Starkiller i Marisa mieli niewyraźne miny, od kiedy zobaczyli, kto będzie walczył z nimi w drużynie. Co prawda Dimvide powiadomił ich o najprawdopodobniej straconej pozycji, ale dopiero widok wychudzonych amatorskich niewolników i ich niedoświadczonych kapitanów, których Twi'lek znał z poprzednich zawodów, sprawił, że Jedi stracili znaczą część nadziei na powodzenie. Najlepiej prezentowała się ekipa złożona z czterech chudych Wookich i barczystego przedstawiciela gadopodobnej rasy Trandoshan, który bez wątpienia należał do jednego z działających na Huttcie gangów. Starkiller sprawdził go poprzez Moc i stwierdził, że pomimo groźnego wyglądu ma przed sobą najzwyklejszego tchórza, który szuka okazji, by się wzbogacić i opuścić toksyczną planetę. Jedi nie znał się na kulturze Trandoshan, ale był niemal pewny, że stojący przed nim "wojownik" nigdy się nie cieszył szacunkiem u swoich rodaków. Wookie za to byli po prostu niewolnikami. Po za tym u boku drużyny Starkillera miało walczyć dwóch wytatułowanych Zabraków, trzech niewolników z Klatooine, których rasa była podporządkowana Huttom od ładnych kilkunastu tysięcy lat, młoda Chissanka o złowrogim uśmiechu oraz krępy mężczyzna.
Ich prowizoryczna ekipa liczyła piętnaście osób.
- Czy ten cały turniej jest ustawiany? - zapytał zdenerwowany Starkiller, widząc ich przeciwników, którymi okazało się czterech Mandalorian, rosły i w dodatku utrzymany w świetnej kondycji Wookie, dwóch Rodianinów, który wyglądali, jakby z nudów zajmowali się zabijaniem innych istot oraz dowodząca nimi czerwonoskóra Twi'lekanka z mechaniczną protezą lewej ręki.
Dimvide uśmiechnął się smutno.
- W pewnym sensie tak. Wiele osób wystawia po trzy-cztery drużyny, co zwiększa ich szanse na wygraną. Zazwyczaj jednak są to strategiczne zagranie, bo za każdego zabitego niewolnika dostaje się dość wysokie odszkodowanie.
- Tak więc ci tutaj - wskazał na przeciwną grupę, która przygotowywała się do walki w sąsiednim pomieszczeniu odciętym od tego, w którym czekali wraz ze swoją ekipą, dźwiękoszczelną szybą - są po prostu po to, aby nas pozabijać. Dobrze rozumiem?
- Niestety tak - przyznał Dimvide. - I raczej im się to uda...
- Nie raczej, ale na pewno, jeśli nie znajdziemy Totemu Huttów - wtrąciła się Maris, pochodząc do nich. - Dlatego właśnie musimy go znaleźć.
- Macie zamiar zdobyć Totem? - prychnęła Chissanka, niedbale siedząc na ławie i opierając się plecami o ścianę. Była ubrana w lekką, czarną zbroję, która w nieprzyjemny sposób kojarzyła się Starkillerowi z Vaderem, a jej długie jasne włosy były splecione w warkocz. - Powodzenia - prychnęła.
- Byłoby lepiej, gdybyś nam pomogła albo chociaż nie przeszkadzała - warknęła na nią Zabrakanka, zaskakując tym Starkillera, Dimvide'a i samą Chissankę, która podniosła się z ławy.
- A co bym z tego miała? - zapytała, krzyżyjąc ręce na piersi.
- Chciałem zaznaczyć - Dimvide odchrząknął - że zdobycie Totemu oznacza wolność dla wszystkich niewolników w naszej drużynie...
- Nie jestem niewolnicą - przerwała mu gniewnie Chissanka. - Jestem łowcą nagród - oznajmiła z dumą.
- To co tu robisz? Dlaczego nie ucinasz głów swoim celom? - zapytał ją sarkastycznie Starkiller, który powoli miał już dość całej tej sytuacji.
Chissanka przeniosła na niego swój przenikliwy wzrok.
- Ponieważ - zaczęła powoli - mam swoje zasady i swój honor. Ćwiartkowanie zawsze mnie brzydziło.
- Nie wierzę w coś takiego, jak honorowy łowca nagród. Już z kilkoma miałem do czynienia - stwierdził zjadliwie Jedi.
Chissanka właśnie otwierała usta, by wypowiedzieć jakąś ripostę, gdy nagle pomiędzy nich wszedł Trandoshanin:
- Usssspokujcie ssssię - spróbował opanować Starkillera i Chissankę. - Tworzymy drużynę. Nie możemy ssssię kłócić, jeśśśli mamy wygrać.
- Chyba w to nie wierzysz - powiedział jeden z Zabraków, mówiąc w basicu z dziwnym akcentem. - Spójrz na nas i spójrz na nich - wskazał na przeciwników.
- Łoooo! Łwaaaaa! - odezwał się jeden z Wookich.
- Siedź cicho, sierściuchu! - krzyknęła na niego Chissanka, wyraźnie rozumiejąc jego ryki.
- Nie obrażaj najlepszszego wojownika Wookich na tej ssssali! - zganił ją Trandoshanin, który przed chwilą próbował uspokoić Starkillera i łowczynię.
- Ach tak? - podjęła tą agresywną wymianę zdań Chissanka. Wookie znowu zabrał głos, co wyraźnie nie spodobało się łowczyni. Ściągnęła brwi i zacisnęła mocno usta. - Powiedz mu - zaczęła powoli, kładąc rękę przy pasie - żeby nie ważył się nazwać mnie więcej sleemo. Chyba, że chce stracić głowę.
Pomimo jej wcześniejszego zapewnienia, że nikogo nie tnie na kawałki, jej groźba nie wydawała się być pustymi słowami. Starkiller miał wrażenie, że gdyby doszło co do czego, to Chissanka naprawdę pozbawiłaby Wookiego głowy.
Teraz do trwającej dyskusji przyłączył się Dimvide:
- Może byśmy w końcu zaczęli omawiać jakąś taktykę?
Wszyscy go wzorowo zignorowali.
- Słuchaj no, laluniu - wtrącił się drugi Zabrak - lubię ostre laski, ale tylko takie, które nie wyglądają jak płaskie deski. Albo jak poodoo.
W następnej chwili Wookie zaryczał, potwierdzając stanowisko Zabraka, Trandoshanin skierował swoje wibroostrze w stronę niewolnika, chcąc go powstrzymać przed napadem na łowczynię nagród, która błyskawicznie wyjęła swoje dwa blastery, wcześniej dobrze ukryte pod szatą, po czym skierowała jeden z nich w stronę Zabraka, a drugi w Wookiego.
- Zaraz odechce się wam tych głupich żartów, jak wam odstrzelę te szpetne mordy!
Starkiller pomyślał, że w tym momencie przydałby im się Kota. Wspomnienie starego Jedi, Rebelii i Juno sprawiło, że ścisnęło mu się serce. Nie miał pojęcia, co się z nimi działo ani czy w ogóle żyli. Nic nie wiedział i to go bolało najbardziej.
Marisa wspięła się na place i szepnęła do swojego przyjaciela:
- Jakaś pokrzepiająca mowa?
Starkiller spojrzał na nią zaskoczony.
- Czego ty ode mnie oczekujesz? - zapytał.
- Tego, że doprowadzisz nas do zwycięstwa. Chociaż spróbuj, bo jeśli to tak dalej będzie wyglądać, możemy sobie strzelić jednym z jej blasterów w łeb. No chyba że ona zrobi to pierwsza - Maris wskazała głową na wrzeszczącą na siebie drużynę. Mężczyzna westchnął.
- Ale co ja mam niby zrobić? - zapytał.
- Uspokoić ich - odparła krótko Marisa. - Jesteś przecież Jedi - dodała ciszej. - Komu możemy zaufać, jak nie Jedi?
Starkiller poczuł dziwny ból w sercu, gdy Marisa nazwała go Jedi. Nie potrafił tego wytłumaczyć w żaden logiczny sposób.
- Nie, Maris - powiedział. - Nie mogę tego zrobić.
Zabrakanka poczerwieniała ze złości.
- Słuchaj no mnie, Mareku Starkillerze - zaczęła groźnym tonem - jakbyś zapomniał, to walczymy w tym całym turnieju tylko po to, aby móc ocalić Juno. Radzę ci się więc ruszyć i ich przywrócić do ładu, bo jak nie, to ja zaraz ciebie wyprostuję! - zagroziła. Starkiller zrozumiał, że jego przyjaciółka ma rację. Walczył dla Juno. Poczuł nagle, że pomimo tego, co wcześniej mówił, naprawdę i szczerze ją kocha. W obliczu zagrożenia wiedział już, ile będzie go kosztować jej strata i że zaryzykuje wszystko, co ma, aby ją uratować.
Spojrzał w oczy Marisy z nową siłą.
- Masz rację - powiedział, po czym wszedł pomiędzy walczących uczestników turnieju. - Słuchajcie - zaczął, patrząc na nich groźnie - nie przeżyjemy, o wygranej nie wspominając, jeśli będziemy się tak zachowywać. Mamy tworzyć drużynę. Myślicie, że czego od nas oczekuje publiczność i przeciwnicy? Że się nawzajem pozabijamy - odpowiedział sam sobie. Spojrzał na zaskoczone twarze swoich przyszłych towarzyszy broni. - Może dla was to zwykły turniej, kolejny dzień w życiu niewolnika, czy nowa okazja, by trochę zarobić. Dla mnie jednak jest to walka o przyszłość galaktyki, bo jeśli przegramy tutaj, na arenie, zostaniemy niewolnikami. A tylko my wiemy o zagrożeniu, jakie czyha na miliardy istnień. W dodatku mam na karku łowcę nagród, który ostatnio mi obiecał, że przy nastepnej okazji nie puści mnie wolno. Mam dziwne wrażenie, że chce dotrzymać danego mi słowa - urwał, czekając na reakcję pozostałych członków drużyny. Posłużył się Mocą, aby wzmocnić efekt swoich słów. Wszyscy milczeli, poruszeni jego mową.
Dla Starkillera było to jednak wyłożenie wszystkich swoich myśli, zmartwień i nadziei na stół. Jeśli nie poruszyła ich ta część jego historii, nic ich nie poruszy.
Niespodziewanie Chissanka zapytała spokojnym i wolnym od sarkazmu tonem:
- Kto jest tym łowcą nagród?
Starkiller spojrzał na nią.
- Boba Fett.
- Było trzeba mówić tak od razu! - krzyknęła. - Z chęcią pokrzyżuję mu plany - na jej twarzy zagościł uśmiech, który nie wróżył niczego dobrego Fettowi. - Tak więc jaki masz plan?
- Chwila, bo czegoś nie rozumiem - wtrąciła się Marisa. - Wystarczyło być celem Fetta, a ty już jesteś chętna do pomocy? - wątpiła.
Chissanka wzruszyła ramionami.
- Jesteśmy przeciwnikami. Gdy tylko mam okazję, uprzykrzam mu życie. Chyba się nie pogniewasz, jeśli cię wykorzystam w tym celu.
- Na razie porozmawiajmy o taktyce - zaproponował Dimvide. Tym razem wszyscy na to przystali. - Kto występuje w roli Strzelca po za Starkillerem?
- Ja - odparła Chissanka, co nikogo zbytnio nie zdziwiło.
- I ja - odezwał się milczący do tej pory mężczyzna.
Wulgarny Wookie także potwierdził swoją pozycję w nadchodzącym turnieju.
- Dobrze - powiedział Twi'lek, analizując ich szansę. - Musimy jak najszybciej zdobyć Totem przeciwnika i...
- Nie - zaprotestował twardo Jedi. Wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę. - To jest dla nas jedyna szansa, aby wygrać wolność.
- A ty znowu o Totemie Huttów? - zapytała łowczyni nagród, wywracając oczami. - Mogę dopilnować, aby przeżył, ale nie oczekuj, że będę ci pomagać przy poszukiwaniach.
- Musimy grać na czas! - upierał się Starkiller.
- A maszsz pewnośśść, że zdobędziemy ten Totem? - zapytał Trandoshanin.
Starkiller zamknął oczy, chcąc dojrzeć przyszłość.
- Co on... - zaczął jeden z Zabraków, ale umilkł pod wzrokiem Marisy.
- Jest spora szansa - powiedział w końcu, otwierając oczy i podnosząc wzrok na twarze swoich towarzyszy. - Znajdziemy go, jeśli będziemy gotowi zaufać sobie nawzajem. Jesteście na to gotowi? Ja jestem.
Gdy wszyscy po chwili wahania wyrazili swoją aprobatę, przeszli do omówienia nietypowej strategii. Skończyli w momencie, w którym wezwano ich na arenę.
- Wylosowaliśmy walkę w stylu "wszystkie chwyty dozwolone" - poinformował ich Dimvide, stając pomiędzy Starkillerem a Trandoshaninem przed wrotami.
Marisa rzuciła jeszcze swojemu przyjacielowi pokrzepiający uśmiech.
- Cokolwiek się stanie - powiedział Starkiller - wiedz, że zawdzięczam ci naprawdę wiele. Dziękuję.
- I ja dziękuję tobie - odpowiedziała. W tej samej chwili masywna brama zaczęła się unosić, zalewając ich rażącym światłem.
Wkroczyli na arenę.
CZYTASZ
Star Wars: Moc Wyzwolona III
FanfictionDawno, dawno temu w odległej galaktyce... Minęło sześć miesięcy odkąd Starkiller powrócił, a mroczny Darth Vader został pojmany przez rebeliantów. Wydawać by się mogło, że teraz nastaną czasy pokoju, a rebelia pod wodzą Jedi Rhama Koty obali Imperat...