Tygodnie mijają, a ja wciąż czuję się tak samo potwornie. Wszystko mi o niej przypomina, każda rzecz w domu sprawia, że ją widzę, pojawia się w mojej głowie i za nic nie chce wyjść.
Wszystkie jej rzeczy nadal są w domu. Nie potrafię się ich pozbyć, nie mogę. Wtedy już stanie się oczywiste, że ona nie wróci, a ja wciąż nie dopuszczam do siebie takiej myśli.
W chwilach słabości wtulam się w jej rzeczy, wyobrażając sobie, że przytulam ją.
Staram się być silny. Mam dzieci, muszę być twardy, podnieść się kiedyś z tego dna, w którym znalazłem się po utracie Shailene.
Przez pierwsze dni, dziewczynki cały czas płakały i wolały „mama". Tęskniły za nią, a ja nie potrafiłem je uspokoić. Od razu sam się rozklejałem, a dziewczynki widząc mnie w takim stanie, tylko płakały jeszcze bardziej.
Jestem bezsilny. Staram się być dobrym ojcem, ale cierpię tak bardzo, że nie potrafię nawet udawać szczęśliwego przy dziewczynkach. Przez to one też rzadko się uśmiechają, nie są beztroskie jak inne dzieci w ich wieku. Są marudne i płaczliwe. Nie potrafię ich rozweselić, jestem beznadziejny...
***
Co kilka dni jeżdżę do szpitala do Shailene. W sumie sam nie wiem, po co. Ona nie wie, że do niej przychodzę, ale muszę ją zobaczyć. To mnie jeszcze bardziej rani, widzieć ją taką bezbronną, nieruchomą... Zawsze tryskała energią, zarażała wszystkich entuzjazmem. Nikt nie będzie w stanie wnieść światło do mojego życia.
Czas nie leczy ran tylko przyzwyczaja do bólu.
- Witam, panie Taptiklis - odzywa się lekarz.
Odwracam głowę w jego stronę, patrząc na niego obojętnie. Chyba ma mnie są wariata, który rozmawia z żoną, której mózg nie żyje.
- Witam - odpowiadam.
- Chciałem dziś zrobić USG, żeby zobaczyć jak się ma pańskie dziecko. I... chyba będziemy już mogli poznać płeć.
Kiwam głową. Tak bardzo cieszyłem się na kolejne dziecko. A teraz? Jest mi go żal. Przyjdzie na świat i nigdy nie będzie miał okazji poznać swoją mamę. Dziewczynki też kiedyś zapomną jak wyglądała, że kiedykolwiek ją widziały... Pozostaną im tylko zdjęcia i filmy...
Lekarz podłącza sprzęt i zaczyna działać.
- Z dzieckiem wszystko w porządku - mruży oczy, wpatrując się w ekran. - Chce pan poznać płeć?
Kiwam głową.
- To chłopiec.
Uśmiecham się słabo. Będę miał syna...
Wychodząc ze szpitala, wpatruję się w niebo. Gdzieś tam jest moja Shailene.
- Będziemy mieli syna, Shai - szepczę, czując gorące łzy na policzkach.
CDN.
💔