Starkiller czuł się, jakby zjadł go gorog, potem połknął, a następnie wypluł i zwalił się na niego swoim wielkim cielskiem. Innymi słowy był cały połamany, posiniaczony i przede wszystkim okaleczony. To nie tak, że nie wiedział, co Fett mu zrobił gdy uwolnił go spod głazów. Ból powodowany ostrzem miecza świetlnego był mu zbyt dobrze znany, ale wtedy nie miał siły, by zareagować. Nie był niezwyciężony ani nieśmiertelny. Nawet prawdziwy Starkiller zginął w czasie walki, chociaż był to desperacki akt poświęcenia. Mogli albo zginąć wszyscy, których próbował ratować, albo tylko on, jeśli zdecyduje się uwolnić całą swoją Moc.
Mimo wszystko ból fizyczny nie był największym jego problemem. Starkiller miał w sobie DNA Galena Mareka, więc gdy znalazł się na krawędzi życia i śmierci, miał wizję. Nie zdziwiło go to. Mimo wszystko obrazy, jakie zobaczył, zaniepokoiły go i przypomniały, że czas wymyka mu się z rąk, podczas gdy on o mało co nie zginął na arenie. Był wściekły, bo prawie stracił życie, a jego ofiara nikogo by nie uratowała. Byłby po prostu jednym z wielu, którzy nie przeżyli najazdu imperialnych na pałac na Nal Hutta.
Starkiller obudził się stosunkowo szybko, pomimo że Fett podał mu jakiś środek odurzający. Nie zamierzał jednak dawać znaku życia. Juno, Vader, Kota... oni wszyscy byli w jego wizji. Widział także drugiego klona Galena, Fetta i Chissankę. Widział PROXY'ego. Imperatora. Widział różne zakończenia całej tej sprawy.
I nie miał bladego pojęcia, co robić.
Poza tym nie mógł pogodzić się z myślą, że jest od teraz kaleką. Istniały mechaniczne protezy, ale były poza jego możliwościami. Czas oczekiwania był zbyt długi a koszty zbyt wysokie. Wiedział, że Rebelia, a w każdym razie niektórzy z przywódców, z pewnością by opłaciła jego leczenie, ale martwił się, że żadna Rebelia już nie istniała. Od czasu gdy został pojmany mogło zdarzyć się naprawdę wiele okropnych rzeczy.
Nagle do pomieszczenia, w którym się znajdował, weszli Fett i Chissanka. Jedi przez cały czas udawał nieprzytomnego, uważnie słuchając wymiany zdań. Nie widział miny Chissanki, ale poprzez Moc wyczuwał jej smutek i współczucie.
- Ten głaz... zmiażdżył mu rękę. Nie było innego sposobu, by go uratować. Albo tyle, albo nic. Chyba dokonałem właściwego wyboru, nie uważasz? - odezwał się Fett. Starkiller nie słyszał w jego głosie satysfakcji czy zadowolenia. Mandalorianin okazał się w tej sytuacji zaskakująco... ludzki.
Chissanka milczała przez chwilę, aż w końcu powiedziała:
- On nigdy nie powinien tam się pojawić.
Zdziwienie łowcy nagród nie było mniejsze niż Starkillera.
- Vurs... - zaczął niepewnie zawsze tak pewny siebie Fett. - O czym ty mówisz?
- O tym że to wszystko było przez kogoś przygotowane. A ty brałeś w tym udział - oznajmiła oskarżającym tonem. - Mam swoich ludzi w wielu miejscach. Właśnie zdobyli dla mnie informacje, o które prosiłam. On był twoim celem!
- To prawda, był - Starkiller mógł sobie wyobrazić, jak Fett zakłada na piersi ręce. - Był pół roku temu. Ale wtedy nie strzeliłem. Ani do niego, ani do jego kobiety. Dostałem nowe zadanie, które męczy mnie tak samo jak jego. Oboje jesteśmy wodzeni za nos.
Starkiller uznał, że czas ujawnić się. Odwrócił głowę w stronę rozmawiających i odezwał się:
- Czyżby ruszyło cię sumienie, że tak zmiękłeś?
Dopiero gdy wypowiedział te słowa, zauważył, jak ciężko mu mówić. Był osłabiony.
Fett i Chissanka spojrzeli na niego. Dziewczyna uklękła obok niego i złapała go delikatnie na dłoń. Była zmęczona i smutna, a w oczach Chissanki Starkiller dostrzegał coś na ślad zmartwienia.
Dlaczego ona się tak mną przejmuje? - zastanawiał się Starkiller.
- Wszystko w porządku? - zapytała tonem, w którym dało się słyszeć prawdziwy niepokój.
To pytanie było tak absurdalne, że pomimo wszystkiego, co się ostatnio stało, Starkiller roześmiał się chrapliwym śmiechem, który po chwili zmienił się w kaszel.
- Może mnie rozkujecie? - zapytał. - Mamy parę spraw do obgadania.
Fett już otwierał usta, by zaprotestować, ale Chissanka wyciągnęła nagle niewielki blaster i wycelowała w głowę Mandalorianina. Broń mogła oddać co najwyżej trzy-cztery strzały, ale z tak bliska wystarczył nawet jeden, by bez problemu trafić w cel. Broń godna profesjonalnego zabójcy.
- Lepiej to schowaj, Zagłada - powiedział łowca nagród obojętnym tonem. Niemniej poprzez Moc Starkiller wyczuwał zdziwienie mężczyzny.
Chissanka nadal mierzyła do Fetta.
- Lepiej go wypuść, Boba - odparła, przedrzeźniając Fetta.
Łowca nagród zmrużył oczy.
- Czego chcesz? - zapytał.
- Dać Imperium to, co dało mnie. Wypuść go, a daruję ci życie.
Mandalorianin skrzywił się wyraźnie niezadowolony ze słów Chissanki. Dziewczyna bez wątpienia byłaby zdolna strzelić mu prosto między oczy.
- Czekam - przypomniała Zagłada. - Liczę do trzech. Raz... dwa...
- Dobrze - warknął Fett i zaczął wpisywać komendy do komputera pokładowego.
- Jednak masz trochę rozumu - stwierdziła sarkastycznie Chissanka. Nie schowała jednak broni.
- Po prostu cenię sobie własne życie - odparł Fett i było to zgodne z prawdą. Łowca nagród nie powinien być zbyt przywiązany do zleceniodawcy.
Po chwili Starkiller siedział już na ławie i uważnie oglądał kikut ręki. Na szczęście Fett okazał mu tyle miłosierdzia, że zatamował krwawienie.
Chissanka usiadła obok niego i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Tak mi przykro... - powiedziała. - Z powodu tego i z powodu twojej przyjaciółki.
- Pfff.... - parsknął opierający się o ścianę Fett.
- Coś nie tak? - warknęła Zagłada, rzucając łowcy nagród mordercze spojrzenie.
- Coś jest bardzo nie tak - odezwał się Starkiller, po czym zwrócił się do Mandalorianina. - Możesz mi powiedzieć, dlaczego Imperium zaatakowało właśnie ten pałac?
Fett wzruszył ramionami.
- A co będę z tego miał? Jakbyś zapomniał, już dwa razy uratowałem ci życie.
- Raz - zaprotestował Starkiller. - Wtedy, na Kamino, po prostu stchórzyłeś.
- Nie stchórzyłem.
Zapadła niezręczna cisza. Dopiero teraz dało się odczuć, że każdy w nich ma swoje własne cele i należy do innego świata. Starkiller wiedział, że musi wydobyć od Fetta wszystko, co ten wiedział, jeśli chce zapobiec swojej wizji.
- Zostawisz nas samych? - zwrócił się do Chissanki.
- Ale... - chciała zaprotestować dziewczyna, jednak Fett jej przerwał:
- Vurs, wyjdź.
W końcu Chissanka opuściła pomieszczenie, a właściciel statku zamknął za nią drzwi. Odwrócił się do Starkillera i zapytał:
- A więc czego chcesz?
- Pamiętasz Juno? - zapytał Jedi.
To pytanie zaskoczyło Fetta. Szybko się jednak opamiętał i odpowiedział:
- Trudno ją zapomnieć.
- No właśnie.... - westchnął rebeliant. - Wiesz, gdzie ona jest? Miałem informację, że była na Nal Hutta, jednak gdy tam przybyłem, dowiedziałem się, że sługa Imperatora ją zabrał.
- Czyli chcesz mi wmówić, że z tym burdelu to nie byłeś ty? - parsknął Fett. - Dobry żart.
- To naprawdę nie byłem ja! - zaprotestował Starkiller. - Posłuchaj mnie, zakładam, że wiesz, kim jestem. Wiesz o Kamino, prawda? Vader chyba wtajemniczył cię w swoje plany i nieudany jego zdaniem eksperyment.
Fett zmarszczył brwi, zaczynając rozumieć, w jak pokręcony plan dał się wciągnąć. Chciał jednak nabrać pewności.
- Mówisz o klonowaniu?
- Tak. Człowiek, z którym walczyłeś w Jamie, to najprawdopodobniej kolejny klon. Tak samo jak ja. Chyba że to ktoś, kto potrafi zmieniać postać, jednak nie słyszałem nigdy, by takie osoby mogły udawać kogoś innego.
Fett milczał. W całej tej intrydze zapomniał, że jego cel to także klon. Dla klonerów i Imperium był najprawdopodobniej niczym więcej jak kolejnym towarem. Cofnął się wstecz do czasów, gdy za swojego ojca uważał pierwowzór setek, jeśli nie tysięcy klonów takich jak on sam. Osierocony na początku Wojen Klonów sam musiał zająć się sobą. Jakoś udało mu się odnaleźć własną ścieżkę w życiu, ale nigdy nie niepokoiła go myśl, że jest zwykłym klonem, za którego ktoś zapłacił. Jednak pół roku temu na Kamino, w czasie gdy czekał na przybycie swojego celu na planetę klonerów, odkrył, że podstępem pobrano jego DNA i chciano stworzyć całą armię Fettów. Wściekły zabił naukowca i zniszczył wszystkie klony. Dopiero teraz pomyślał o tym, co mógł czuć Starkiller na Kamino. Opowieść Jedi była bardzo prawdopodobna, jednak nie zgadzał się w niej jeden szczegół.
- Ale z tego, co wyczytałem w raportach, wynikało, że zniszczyłeś wszystkie klony. Jakim cudem miałby się nagle jeden z nich pojawić na Nal Hutta i zabrać Juno? Tym bardziej, że trzymacie Vadera od pół roku, a Imperator nic o tym nie wiedział.
- Imperator nic nie wiedział? - powtórzył zaskoczony Starkiller.
- Nie - potwierdził Fett. Nagle jednak coś przyszło mu do głowy: - W każdym razie nie wtedy. Myślisz, że Imperator mógł stworzyć kolejnego klona, aby złapać Rebelię w pułapkę?
- Ja to wiem... - powiedział Starkiller, przypominając sobie ich ostatnie spotkanie na Kamino, zanim udał się dalej na poszukiwania Juno. Czy to też była cześć jakiegoś większego planu? - Powiedz mi, dlaczego przybyłeś na Kamino, aby ze mną walczyć?
- Powiedziano mi, że mam wypróbować twoją siłę. Nie wiem w jakim celu, ale tak właśnie było. Poza tym to nie jest mój styl załatwiania spraw.
- Czy zgodzisz się mi pomóc? - zaryzykował Starkiller.
Fetta zamurowało.
- Że co?
- Proszę. Muszę się dostać do moich ludzi.
- I ja, JA, mam ci w tym pomóc?! Chyba oberwałeś tym głazem mocniej, niż sądziłem!
- Pomóż mi tylko zdobyć jakiś statek! Zapłacę ci.
Fett zmrużył oczy.
- A co w ogóle masz zamiar zrobić?
- Chcę odnaleźć Juno. To wszystko.
Fett westchnął, ale powiedział w końcu:
- Niech ci będzie. Znajdę coś. Ale pieniądze zachowaj dla siebie.
- Nie będzie uczciwiej, jeśli ci zapłacę?
- Nie, bo jeśli odmówię, to Vurs odstrzeli mi łeb - dodał Mandalorianin z uśmiechem, wychodząc z pomieszczenia.
CZYTASZ
Star Wars: Moc Wyzwolona III
FanfictionDawno, dawno temu w odległej galaktyce... Minęło sześć miesięcy odkąd Starkiller powrócił, a mroczny Darth Vader został pojmany przez rebeliantów. Wydawać by się mogło, że teraz nastaną czasy pokoju, a rebelia pod wodzą Jedi Rhama Koty obali Imperat...