Rozdział 19

26 6 0
                                    

- Ej, ty - mężczyzna dźgnął Starkillera w pierś wibrotoporem. Jesi otworzył oczy i spojrzał na strażnika, który już zabrał się do odpinania łańcuchów od jego kajdanek. Gdy odczepił ostatni, Starkiller padł bezwładnie na ziemię wykończony ostatnią nocą. Wizje dotyczące drugiego żyjącego klona wcale nie pomogły mu się uspokoić. Wiedział po prostu, że Vader szkolił go w zupełnie inny sposób, niż jego, ale działo się to w tym samym czasie. Skoro więc Mroczny Lord miał dwóch uczniów,  to dlaczego nie mógł mieć ich więcej? Starkiller rozważał już tylko same czarne scenariusze przyszłych losów galaktyki, a myśl, że tak naprawdę żyje kilkunastu sklonowanych Starkillerów nie dawała mu spokoju. Ta cała sprawa zaczynała go już przerastać.
Zastanawiały go także stłumione uczucia w sercu drugiego klona. Nie był do końca tym, kim myślał, że jest.
- Wstawaj - strażnik ponownie dźgnął Starkillera. - Nie mamy całego dnia!
Jedi jęknął i z trudem podniósł się z ziemi. Wszystkie jego mięśnie protestowały, ale postanowił na razie zignorować nasilający się ból.
Z Marisą spotkał się dopiero na statku, gdzie zamknięto ich w celach znajdujących się naprzeciwko siebie. Prom z pewnością był przystosowany do przewozu nielegalnego żywego towaru, bo poziom, na który ich zaprowadzono, był dobrze ukryty i cały wypełniony jednoosobowyni więzieniami.
Po kilku minutach na statek przyszło więcej istot najróżniejszych ras, które przyprowadzały swoich zawodników. W ciągu pół godziny wszystkie cele były zapełnione, więc właściciele uczestników walk wyszli na główny pokład, zamykając poziom z niewolnikami. Wystartowali.
- Starkiller - szepnęła Marisa, chcąc zwrócić uwagę swojego towarzysza.
Jedi podszedł do krat i spojrzał Zabrakankę. Odległość pomiędzy ich celami nie była duża, bowiem przejście miało może z półtora metra.
- Co jest? - zapytał.
- Znasz w ogóle zasady?
- Walk na arenie? - zdziwił się. Maris skinęła głową. - To chyba oczywiste.
- Czyli nie znasz - wywnioskowała Zabrakanka i nie czekając na odpowiedź Starkiller, zaczęła mu wszystko tłumaczyć: - Część Huttów zamieszkujących Nal Huttę stworzyła swój własny sposób walk na arenie. Oczywiście sami nie walczą, tłuste ślimaki - mruknęła pod nosem, wywołując tym samym uśmiech na twarzy Starkillera - ale niewolnicy, którzy muszą to robić, działają według ściśle określonych zasad. Jednym z wariantów jest walka w pojedynkę. Bierze w niej zazwyczaj udział najwięcej uczestników, ale wygrane nie są zbyt duże. Polegają na walce wręcz. Jeśli jednak walczyć niewolnik i wolny obywatel, niewolnik musi wystąpić w kajdanach...
- Mam nadzieję, że nie będziemy brać udziału w tej konkurencji - stwierdził Jedi, krzywo spoglądając na własne kajdany, które odcinały mu dostęp do Mocy. Czuł się przez to kaleką i był przekonany, że Marisa także, tym bardziej, że Moc była ich najniebezpieczniejszą bronią. Dla młodego mężczyzny Moc nie była tylko czymś, co mógł wykorzystać do walki, lecz przede wszystkim szóstym zmysłem, najważniejszym ze wszystkich. Moc nie ma granic ani ograniczeń, przenika przez wszystkie przeszłe, teraźniejsze i przyszłe epoki, łącząc nawet najbardziej odległe istoty. Dla Mocy dystans nie istnieje. Z tego względu Starkiller czuł się ograniczony, mając na rękach kajdany. Wyczuwał wszystkie istoty na statku, ich emocje i nastroje, ale takie proste czynności, jak podniesienie przedmiotu za pomocą umysłu czy wykorzystanie Mocy do wyłączenia zasilania cel, były dla niego niemożliwe. Miał wrażenie, że jest pod wodą i wciąż płynie w stronę powierzchni, która jest już na wyciągnięcie ręki, ale w pewnym momencie coś ściąga go w dół, powodując ból w płucach. Dla osoby, która przez całe życie była związana z Mocą, oderwanie od niej jest największą bezradnością.
- Ja także. Jestem nawet przekonana, że wystawią nas do walk drużynowych - powiedziała Zabrakanka, wygrywając go z tych rozmyślań.
- A to coś nowego.
- Słuchaj teraz uważnie, bo walki drużynowe mają zupełnie inne zasady - zaznaczyła Marisa. - Są różne warianty tych walk, ale biorąc pod uwagę, że jesteśmy tylko we dwójkę, interesować nas będzie konkurencja do czterech osób. Nie jest trudna, ale wszystko zależeć będzie od szczęścia. Należy zacząć od liczenia punktów. Każda drużyna walczy z każdą w obrębie grupy i zdobywa punkty. Ważne jest utrzymanie przy życiu wszystkich sojuszników.
- Nigdy bym na to nie wpadł - rzucił sarkastycznie Starkiller.
- Nie o to chodzi - odparła Marisa z uśmiechem, który jednak szybko zniknął z jej twarzy. - Każdy zawodnik zdobywa punkty. Załóżmy, że ja zdobyłam dziewięćset, a ty sześćset, tak więc grupa zdobyła tysiąc pięćset. Jeśli bym zginęła tracimy moje punkty plus jedną trzecią moich od każdego pozostałego członka, tak więc grupa miałaby już tylko trzysta punktów.
- A jeśli ja bym zginął? Tak teoretycznie, bo nie mam zamiaru ginąć ani tobie na to pozwolić - zaznaczył z pełnym przekonaniem.
- Wtedy byśmy mieli siedemset. Jeśli jednak byłby jeszcze jeden zawodnik, który nie zdobyłby żadnych punktów, mielibyśmy już tylko pięćset - tłumaczyła Marisa. - Nagrody w tej konkurencji są bardzo duże, a i zakłady się opłacają, jednak wygrać jest bardzo trudno. Dodatkowo przed każdą walką losowane są trzy utrudnienia lub wspomagacze dla zawodników. Może to oznaczać, że w jednym starciu będziemy walczyć z bronią, a w następnym będziemy mieli kajdany i zawiązane oczy, podczas gdy nasi przeciwnicy dostaną blastery i...
- Dobrze, zrozumiałem - przerwał jej ponuro Starkiller. Coraz mniej podobał mu się ten szalony plan, ale wiedział, że na razie to jedyny sposób, aby uratować Rebelię. - A co jeśli przekupi się tego, kto będzie losować te... nie wiem jak to nazwać.
- Traf Szczęścia - powiedziała Zabrakanka. - Tak to się profesjonalnie nazywa.
- Tak więc jeśli ktoś przekupi organizatorów czy kogo tam ma przekupić, aby dostać korzystny Traf Szczęścia, co wtedy?  - zapytał Jedi.
- Jeśli to się wyda, a wyda się na pewno,  jego drużyna dostaje się przeciwnikowi. Jeśli ta z kolei składa się z ochotników, stają się oni niewolnikami - dodała szybko dziewczyna, uprzedzając kolejne pytanie.
- Niezły sposób, aby pozbyć się wrogów - mruknął Starkiller.
Marisa uśmiechnęła się.
- Nie do końca. No chyba, że masz na myśli nas - rzuciła pół żartem, pół serio Zabrakanka.
Jedi spochmurniał.
- Nawet tak nie mów. Już i tak mamy wystarczająco dużo problemów.
Zapadła krępująca cisza. Ani Starkiller, ani Marisa nie mieli pojęcia, co się z nimi stanie, a każde słowo, które wypowiedzieli pod wpływem czarnego humoru, mogło okazać się jak najbardziej prawdziwe. W dodatku Jedi miał rację: drugi klon stanowił problem sam w sobie, bo mógł bez przeszkód zniszczyć wszystko, co stworzył i za co zginął Galen Marek. Chociażby ze względu na swój pierwowzór Starkiller chciał ratować Rebelię.
Chociaż na pokładzie było głośno, do Starkillera nie docierały żadne dźwięki, tak jakby znajdował się za grubą szybą, przez którą widział świat, ale był od niego całkowicie odcięty. Jedyną osobą, która w tamtym momencie mogła do niego przeniknąć, była właśnie Marisa.
- Skąd tak wiele o tym wiesz? - zapytał w pewnym momencie smutnym głosem.
Zabrakanka uniosła głowę i spojrzała na swojego towarzysza.
- O czym?
- O tych całych walkach.
Marisa długo zastanawiała się nad tym, co powinna powiedzieć, aż w końcu wytłumaczyła:
- W czasie ostatnich dwóch lat zajmowałam się zdobywaniem informacji. W sumie tylko dzięki temu przeżyłam - Marisa oparła się plecami o ścianę i zapatrzyła się w sufit swojej celi, próbując sobie wszystko przypomnieć. - W każdym razie ostatnie miesiące spędziłam właśnie na Nal Hutta, pracując dla pewnego Hutta. Musiałam dowiedzieć się paru rzeczy o jego przeciwniku politycznym, jeśli tak mogę go określić, a mój informator zaprosił mnie właśnie na walki na arenie. Wytłumaczył mi zasady, abym wiedziała, co się dzieje, a ja postanowiłam je zapamiętać, bo miałam przeczucie, że się jeszcze mogą przydać. W dodatku ten Hutt, którego miałam sprawdzić, jest prawdziwym fanem walk na arenie i co jakiś czas organizuje zawody u siebie na dworze, więc korzystne dla mnie okazało się być w temacie.
Znów zapadło między nimi milczenie. Starkiller coraz bardziej czuł, że powinien powiedzieć Marisie prawdę, bo ona miała już swoje życie, może nie do końca legalne, ale pomagała Rebelii w walce z Imperium i jemu w odnalezieniu Juno. Wiedziała, co ma robić i nie potrzebowała nikogo, by się nią zajmować, a on ją brutalnie z tego wszystkiego wyciągnął. To nie było w porządku, tym bardziej, że serce zaczynało mu coraz szybciej bić, gdy tylko o niej pomyślał. Nie miał pojęcia, co się z nim działo ani co z tym wspólnego ma Marisa, jednak wiedział, że chce dla niej jak najlepiej.
- Widzę, że radziłaś sobie przez ten cały czas - mruknął cicho. Zabrakanka wzruszyła ramionami.
- Bywało lepiej i bywało gorzej. Powiedz lepiej, co działo się z tobą - Marisa spojrzała Starkillerowi w oczy, jednak on unikał jej wzroku. - Nie uwierzę, że walczyłam z twoim bratem. Znam twoją aurę w Mocy i nie jest możliwe, by ktokolwiek też miał taką samą. Jest... - dziewczyna urwała, szukając odpowiedniego słowa.  - Jest inna. Wyjątkowa.
Starkiller uparcie milczał.
- No to nie mów - zdenerwowała się Maris i odwróciła się do niego plecami. - Idę spać - oznajmiła tonem, sugerującym, że jest obrażona. - Obudź mnie, gdy dolecimy na miejsce. Albo jak zdecydujesz się powiedzieć mi prawdę.
Młody Jedi patrzył w kąt swojej celi, próbując sobie wyobrazić reakcję różnych osób na wieść o tym, że jest najzwyklejszym klonem, dziwnym wytworem nauki i technologii. Przypominał sobie, słowa, które wypowiedział, gdy pierwszy raz spotkał starego Jedi: Nie wiem kim albo czym jestem... Czy ktokolwiek będzie w stanie to zrozumieć, skoro nawet on nie potrafił? Nie liczył Koty, bo generał współpracował już z klonami, które jednak zwróciły się przeciwko Jedi, wykonując rozkaz 66. Stary wojownik słusznie się obawiał, że wytwory z Kamino znów mogą stać się zagrożeniem dla słusznej sprawy. Tym razem jednak chodzi o jednego, zepsutego przez Ciemną Stronę klona. Chociaż z drugiej strony, Starkiller wciąż rozmyślał o wizjach, które miał ostatniej nocy. Pamiętał, jak on był szkolny przez Vadera. Lord Sithów niejednokrotnie powtarzał mu, że nie jest niczym więcej, jak zwykłym eksperymentem, który może zostać zniszczony jeśli nie będzie działać poprawnie. Porównał swoje wspomnienia ze wspomnieniami Galena i doszedł do wniosku, że byli trenowani w podobny sposób. Vader chciał po prostu zniszczyć w nich wszystko to co dobre, poprzez ból i strach. Drugi klon był zaś szkolny w świadomości, że jeśli zawiedzie, stanie się kolejną porażką na liście Dartha Vadera. Wiedział, że jeden jego błąd i straci wszystko, co jeszcze miał.
Po kilku godzinach zdecydował się wyjaśnić chociaż część spraw Marisie.
- Marisa...? - zapytał cicho. - Śpisz?
- Nie da się tu zasnąć - odburknęła Zabrakanka. Wciąż była obrażona.
- Ja... ja chciałbym ci powiedzieć.
Marisa podniosła głowę i spojrzała na skołowanego Starkillera.
- Co chciałbyś mi powiedzieć?
Starkiller zebrał całą swoją odwagę i zaczął mówić:
- No... to, o co mnie pytałaś. Co się ze mną działo przez ten cały czas. Najprawdopodobniej mi nie uwierzysz, a jeśli uwierzysz, to uznasz za dziwadło, ale...
Akurat w tym momencie statkiem zatrzęsło, a na pokład weszli właściciele niewolników.
- Już jesteśmy na miejscu?! - krzyknął do Maris Starkiller, próbując być słyszalnym przez tłumem.
- Chyba tak! - odkrzyknęła dziewczyna, próbując dojrzeć ich "właścicieli".
Gdy przyszli, bez słowa wyciągnęli Starkillera i Marisę z cel, po czym wyprowadzili ich na powierzchnię planety.
- A więc jednak znów tutaj... - jęknęła Zabrakanka, widząc posiadłość organizatora turnieju
- To ten Hutt, o którym mi mówiłaś? - domyślił się Starkiller.
Maris skinęła głową.
- Miałam nadzieję, że już nigdy nie będę musiała go oglądać.
Starkiller chciał już coś odpowiedzieć, gdy podszedł do nich Dimvide. Skrzyżował ręce na piersi i oznajmił tonem wyzbytym z emocji:
- Startuję z wami w drużynie - po czym dodał znacznie ciszej, tak by tylko Marisa i Starkiller go usłyszeli: - Potrzebujecie przecież zabezpieczenia, że nie spróbują was komuś wcisnąć jako niewolników.

Star Wars: Moc Wyzwolona III Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz