38.

536 49 39
                                    

• Shailene •

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

• Shailene •

Mam ochotę przewrócić oczami, co też robię. W salonie pojawia się niska blondynka, znienawidzona przez wszystkich.

Na jej twarzy widnieje szyderczy uśmiech, który się zmienia, gdy widzi Jacoba.

- Dlaczego mój syn płacze? - Pyta, patrząc na nas groźnie.

- Kopnął Astrid, więc jej siostra mu oddała - stwierdza Jessica.

- Która to? - Ruth mruży oczy.

Chyba sama dochodzi do właściwych wniosków, bo Hazel nadal stoi z buntowniczą miną. Ku mojemu zaskoczeniu, Ruth podchodzi do niej i zaczyna ją szarpać.

- Jeszcze raz uderzysz moje dziecko, gówniaro... - mówi, a ja natychmiast ją od niej odrywam i wykręcam rękę.

- Spróbuj tylko podnieść rękę na moje dziecko, a ci ją utnę, zrozumiałaś? - Cedzę przez zęby. - Zabieraj dzieciaka i wynoś się stąd.

Ruth patrzy na mnie przez chwilę, po czym na jej twarzy pojawia się ironiczny uśmiech.

- Kiedyś to wszystko odszczekasz, Woodley. Pamiętaj, że ja nie przegrywam. Może i wygrałaś bitwę, ale ja wygram wojnę - i wychodzi z Jacobem na rękach, a przechodząc obok Theo, przejeżdża ręką po jego torsie. Ten marszczy brwi i kręci głową.

- Nie zwracaj na nią uwagi, bredzi - stwierdza.

- Wiem - uśmiecham się do niego i całuję go w policzek.

Kiedyś mnie z nią zdradził i wie czym to śmierdzi. Wierzę, że nie zrobi tego ponownie, bo nie chce przeżyć tego, co przeżył po moim odejściu. A gdyby mnie zdradził ponownie, już nigdy bym mu tego nie wybaczyła.

A nie wyobrażam sobie życia bez niego. Jest dla mnie jak tlen. Kocham go, zdecydowanie za mocno, ale nie umiem inaczej.

***

- To jak Shai, kiedy kolejny dzidziuś? - Pyta Jane, a ja zaczynam krztusić się herbatą. - Will ma już prawie sześć miesięcy, więc chyba pora na kolejne.

- Myślę, że trójka dzieci nam wystarczy - odpowiadam, czerwieniąc się.

- Nonsens, moja droga, każdy szanujący się Taptiklis ma ich przynajmniej piątkę.

Nie ma mowy. Ledwo ogarniam trójkę dzieci, a jak pomyślę o tym, że miałaby być ich piątka, to zaczyna mnie boleć głowa.

- Nie dam sobie rady z tyloma dziećmi - mówię.

- My daliśmy radę, więc ty też dasz - Philip mruga do mnie okiem.

Theo uśmiecha się do mnie znacząco, a ja mam ochotę go kopnąć w kostkę. Nie ma mowy, dla mnie trójka dzieci w zupełności wystarczy. Postanawiam zmienić temat.

- Zapisujemy się z Jess na siłownię - rzucam.

- Po co? Masz siłownię w domu - odpowiada od razu Theo.

- Ale my chcemy ćwiczyć z trenerem personalnym i tam jest więcej sprzętu... - wymienia Jess.

- I napaleni faceci - dodaje ze złością Theo.

- Oj nie bądź zazdrosny, przecież nie idziemy tam, żeby oglądać spocone, umięśnione męskie ciała - uśmiecham się łobuzersko.

- A co z dziećmi?

- Zostaną z tobą - poruszam brwiami.

- Chciałem pójść tam z wami! - Upiera się Theo.

- Masz swoją siłownię, więc nie musisz - odpowiadam.

Theo chmurzy się, po czym zaczyna rozmowę z Harrym. Chce mi się śmiać z jego zazdrości, przecież wie, że nie potrafiłabym go z nikim zdradzić.

- To co, zapisujemy się już jutro? - Proponuje Jessica.

- Okej, czemu nie, im szybciej tym lepiej - odpowiadam.

- Jesteście szczupłe, a ty to już w ogóle chudzinka - Jane zwraca się do mnie. - Po co chcesz jeszcze ćwiczyć?

- Żeby umięśnić i ujędrnić ciało, co nie? - Mówi za mnie Jessica. - A poza tym... właśnie te spocone, seksowne, męskie ciała!

- Jessica! - Jane kręci głową.

CDN.

Dzień dobry 😊

WITH LIFE MESS - SHEO STORY (4)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz