Rozdział 11

32 7 3
                                    

Kilka godzin później Starkiller postanowił jeszcze raz porozmawiać z generałem. Rozumiał, że wcześniej poniosły go emocje, ale miał do tego pełne prawo. Kota nie był klonem, więc nie mógł w pełni pojąć powagi sytuacji, ale był za to jego przyjacielem. Jeśli miał komuś powiedzieć o swoich problemach i obawach, to tylko jemu.
Na szczęście stary Jedi wciąż był na Illumie, pewnie też próbował przetrawić to wszystko, co właśnie usłyszał. Bez wątpienia musiał być w szoku.
Starkiller podszedł do Nadziei i stanął przed statkiem, nie mając pojęcia, od czego zacząć i czy w ogóle powinien wchodzić do środka. Czuł, jak brzuch ściska mu się ze strachu.
Stał tak kilka minut, a gdy w końcu zdecydował się wejść na pokład, rampa jak na zawołanie otworzyła się. Młody mężczyzna podniósł wzrok i ujrzał stojącego na jej szczycie generała.
- Cieszę się, że przyszedłeś - powiedział z uśmiechem, jednak po chwili powrócił do swojej poważnej miny. - O ile nie zamierzasz się znowu ze mną kłócić.
- Nie. Przyszedłem cię przeprosić - wyjaśnił Starkiller. - Mogę wejść?
Kota przesunął się w przejściu, bez słowa wypuszczając swojego młodego przyjaciela.
Nadzieja nie była dużym statkiem. W sumie służyła tylko do przewożenia oddziału, a raczej jednostki militarnej złożonej z kilku ludzi. Poza kabiną, kilkoma ławkami i centralą łączności nie było tu niczego więcej. Statek co prawda nie był tak imponujący jak Cień Łotra, ale za to potrafił rozwinąć przyzwoitą prędkość i miał wytrzymały pancerz. Bez wątpienia miało to znaczenie dla ślepego pilota.
Kota usiadł w fotelu pilota i wskazał ręką drugi, jednak Starkiller pozostał tam, gdzie stał.
- To nie zajmie długo - powiedział, czując narastający w nim wstyd z powodu tego kim, a raczej czym jest.
Generał odchylił się w fotelu, zaciskając usta w cienką linię. Nic na to nie odparł.
- Chodzi o to - zaczął Starkiller, chcąc to już mieć za sobą - że ja od początku czułem, że nie jestem nim, to znaczy Starkiller. Niby miałem jego wspomnienia, uczucia i cele, ale to wszystko było takie... martwe. Puste. Wiedziałem, że to nie jest moje... - młody Jedi urwał, nie mając odwagi powiedzieć nic więcej.
- A jednak w to wierzyłeś... - zauważył Kota. - Dlaczego?
- Bo nie miałem niczego innego - wyjaśnił Starkiller i usiadł w fotelu drugiego pilota. Spuścił flower i kontynuował: - Tygodnie bólu, poniżenia, traktowania mnie jak maszynę, którą trzeba na nowo przeprogramować, aby zabijała. Nie chciałem takiego życia. Wolałem przejąć te po Starkillerze i tymczasowo stać się nim, zanim nie ułożyłbym sobie wszystkiego, ale teraz wszystko zaszło za daleko.
- Mówisz o Juno?
- O wszystkich. Senator Organa, Juno, ty, ba - nawet PROXY - widzieliście we mnie człowieka, który poświęcił się, aby was uratować. Ja o mało co nie zrobiłem czegoś przeciwnego - głos mężczyzny drżał z emocji. - A ostatnie miesiące sprawiły, że uwierzyłem we własne kłamstwo i zacząłem czuć się jak Starkiller, teraz jednak nie mam już na to sił. Chcę zacząć wszystko od nowa.
Na statku zapadła cisza. Młody Jedi siedział, rozmyślając na wszystkim, co właśnie powiedział, zaś Kota analizował to, co usłyszał. Tak bardzo współczuł Starkillerowi, ale nie potrafił go pocieszyć.
- Co więc planujesz? - zapytał.
Starkiller podniósł głowę i spojrzał w niewidzące oczy generała.
- Nie wiem. Na początek chciałbym mieć w końcu jakieś imię, a nie ciągle być nazywany Starkillerem. To nawet nie było jego nazwisko - mężczyzna wstał i zaczął nerwowo chodzić po ciasnym pokładzie. - Naprawdę nazywał się Galen Marek. Mówił ci kiedyś o tym?
- Nie. Nie powiedział mi nawet, że jest nazywany Starkillerem. Dowiedziałem się o tym od Juno - wyjawił generał.
- Ale rozumiesz, że nie chcę dłużej nosić tego kryptonimu, prawda?
- Rozumiem.
Starkillerowi ułożyło.
- Tylko jak się do ciebie mamy teraz zwracać?
- I tu się pojawia problem - Starkiller z powrotem usiadł w fotelu. - Nie mam pojęcia.
Generał zastanawiał się przez chwilę, po czym zaproponował:
- Znałem, a raczej spotkałem kilka razy Jedi imieniem Kento. Może chciałbyś nosić właśnie to imię, skoro Galena już wykluczyłeś?
Starkiller zastanawiał się przez chwilę, aż w końcu zapytał podejrzliwie:
- Jak miał na nazwisko ten Jedi?
- Nie pamiętam - odparł szybko generał.
- Wiem, że wiesz. Mów.
- A czy to...
- Jest ważne - uciął lodowato Starkiller. - Dla mnie jest.
Kota westchnął, po czym krótko powiedział:
- Marek.
- Myślisz, że to była jego rodzina?
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia - generał wzruszył ramionami. - Faktem jest jednak, że długo działał na Kashyyyku, nawet po wojnach klonów. Z tego co pamiętam, to właśnie po wizycie na Kashyyyku Starkiller był roztrzęsiony i czymś bardzo przejęty. Coś tam widział, ale nie wiem co.
- Ducha swojego ojca... - szepnął rebeliant, przypominając sobie wspomnienia Galena i jego dezorientację po spotkaniu nieżywego Jedi. Czuł się tak samo, jak ja teraz! - pomyślał ze zdziwieniem. - Zostaje Kento. Albo nie: Marek. Może nie jest to imię, o jakim zawsze myślałem, ale jestem prawie pewny, że był wspaniałym człowiekiem. Jego śmierć... To zasługuje na pamięć.
- Czyli zostajesz od dzisiaj Marekiem?
- Nie inaczej. Dokładniej będzie jednak Marek Starkiller. Niech to jednak pozostanie w takiej postaci, dla uczczenia pamięci Galena. Może to dziwny sposób nadawania imienia, ale nie chcę dłużej być już tylko byłym uczniem Vadera,  Starkillerem.
- A dalej co planujesz? - zapytał generał. - Pierwszy punkt zrealizowany, masz swoje własne imię.
- Chciałbym odwiedzić Kashyyyk - oznajmił niespodziewanie. - Chciałabym pochować Galena obok miejsca, w którym zginął jego ojciec i w którym zawiazaliście sojusz. Zasługuje, by spocząć właśnie tam. Chciałabym tylko...
- Tak? - zachęcał go Jedi.
- Chciałabym, aby Juno także mogła przy tym być. Powinna znać prawdę... Niezależnie od tego, co się stanie potem - powiedział ze smutkiem Marek Starkiller. Zacisnął pięść i oznajmił ze stanowczością: - Polecę jej szukać i powiem jej o wszystkim.
Kota pocierał w zamyśleniu brodę.
- Podziwiam cię bardziej niż Galena - oznajmił niespodziewanie.
- Co? - nie dowierzał Marek.
- Wiesz... Do Starkillera wciąż żywię pewną urazę - wskazał na wypalone oczy - ale podziwiam cię z innego powodu. Tak szybko się po tym wszystkim pozbierałeś. Kilka godzin temu nie miałeś pojęcia, co ze sobą zrobić, a teraz masz już gotowy plan działania. Jesteś silniejszy niż myślisz.
- Cieszę się, że chociaż ktoś tak myśli - Starkiller uśmiechnął się. - Ale chyba czeka mnie dużo pracy, skoro ponownie wyruszam odnaleźć Juno. Masz jakieś nowe informacje?

Star Wars: Moc Wyzwolona III Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz