Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
• Theo •
Po dłuższym czasie jesteśmy już trochę wcięci. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym, śmiejemy się i wspominamy dawne czasy.
Gesty Victorii robią się coraz bardziej odważne. Co chwilę mnie dotyka - to chwyci za udo, to za ramię... W mojej głowie zapala się czerwona lampka, ale na razie jeszcze nic nie robię. Może to tylko niewinne gesty, z których nie zdaje sobie sprawy.
Nagle jej ręka zaczyna rozpinać guziki koszuli i gładzi mój tors.
- Hej, hej, hej - zatrzymuję ją stanowczo. - Nie mogę.
- Dlaczego? - Przekłada nogę tak, że przechodzi przez moją. - Będzie miło, zresztą jak zawsze... Tęsknię za naszymi nocami - przygryza wargę. - Tylko ty potrafiłeś mnie porządnie wypieprzyć, ty i twój olbrzymi przyjaciel. Nigdy później nie spałam z kimś o takich umiejętnościach i rozmiarach...
- Mam żonę - przerywam jej i odsuwam się, zapinając z powrotem koszulę.
- Co? - Victoria wybucha śmiechem. - Żartujesz tak?
- Nie - marszczę brwi. Chcę sięgnąć po telefon i pokazać jej nasze ślubne zdjęcie, ale chyba zostawiłem go w pokoju. - Jestem już rok po ślubie i mam dwie córeczki, bliźniaczki, Hazel i Astrid - uśmiecham się na wspomnienie moich kochanych dziewczynek.
Victoria nadal patrzy na mnie ze zdziwieniem.
- Nie wierzę. Theo James, który potrafił obracać naraz kilka panienek dał się zaobrączkować?
- Zmieniłem się.
- Jesteś z tą Ruth? Ty biedny człowieku...
- Nie, moja żona ma na imię Shailene. Sięgam po portfel, bo przypominam sobie, że mam tam nasze wspólne zdjęcie, ja, Shai i bliźniaczki. - To moja żona i córeczki.
- Śliczna - stwierdza Vicky.
- Tak, jest najpiękniejszą kobietą na świecie - uśmiecham się.
- Widzę, że wpadłeś po uszy - zerka na zdjęcie. - A twoje córki to kropka w kropkę ty. Urocze - nadal patrzy na mnie wyzywająco. Nie czuję się zbyt pewnie, nie chcę stracić kontroli, więc wstaję.
- Muszę już lecieć, jestem zmęczony. To był miły wieczór.
- Musimy go koniecznie powtórzyć!
- Tak, tak. Dobranoc - żegnam się i wychodzę pospiesznie.
Wracam do siebie i biorę zimny prysznic. Pomaga.
***
Rano budzi mnie dzwoniący telefon. Jęczę i nie patrząc, kto to, odbieram.
- Halo? - Pytam zasypanym głosem.
Jedyne co słyszę to głośny płacz. Marszczę brwi i spoglądam na ekran. Dzwoni Shailene.
- Shai?! Boże, co się stało?! - Wołam natychmiast i gwałtownie siadam na łóżku. Jestem już całkowicie rozbudzony. - Wszystko z tobą w porządku?! Coś się stało bliźniaczkom?! Shai, powiedz coś!
- Theo... - mówi, zanosząc się szlochem. - Jestem w ciąży.
Olbrzymi uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Znów zostanę tatą!
- To dlaczego płaczesz?
- Nie jestem gotowa, to się dzieje za szybko! Nie dam rady ogarnąć trójkę małych dzieci! - Nie przestaje łkać. - Nie rozumiem jak to się mogło stać, przecież regularnie brałam tabletki!
Milknę i robi mi się głupio. Marzyłem o kolejnym dziecku, więc kilka razy podmieniłem jej tabletki, które zawsze kładła sobie wieczorem na stoliku nocnym, żeby wziąć je rano. Nie pomyślałem o jej uczuciach i teraz żałuję. Mogłem z nią szczerze porozmawiać, a nie kombinować... Ale nie mogę jej tego powiedzieć. Może kiedyś jej to wyznam... gdy nowe dziecko pojawi się już na świecie.
- Nie ma stuprocentowej pewności przy antykoncepcji - odpowiadam. - Wszystko będzie dobrze, Shai. Kocham was i już niedługo wrócę do domu. Zaopiekuję się wami, więc proszę cię, nie płacz. Nie powinnaś się teraz denerwować. Zadzwonię do mamy, przyjedzie ci pomóc na czas mojej nieobecności.
- Nie trzeba, już tu jest.
Patrzę na zegarek i stwierdzam, że za pół godziny powinienem być na planie.
- Shai, kochanie, muszę już kończyć. Proszę cię, żebyś już nie płakała, dziecko to cud. Strasznie się cieszę i kocham was. Ucałuj ode mnie dziewczynki!
- Cześć Theo - odpowiada Shailene, a jej głos brzmi trochę mniej smutno niż na początku rozmowy.
Rozłączam się i nadal uśmiecham jak głupek. Znów zostanę tatą!