• Shailene •
Siedzę w salonie z Jessicą i wypłakuje się w jej ramię. Jest mi tak strasznie smutno, moje małżeństwo już prawie jest zakończone, a moje serce krzyczy, że kocha Theo i nie chce się z nim rozdzielać. Rozum zaś cały czas mnie ostrzega. Theo cię zdradził i to nie raz. Nie zasługuje na ciebie i dzieci. Rozwalił waszą rodzinę. Przestań go w końcu kochać, bo to nie przynosi ci nic dobrego! Tylko niepotrzebnie cierpisz przez tego kretyna.
Nagle do salonu przybiega Hazel, w rączce trzyma mój telefon, który dzwoni.
- Tata! Tata! - Woła Hazel, patrząc na zdjęcie Theo na ekranie.
Biorę od niej telefon i zanim zdążę odebrać, przestaje dzwonić. Dostaję smsa, że mam wiadomość na poczcie głosowej. Dzwonię i ją odsłuchuję.
- Shai, nie zdradziłem cię, naprawdę... Musisz mi wybaczyć... Kocham ciebie i nasze dzieci... Przepraszam za wszystko, ale już nie wytrzymam... - mówi Theo, głosem drżącym od płaczu.
Czuję, jak moje ciało sztywnieje. Ogarnia mnie złe przeczucie.
- Shai, co ci? Tak nagle zbladłaś - Jess przygląda mi się z niepokojem.
- Theo... On chyba planuje coś głupiego, albo właśnie to robi - zrywam się na równe nogi.
Mówił serio? Co znaczyły jego słowa, że już nie wytrzyma? Czego? Życia?
Zakrywam usta dłonią. Co mam robić? Najlepiej od razu tam pojechać. A co jeśli dotrę tam za późno?
Dzwonię na pogotowie i każę im jak najszybciej jechać do Theo. Dotrą tam prędzej niż ja, a nie ma czasu do stracenia. Wyjaśniam im, że mój mąż prawdopodobnie próbuje popełnić samobójstwo.
Boję się.
***
Jadę jak szalona do domu Theo. Jadę boczną drogą, omijając korki i chwilę później jestem już na miejscu. Widzę karetkę, więc gaszę silnik i wylatuję z auta. Wbiegam do domu i w salonie widzę ratowników medycznych, którzy przenoszą Theo na nosze.
- Theo! - Krzyczę i podbiegam do nich.
- Proszę się odsunąć - mówi ratownik.
- Co mu jest?!
- Połknął tabletki nasenne, ale nie wiemy w jakiej ilości - pokazuje mi buteleczkę. - Jest pusta, zabieramy ją ze sobą. Jest nieprzytomny. Najważniejsze, że żyje, to wszystko dzięki szybkiej reakcji. Zabieramy go do szpitala.
Kiwam głową, a łzy spływają mi ciurkiem po twarzy. Spoglądam na stół i widzę tam nasze zdjęcia.
- Trzymał to - dodaje ratownik i podaje mi zdjęcie przedstawiające mnie. Uśmiecham się tam szeroko i widać, że jestem szczęśliwa. Dlaczego wszystko musiało się zepsuć?