• Shailene •
Gdy budzę się następnego dnia rano, okropnie boli mnie głowa, wprost nie jestem w stanie wstać z łóżka.
Słyszę płacz Hazel, więc chcąc nie chcąc, wstaję i od razu kręci mi się w głowie. Zaczyna mi się robić niedobrze, ale muszę iść do córek. Bycie mamą to praca dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, nie można wziąć od tego urlopu...
Wchodzę do pokoju dziewczynek i biorę płaczącą Hazel na ręce. Astrid nadal śpi, nie obudził jej nawet płacz siostry. Schodzę do kuchni i zabieram się za robienie śniadania. Sadzam córkę na krzesełku i daję jej zabawkę, żeby choć na chwilę się czymś zajęła.
Czuję się coraz gorzej, więc biorę telefon i dzwonię do Jane, zapytać, czy nie zajęłaby się dzisiaj dziewczynkami. Widzę, że mam słabą baterię, więc sięgam do szuflady po ładowarkę, ale jej tu nie ma. Marszczę brwi i zastanawiam się, gdzie może być. O ile dobrze pamiętam, Theo ładował telefon przed wyjazdem... Patrzę na zegarek i zastanawiam się, czy by do niego nie zadzwonić. U niego chyba jest wieczór, więc powinien już nie spać.
Dzwonię kilka razy, ale cały czas włącza się poczta głosowa. Może jeszcze śpi... Albo ma spotkanie z obsadą. No trudno...
***
Słyszę dzwonek do drzwi, więc podchodzę do nich i otwieram je, wpuszczając teściową do środka.
- Och, kochanie, przyniosłam ci różne zioła, zaraz je zaparzę, a ty się połóż i odpocznij - mówi Jane.
- Dziękuję, że przyszłaś, czuję się naprawdę fatalnie - odpowiadam i masuję sobie skronie.
- A co cię dokładnie boli? Tylko głowa?
- Tak, aż mi się przez to robi niedobrze - krzywię się.
- Niedobrze? - Jane uśmiecha się znacząco.
Marszczę brwi i domyślam się, o co jej chodzi. To niemożliwe. Moje życie seksualne z Theo nie jest aż tak intensywne jakie było przed przyjściem na świat dziewczynek, ale nadal kochamy się dosyć często, jak tylko nadarzy się okazja. Ostatnio mieliśmy pierwszą rocznicę ślubu, więc podrzuciliśmy bliźniaczki do dziadków. To był niezapomniany weekend, który spędziliśmy w większej mierze w łóżku. Dostałam od Theo delikatny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie litery T.
Ale to i tak niemożliwe. Biorę tabletki, zresztą to za szybko, chciałam jeszcze poczekać! To na pewno tylko złe samopoczucie, a niedobrze jest mi przez silny ból głowy.
Chcę wyprowadzić Jane z błędu, ale ona już gdzieś dzwoni.
- Jessica, przyjedź natychmiast do Shai... Wstąp po drodze do apteki i kup kilka testów ciążowych... No chyba nie dla mnie!... Tak, prawdopodobnie Shai... Pośpiesz się, bo umrę z ciekawości! - Rozłącza się i uśmiecha się do mnie szeroko.
- Nie jestem w ciąży - mówię stanowczo. - Biorę tabletki.
- Mam nadzieję, że zostanę babcią po raz kolejny!
- To za szybko, Astrid i Hazel są za małe - kręcę głową.
- Oj tam, gdy urodzi się to dziecko to będą miały półtora roku, rocznikowo dwa lata przerwy. Ja rodziłam prawie rok po roku.
- Nie jestem w ciąży - powtarzam stanowczo.
***
Jessica przyjeżdża po kilkunastu minutach, widać, że jest podekscytowana. Podaje mi testy i każe iść do łazienki. Prycham i idę je zrobić, choć dokładnie wiem jaki będzie wynik.
CDN.
💙