Dziewięć miesięcy później• Theo •
Spędzam dzisiaj ostatni dzień z rodziną przed wyjazdem na plan mojego nowego filmu, który nagrywamy w Australii. Sam nie wiem, po co się zgodziłem, ale nie chcę, żeby moja kariera stanęła w miejscu... Poza tym Shailene się zgodziła, a to było dla mnie najważniejsze.
Martwi mnie jednak odległość jaka będzie nas dzieliła przez dwa miesiące. Moje dziewczynki nie będą widziały swojego taty... Tak bardzo przyzwyczaiłem się do takiego sielankowego życia, że teraz nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej... Spędzanie czasu z żoną i córkami, tak wygląda aktualnie moje życie... To wszystko skończy się jutro...
***
Moja walizka czeka spakowana w sypialni. Żałuję, że podpisałem kontrakt na ten przeklęty film... Już teraz tęsknie za rodziną.
Wzdycham i schodzę do salonu. Shailene robi obiad w kuchni, a bliźniaczki śmigają w chodzikach, obijając się o meble. Hazel, gdy tylko mnie zauważa, odpycha się mocno i idzie w moją stronę.
- Ta-ta-ta - gaworzy i uśmiecha się do mnie, a ja rozczulam się, widząc jej dwa ząbki na dole. Moje słodkie maleństwo. Wyciąga do mnie rączki, więc wyciągam ją z chodzika i przytulam do siebie, całując w policzek.
Pamiętam jak pierwszy raz powiedziała „tata" dwa miesiące temu. Nie było to wypowiedziane w pełni świadomie, ale z czasem zaczęła kojarzyć to słowo ze mną. Z Astrid było podobnie... Usłyszenie po raz pierwszy słowa „tato" było jednym z najpiękniejszych doświadczeń w moim życiu. Shai przeżyła je szybciej, bo pierwszym słowem dziewczynek było „mama".
Idę do kuchni z Hazel na rękach. Jest bardzo zainteresowana moim uchem, które ciągnie i wygina na wszystkie strony.
- Ma-ma! - Hazel widzi Shai i natychmiast zaczyna się wierzgać, wyciągając do niej ręce. Ta bierze ją do siebie i uśmiecha się szeroko.
- Cześć, słoneczko - Shai całuje ją w czółko. - Gdzie twoja siostrzyczka?
- Bawi się - odpowiadam. Astrid jest znacznie spokojniejsza niż jej żywiołowa siostra, która najchętniej w ogóle by nie spała.
- Hm, okej. Nałożysz obiad na talerze, a ja zabiorę jeszcze Astrid?
- Okej.
Po chwili Shailene wraca z dwoma dziewczynkami na rękach, po czym wkłada je do krzesełek. Wyglądają razem przesłodko, będę za nimi strasznie tęsknił podczas tych dwóch miesięcy. Na szczęście będę już w domu na ich pierwsze urodziny. Zrobię wszystko, żeby ten dzień był wyjątkowy, choć pewnie i tak nie będą go pamiętać.
- O której masz samolot? - Pyta Shailene i zaczyna karmić Astrid, podczas gdy ja daję obiad Hazel.
- O dziesiątej - odpowiadam i czuję gulę w gardle. Od kiedy zrobiłem się taki wrażliwy?
Od kiedy mam swoją rodzinę. Po prostu bardzo je kocham.
- Zawieziemy cię o ósmej. Dziewczynki budzą się o siódmej, więc akurat będzie pasowało. Zawieziemy tatusia na lotnisko? - Shai robi śmieszną minę do Astrid, na co ta uśmiecha się szeroko i obiad wylatuje jej z buzi. Urocze.
- Pójdziemy jeszcze na spacer do parku? - Proponuję.
- Jasne!
***
Wiosenne, świeże powietrze smaga nasze policzki, gdy spacerujemy po parku. Przyroda zdążyła obudzić się do życia, wielkimi krokami zbliża się lato. Patrzę na swoją żonę, która idzie obok mnie, gdy ja pcham wózek dla bliźniaków. Dziewczynki zasypiają, więc zatrzymujemy się i siadamy na ławce, stawiając wózek przed nami. Obejmuję swoją żonę i patrzę ze smutkiem na śpiące córki.
- Będę za wami okropnie tęsknił - wyznaję.
- My za tobą też, Theo - odpowiada Shailene i delikatnie całuje mnie w usta. - Ale dwa miesiące szybko zminą, zobaczysz, zanim się zorientujesz, już będziesz z nami z powrotem.
- Oby było tak jak mówisz - wzdycham. - Kocham cię, Shailene Taptiklis.
- A ja kocham ciebie, Theodore Taptiklis.
CDN.
Dobranoc 💙