- Shailene! - Woła mama. - Masz skurcze?- Tak - mówię przez zaciśnięte zęby. Zaczyna mnie bardzo boleć.
- Co ile?
- Nie wiem, nie liczyłam, ale często - odpowiadam, starając się wyrównać oddech.
- Nie ma czasu do stracenia, zabieramy cię do szpitala - decyduje Jane. - Spakowałaś już torbę, tak?
Kiwam głową.
- Jest w mojej sypialni.
Mama prowadzi mnie do samochodu, podczas gdy Jane zabiera moją torbę. Czuję się coraz gorzej...
Mama Theo siada za kierownicą, podczas gdy moja siedzi ze mną na tylnim siedzeniu i próbuje uspokoić. Jane włącza zestaw głośnomówiący i wydzwania do wszystkich z informacją, że zaczęłam rodzić.
Jednak Theo nie odbiera... Zaraz urodzą się jego pierwsze dzieci, a jego przy tym nie będzie. Tak często mówił, że chce być przy porodzie, że chce mi pomóc w tej szczególnej chwili... A jednak wszystko się posypało i ominie go tem moment... Nie przetnie pępowiny, nie będzie trzymał ich w ramionach w pierwszych chwilach ich życia... Wybucham płaczem.
- Aż tak boli? - Pyta mama, patrząc na mnie współczująco i ściskając moją rękę.
- Chcę, żeby Theo był przy mnie - łkam. - Obiecał, że będzie przy narodzinach. Obiecał mi to, mamo - przytulam się do niej.
- Strasznie mi przykro, skarbie - odpowiada smutnym głosem. - Nie zasłużyłaś sobie na to, żeby tak cierpieć. To zdecydowanie za dużo jak dla jednej osoby.
Sama nie wiem, jak jeszcze mi się udaje to wszystko wytrzymać. Jestem na skraju załamania nerwowego, ale muszę się trzymać ze względu na swoje córki. Mam dla kogo żyć i dla kogo walczyć.
***
- Shai, musisz przeć! - Krzyczy mama. Ściskam ją za rękę tak mocno, że nie wiem, czy nie będzie się nadawała jedynie do amputacji.
- Prę do cholery! - Wrzeszczę. Włosy kleją mi się do spoconego ciała, jestem wykończona, a nie wyszła jeszcze żadna z dziewczyn.
- Widzę główkę! - Informuje mnie położna. - Przyj! Wiem, że dasz radę! Mocno!
Krzyczę i prę, zaciskając zęby. Wszystko mnie boli, jestem cała spocona i mam dosyć życia.
Przez kilka minut daję z siebie wszystko i w końcu słyszymy płacz dziecka. Łzy zbierają się w moich oczach.
- Mamy pierwszą dziewczynkę! Teraz druga! Dasz radę! Wierzymy w ciebie! Jesteś silna!
Klnę i odnotowuję sobie w myślach, że już nigdy więcej nie zajdę w ciążę. Wszystko boli mnie tak mocno, że nie chcę ponownie tego przezywać. Dwójka dzieci w zupełności mi wystarczy.
Wkrótce słychać drugi płacz. Pielęgniarka kładzie na mnie dwie malutkie istotki, a ja zaczynam płakać. Są takie cudowne i śliczne, identyczne. Uśmiecham się raz pierwszy od czasu wybudzenia się Theo ze śpiączki.
Jestem mamą!
***
Hazel Grace i Astrid Melanie Taptiklis przyszły na świat dwudziestego pierwszego lipca, czyniąc ten dzień najszczęśliwszym w moim życiu.
CDN.
Witam w nowym opowiadaniu! ❤️