał w to wszystko także Marisę, która przecież nie musiała mu pomagać, a jednak zdecydowała się dla niego zaryzykować wszystko, co osiągnęła, od kiedy Galen walczył z nią na Feluci. Niepokoił go także drugi klon, który podstępnie zdołał zająć jego miejsce.
Ciekaw, czy tak właśnie czułby się Starkiller, gdyby dowiedział się, że teraz ja żyję jego życiem... pomyślał klon Galena Mareka z dziwnym smutkiem. Mimo wszystko nie mógł się pozbyć wrażenia, że kolejny uczeń Vadera ma do odegrania bardzo ważną rolę w historii tej garstki rebeliantów, do których także zaliczali się Marek Starkiller, Juno Eclipse czy Rham Kota.
Tak bardzo rozmyślał o drugim żyjącym klonie, że w końcu Moc podsunęła mu pewne wizje.
Mężczyzna szedł wraz z Vaderem pomiędzy zbiornikami, w których pływały uśpione klony. Nie wyglądał, jakby się bał, lecz jakby szanował czy podziwiał swojego mistrza. Chcąc rozwiać swoje wątpliwości, zapytał obojętnym tonem:
- Kim on był?
Aura Mocy wokół Lorda Sithów napełniła się gniewem. Przez chwilę zdawało się, że Vader nie odpowie, ale jednak zdecydował się oświecić swojego ucznia.
- To nie ma znaczenia - mruknął ze złością, jakby samo wspomnienie swojego pierwszego ucznia wywoływało w nim falę nienawiści. - Był zepsuty i słaby. Już jesteś silniejszy, niż on kiedykolwiek mógłby być.
Uczeń nie był do końca zadowolony z takiej odpowiedzi, ale nic nie powiedział, tylko kontynuował w ciszy marsz obok Vadera.
Wizja zmieniła się, powołując szybsze bicie serca u Marka Starkillera.
Vader przyprowadził ucznia do ukrytego laboratorium. Już od dawna zapowiadał mu, że ta wizyta jest bardzo ważna dla jego szkolenia.
Pośrodku okrągłego pomieszczenia unosiło się bezwładnie ciało, które wyglądało dokładnie jak uczeń. Przez chwilę stali tak w milczeniu, aż w końcu Vader zapytał tonem sugerującym skupienie się na słowach:
- Czy rozumiesz, co to jest? Co TO oznacza?
Uczeń czuł mętlik w głowie. Chociaż Vader wielokrotnie pokazywał mu dowody na to, że jest tylko i wyłącznie klonem i że został stworzony, by być niewolnikiem Imperium, stanięcie twarzą w twarz z nieżywym Galenem Marekiem wywołało w nim ukłucie nienawiści. Nienawidził wspomnień pierwszego ucznia Vadera, czuł pogardę dla jego przywiązania do jakiejś tam kobiety i starego Jedi oraz zniesmaczenie na myśl o wszystkich jego słabościach. Ale rozumiał, że to spotkanie z trupem rzeczywiście jest kluczowym momentem dla jego szkolenia. Poprzez Moc wyczuwał, że jego mistrz był przekonany, że oszaleje.
- Tak... mój mistrzu - powiedział, podnosząc wzrok na Vadera.
- Dobrze. Bardzo dobrze. Być może przeżyjesz - stwierdził bezbarwnym tonem Lord Sithów, po czym wyszedł z laboratorium, zostawiając ucznia sam na sam z Galenem. Czuł rosnącą w klonie potęgę Ciemnej Strony. Być może w końcu znalazł IDEALNEGO niewolnika.
CZYTASZ
Star Wars: Moc Wyzwolona III
FanfictionDawno, dawno temu w odległej galaktyce... Minęło sześć miesięcy odkąd Starkiller powrócił, a mroczny Darth Vader został pojmany przez rebeliantów. Wydawać by się mogło, że teraz nastaną czasy pokoju, a rebelia pod wodzą Jedi Rhama Koty obali Imperat...