• Shailene •
Po trzech dniach wracamy do domu. W szpitalu odwiedziła nas już cała rodzina Taptiklis. Zachwycali się dziewczynkami i jednogłośnie stwierdzili, że są podobne do Theo.
Gdy tylko wychodzimy ze szpitala, napada na nas tłum paparazzi. Theo niesie torbę i jedno nosidełko, a ja drugie. Przeciskamy się między tymi harpiami i wsiadamy do auta. Zostaję z tyłu z dziewczynkami, w razie czego, chociaż droga ze szpitala do domu powinna nam zająć około dziesięć minut.
***
Dziewczynki śpią w swoim pokoju, a my siedzimy w salonie i oglądamy film, wtuleni w siebie.
Nadal jestem obolała i zmęczona, ale było warto trochę pocierpieć, żeby wydać na świat te dwie cudowne istotki.
Tak bardzo cieszę się, że Theo był przy mnie... Chociaż co chwilę obrywało mu się za nic, nie zostawił mnie, tylko cierpliwie przy mnie trwał. Jest wspaniałym mężem i jestem pewna, że nie mógłby mnie zdradzić, o czym kilka dni temu próbowała przekonać mnie Ruth... A późniejsze słowa Theo tylko dowiodły, że bardzo mnie kocha.
Jesteśmy sobie przeznaczeni. Już od pierwszego naszego spotkania wiedziałam, że nie będzie mi obojętny i namiesza w moim życiu. Wiele razem przeszliśmy, i dobrych rzeczy, ale także i tych złych. A teraz siedzimy w naszym domu, jako małżeństwo i świeżo upieczeni rodzice. Będziemy się razem starzeli i patrzeli jak nasze dzieci dorastają... Mimo tego, co powiedziałam w bólach w szpitalu, chciałabym mieć więcej dzieci. Teraz już zaczynam rozumieć zachwyt Theo nad dużymi rodzinami... Poza tym chciałabym dać mu syna, żeby nie wyginął ród Taptiklis...
- O czym myślisz? - Pyta Theo, a jego ręka leniwie głaszcze mój pusty brzuch. Będę tęsknić za poruszaniem się bliźniaczek, jak mnie kopały... Ale teraz mogę trzymać je w ramionach. Coś za coś.
- O tym, że jednak chcę więcej dzieci - odpowiadam, a Theo uśmiecha się szeroko.
- Wiedziałem, że nie mówiłaś na poważnie o tym pierwszym i ostatnim porodzie. Chcę stworzyć z tobą dużą rodzinę. Jak myślisz, kiedy powinnismy wznowić produkcję? - Mówi, poruszając brwiami.
- Dopiero urodziłam, daj mi spokój, przynajmniej przez najbliższe cztery lata - wytykam mu język.
- Hej! To za dużo! Nie chcę, żeby była między naszymi dziećmi aż taka duża różnica wieku.
- Pomyślimy o tym później - spoglądam na jego pełne usta. W najbliższym czasie nie możemy się kochać, bo wszystko musi się zagoić. - Pocałuj mnie.
Nie muszę mu tego mówić ponownie. Theo nachyla się nade mną i składa na moich ustach słodki pocałunek. Nasze wargi poruszają się synchronicznie, jakby były dla siebie stworzone. Uwielbiam tę aktywność między nami, czuję wtedy, że naprawdę mnie kocha. Jego usta zaczynają całować mnie coraz intensywniej, zmieniając pocałunek z czułego na namiętny.
Odrywamy się od siebie po kilku minutach. Opieram czoło o czoło Theo i wyrównuję oddech.
- Kocham cię - mruczy Theo. - Dziękuję, że dałaś życie naszym córeczkom.
- Praktycznie rzecz biorąc, to w większej mierze twoja zasługa - uśmiecham się.
- Ale to ty nosiłaś je pod sercem przez dziewięć miesięcy - odpowiada Theo i przytula mnie. - Kocham cię - powtarza. - Zawsze i na zawsze.
- Jesteś taki słodki - muskam ustami jego nos. - Ja też cię kocham. Do końca świata i jeden dzień dłużej.
CDN.
🌚💚
Mam taką ochotę zacząć pisać na nowym opowiadaniu... 😳😫