Rozdział 20

22 6 0
                                    

Dimvide zaprowadził ich do podziemi, gdzie strażnicy zdjęli im kajdany, ale wcześniej założyli im kołnierze wysyłające impulsy elektromagnetyczne. Potem opuścili niewielkie pomieszczenie i zajęli swoje miejsce przed drzwiami, uniemożliwiając im ucieczkę.
- Damy teraz piętnaście minut, by uzgodnić strategię - powiedział Twi'lek. Starkiller zauważył, że jego lekku drżą nerwowo.
- Zacznijmy może od tego, że zdejmiesz mam te kołnierze - powiedział gniewnie Jedi podchodząc do Dimvide'a. Chociaż Twi'lek i Starkiller byli podobnego wzrostu, gangster skulił się pod wpływem oskarżycielskiego wzroku rebelianta. Szybko jednak się opamiętał i odpowiedział:
- I tak powinniście być mi wdzięczni! - zawołał. - Gdyby nie ja, Treverk próbowałby wcisnąć was pierwszemu lepszemu przeciwnikowi za pokaźną sumę kredytów. Jeśli jednak ja jestem z wami w drużynie, nie zrobi tego.
- Masz pewność? - zapytał drwiąco Starkiller.
- Nie, ale dlaczgeo jesteś dla mnie taki niemiły? - zdenerwował się teraz Dimvide. - Próbuję wam pomóc!
- To może nas wypuść!
- Uspokujcie się - powiedziała znudzonym głosem Marisa, stając obok nich. - Pokłócicie się później, o ile uda nam się przeżyć - zwróciła se teraz do Dimvide'a: - Mówiłeś, że musimy omówić strategię.
- Tak... - lekku Twi'leka drgnęły mocniej. - Po pierwsze musimy wybrać Strzelca.
- Strzelca? - zapytali równocześnie Starkiller i Marisa.
- Jest to zawodnik, którego punkty liczy się potrójnie, a jeśli uda się wylosować korzystny Traf Szczęścia, może nawet dać pięć razy więcej niż zazwyczaj.
- Zakładam, że jego śmierć przyniesie też więcej strat - domyślił się Starkiller. Dimvide skinął z uznaniem głową.
- To prawda - powiedział. - Dlatego właśnie Strzelec musi dobrze walczyć, ale musi także umieć uchronić się od śmierci.
- To nie jest konkurencja do czterech osób, prawda? - zapytała Marisa.
Twi'lek pokręcił smutno głową.
- Niestety, jesteśmy w konkurencji łączonej. Tu także losuje się Traf Szczęścia, ale zmienia się forma pojedynku.
- Ale... - Zabrakanka zmarszczyła brwi, myśląc nad czymś intensywnie. - Ale przecież konkurencja łączna trwa nawet kilka dni, jeśli nie tygodni!
- Nie mamy tyle czasu - powiedział Starkiller. - Jak można szybko zakończyć te chore zawody, aby twój szef dotrzymał słowa i nas w końcu wypuścił?
- Po pierwsze - Dimvide gniewnie skrzyżował ręce na piersi - Treverk nie jest moim szefem. Miałem po prostu dopilnować, aby ta rebelianta  trafiła w ręce Imperium, to była cała moja robota. A po drugie, Treverk będzie szukał jakiegokolwiek pretekstu, aby was właśnie nie wypuścić, tym bardziej gdy wygramy. Jesteście dla niego zbyt cenni.
- A czy możemy go jakoś... wykiwać? - zapytała Marisa. - Uwierz mi, naprawdę nie mamy zbyt wiele czasu - Zabrakanka spojrzała z bólem na pogrążego w myślach Starkillera.
- Zostało pięć minut do rozpoczęcia walk! - usłyszeli przez głośniki.
- Musimy się pospieszyć - powiedział ponaglającym tonem Dimvide. - Znacie zasady?
- Mniej więcej - odparła Marisa.
- Tylko walk do czterech osób, a i te tak powierzchownie - przyznał Jedi, postanawiając na razie współpracować z Twi'lekiem.
- Tak więc konkurencja łączona jest za każdym razem inna. Możesz użyć wszystkiego, co nie jest zabronione w regulaminie walki, ale pamiętaj, że w jednej rundzie będziesz mógł czegoś użyć, a w następnej już nie. Poza tym chodzi, aby pokonać przeciwników. Niekoniecznie zabić, no ale to widzowie lubią najbardziej. Poza tym łączy się kilka przypadkowych zespołów w jedną drużynę, która ma za zadanie odebrać tak zwany Totem drużynie przeciwnej. Czasami jest sposób na szybsze zakończenie całego turnieju, ale to dotyczy tylko Strzelca, więc nie jest wam potrzebna ta wiedza.
- Bo ty niby jesteś Strzelcem? - zapytał Starkiller pełen wątpliwości.
Dimvide spojrzał na niego urażony.
- Znam najlepiej te zasady - powiedział.
- To prawda, ale nikt nie ma takiego doświadczenia w walce jak Starkiller - wtrąciła się niespodziewanie Zabrakanka. Obaj mężczyźni spojrzeli na nią zaskoczeni.
- I mamy wasz los powierzyć mu? - Twi'lek wskazał palcem na zakłopotanego Jedi.
- Nikomu innemu bym nie powierzyła - powiedziała z pewnością w głosie Marisa.
- Mów lepiej, co to za sposób na szybsze zakończenie - ponaglił go Starkiller.
- Złapanie Totemu Huttów. Jest ukryty na arenie, ale jeszcze nikt nigdy go nie odnalazł na żadnym z turniejów. Jeśli ktoś go znajdzie, to nie tylko wygrywa, ale opiekun drużyny, czyli w naszym przypadku
Treverk,  dostaje pokaźną sumę pieniędzy, a niewolnicy walczący na arenie są wolni i mogą pójść gdziekolwiek chcą.
- Koniec czasu! Kaputanowie proszeni są o zapisanie drużyn!
- Idę - powiedział odważnie Twi'lek, po czym zapytał się głosem pełnym wątpliwości: - A jak się dokładnie nazywacie?
Marisa i Starkiller wymienili spojrzenia, po czym Zabrakanka wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
- Marisa Brood. A to...
- Marek Starkiller - wszedł jej w słowo Jedi.
Dimvide wyszedł na korytarz, pozostawiając Starkillera i Marisę samych.
- Marek? - zapytała z niedowierzaniem. - Nigdy bym nie powiedziała, że to twoje imię. Jest zbyt... zbyt spokojne jak na ciebie.
- Bo dopiero od niedawna je noszę - powiedział Jedi.
- Jak to? - zdziwiła się Zabrakanka.
Starkiller westchnął, po czym zdobył się na odwagę i wytłumaczył:
- Człowiek, z którym walczyłaś na Feluci, nie jest moim bratem...
- Wiedziałam! - krzyknęła triumfalnie Marisa.
- Ten wojownik, który zdemolował Jamę, też nie jest moim krewnym. Powiedziałem tak, ponieważ była to najwygodniejsza i najbardziej prawdopodobna wersja zdarzeń. Fakt jest jednak taki, że... - urwał i wbił wzrok w podłogę - że nie mam pojęcia, czyn tak naprawdę jestem... Nie chcę się nad sobą użalać, ale bycie klonem nie jest niczym przyjemnym. Tym bardziej bycie klonem ucznia Vadera.
Marisa otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła, bo nie przychodziła jej do głowy żadna adekwatna do sytuacji odwiedź. Cicho, jakby bojąc się, że jej przyjaciel naprawdę stanie się tylko i wyłącznie sobowtórem ucznia Mrocznego Lorda Sithów, podeszła do Starkillera i spojrzała mu w oczy z nieufnością.
- Chciałem, abyś to wiedziała, bo nie mam pewności, czy przeżyjemy najbliższe dni. Poza tym chciałem się przeprosić, że wciągnąłem cię w to całe bagno. Powinienem był przewidzieć taki rozwój wypadków...
- Marek - jakże dziwnie zabrzmiało to imię w ustach Marisy - jeśli już nastała chwila szczerości, to chcę, abyś wiedział, że dla mnie nie ma znaczenia kim jesteś: człowiekiem, klonem, Sithem, Jedi. Walczysz o coś wspaniałego i to się liczy. Ja zapamiętałam cię, to znaczy ucznia Vadera, z walki na Feluci, kiedy pozwolił mi odejść, ale to dopiero ciebie poznałam bliżej. I wtedy, półtora roku temu, coś poczułam do tego ucznia Ciemnej Strony. Tyle że naprawdę rozbudziło się przy tobie. Pewnie mówię same głupoty, ale nie umiem ubrać w słowa swoich myśli.
- Spokojnie, mów, jeśli chcesz.
- Mogę ci coś pokazać? - zapytała zmieszana Zabrakanka.
Po chwili namysłu Starkiller skinął głową ja znak zgody, ciekaw, co Marisa zrobi.
Zabrakanka położyła mu ręce na ramionach, po czym stanęła na palcach i pocałowała zaskoczonego mężczyznę w ustach. Błyskawicznie wycofała się poza zasięg rąk i nóg Starkillera, czerwieniąc się. Jedi dopiero po chwili zrozumiał, co się stało. Patrzył na Marisę szeroko otwartymi oczami, próbując przeanalizować wszystko, co stało się przed sekundą.
- Co...? - tylko tyle zdołał powiedzieć.
- Zakochałam się w tobie, Mareku - wyznała cicho Marisa. - A ty co do mnie czujesz? Też masz o mnie takie samo zdanie jak tamten uczeń z Feluci? Że jestem tylko zepsutym padawanem?
Starkillerowi zajęło kolejną chwilę zastanowienie się na właściwą odpowiedzią:
- Jesteś dla mnie ważna, Mariso, ale jeśli mam cię kochać, to tylko jako siostrę czy przyjaciółkę. Nie myśl, że jest to twoja wina, lecz ja po prostu muszę najpierw poukładać sobie pewne sprawy. Niemniej jesteś dla mnie ważna i przyrzekam, że dopilnuję, abyśmy przeżyli  ten turniej - uśmiechnął się do niej nieśmiało. - Rozumiesz mnie?
- Rozumiem. Przepraszam, nie powinnam była tego robić... - powiedziała zmieszana dziewczyna.
- Nie, Maris - zaprzeczył Starkiller. - Jeśli byś tego nie zrobiła dławiłabyś to cały czas w sobie. Czasami trzeba zaryzykować, aby...
- Wchodzimy na arenę - przerwał mu Dimvide, wchodząc do pomieszczenia. - Mamy drugą walkę.
- Jak nasza sytuacja? - zapytała Marisa, chcąc zakończyć krępujący i wstydliwy dla niej temat. - Mamy trudnego przeciwnika?
- Gorzej być nie mogło - potwierdził Twi'lek. - Przeciwna drużyna składa się z czterech najlepszych zespołów w historii. A, Starkiller, mam coś dla ciebie - Dimvide podał mu czerwoną opaskę na ramię.
- Co to? - zapytał zaskoczony Jedi.
Twi'lek uśmiechnął się zadowolony z samego siebie.
- Opaska Strzelca. Mam nadzieję, że nas nie zawiedziesz. W końcu walczymy o waszą wolność.
Maris posłała przyjacielowi promienisty i pełen otuchy uśmiech.
- No, Strzelcu, czas zacząć zabawę. Zobaczymy, czy dotrzymasz swojej obietnicy.

Star Wars: Moc Wyzwolona III Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz