Kawiarnia

94 8 2
                                    

Nicolas 

Poszliśmy na plac zabaw a ten mały pojeb biegał wszędzie gdzie to było możliwe, a Hope za nim. Ten dzieciak był wredny i pyska, ale plusował sobie u mnie tym, że bardziej niż mnie nie lubił Lucasa. Oczywiście Hope zdarzyła mnie już upomnienia, żebym był dla niego wyrozumiały i w ogóle, bo jest z domu dziecka i musi się przystosować no, ale kurwa bez przesady. Ten szkodnik za każdym razem, powtarzam za każdym razem gdy tylko próbowałem zbliżyć się do Hope w jakikolwiek sposób on mi to bezczelnie uniemożliwiał i zwracał całą jej uwagę na siebie. Planowałem sobie, że po tej cholernej próbie, na której swoją drogą prawie uprawiali seks przed moimi oczami, pójdziemy na jakiś spacer czy dokądkolwiek indziej, ale nie na plac zabaw. Chociaż jest jeszcze druga strona medalu. Hope wydaje się przy nim promienieć. Jest taka szczęśliwa z wiecznym uśmiechem na ustach, a jej oczy błyszczą tym cudownym blaskiem. Hope zawołała mnie, żebym się z nimi pojawił więc wstałem i trochę pokręciłam ich na karuzeli. Gdy już wszyscy się zmęczyliśmy, wpadliśmy na pomysł, żeby przejść się do pobliskiej kawiarni, która była połączona z babeczkarnią. Była niedaleko więc postanowiliśmy się przejść i podczas spaceru każde z nas trzymało Sama za rączkę, a on skakał i się na nich bujał.

Wejście do lokalu było nawet ładne. Budynek był pomalowany na blado różowo, a wokół białych drzwi był ozdobny łuk z kwiatów. Rudzielec z bratem poszli zająć miejsca, a ja poszedłem zamówić dla mnie kakao, dla Hope kawę czarna, dla młodego shake bananowy i dla każdego z nas jakiś słodki dodatek. Kiedy do nich wróciłem młody akurat bawił się jakimiś klockami w kąciku dla dzieci, a Hope mu się przyglądała. Podszedłem do niej i złapałem ją w tali po czym przyciągnąłem na taki niski oraz szeroki parapet, który robił za siedzenie i zmusiłem, żeby usiadła mi na kolanach. Schowałem nos w jej włosach i zamknąłem oczy.

- Kocham cię. - wyszeptałem prawie niesłyszenie, ale wiem, że ona usłyszała.- Naprawdę. Wczoraj nie potrafiłem ci powiedzieć co oznaczają te słowa, ale przespałem się z tym i uświadomiłem sobie wszytko. Jesteś moim życiem Hope. Moim powietrzem i narkotykiem. Osobą, która sprawia, że staję się lepszy. Dzięki tobie już nie chce być chamem i dupkiem, chce być miły, kochany i opiekuńczy. Chcę być dla ciebie osobą, która będzie dawała ci schronienie i bezpieczeństwo, a nie taką przez, którą będziesz płakać, bo twoje łzy mnie zabijają, Kotku. Pragnę, żebyś była częstym gościem w moim nowym mieszkaniu, które kupiłem na studia, żeby twoje rzeczy i ubrania walały się po nim. Więc tak Hope Brown kocham cię. - jestem z siebie zadowolony, bo w końcu powiedziałem te dwa słowa, które tak mi ciąży i były dla mnie bardzo ważne.

Dziewczyna odwróciła się do mnie przodem i teraz siedział na mnie okrakiem nie przejmując się ludźmi w lokalu. Teraz na jej porcelanowych policzkach były łzy, ale na ustach był uśmiech. Ogarnąłem zbłąkany lok z jej twarzy.

- Kocham cię Nicolasie Adamsie. Tak bardzo cię kocham. - szybko złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku. Ten pocałunek był taki inny i taki czuły. Tak bardzo ją kocham.

- Fuj! Przestańcie połykać sobie twarze! - obok nas pojawił się Sam. Przysięgam zabije tego bachora.

- Sam spieprz...

- Co się stało Sami? - Hope jak zawsze czuła i troskliwa.

- Nic tylko się nudzę. A zobaczyłem, że już jest nasze piciu i jedzonko. - mały szkodnik usiadł przy stole i zaczął konsumować swój prowiant. - Smacznego Hope, Nicolas.

- Nick wystarczy. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Nie to, że nie lubię swojego pełnego imienia, bo uwielbiam kiedy Hope go używa, ale gówniak musi znać swoje miejsce.

- Tak, tak. - jadł paczka z cukrem pudrem.

Niestety pączek był większy niż jego buzia więc przy okazji pobrudził sobie nos. Hope mimo tego, że starałem się ją powstrzymać, zeszła z moich kolan by pomóc szkodnikowi się wyczyścić. Kiedy już skończyła powiedziała, że musi iść do toalety i po chwili już jej nie było. Wykorzystując sytuacje sytuację i przybliżyłem się do intruza.

- Słuchaj mnie teraz uważnie szkodniku! Hope jest moją dziewczyną czyli inaczej moją kobietą, a tobie chuj do tego więc łaskawie przestać mi zabierać każdą okazję kiedy próbuję się do nie zbliżyć. - pierwszy raz w życiu grożę dziecku i to musi naprawdę dziwnie wyglądać z boku.

- Yyy.. Nie. Hope to moja nowa siostra więc nawet jak wkrótce się rozstaniecie, a na pewno tak będzie, to ja i ona nadal będziemy rodziną, a ty będziesz dla niej nikim. Z tego wychodzi, że jestem bardziej stałym punktem w jej życiu niż ty Nicolas.

- Ile ty masz tak naprawdę kurwa lat? Dobra nie ważne. Ustalmy jedną ważną rzecz. Ja nie lubię ciebie, a ty nie lubisz mnie.

- Yep.

- Dobra najłatwiejszą cześć mamy za sobą. Zróbmy tak ja nie będę Ci przeszkadzał w zabawie z siostrą, a ty nie będziesz przeszkadzał mi w spędzaniu z nią czasu. - ta oferta wydawała mi się korzystna dla nas obu.

- A co za to będę miał, bo ewidentnie tobie zależy bardziej niż mi. - przybliżył się do stołu i podparł sobie brodę na załączonych rekach.

- Targujesz się jeszcze ty mały szkodniku?!

- Albo zaoferujesz mi coś ciekawego albo powiem Hope, że mi groziłeś i obraźliwe mnie nazywasz.

- Czy ty mnie kurwa szantażujesz?!

- Tak. - odparł jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Lubisz motory. - Szkodnik pokiwał głową - To mogę Cię przewieźć na moim ścigaczu. - co innego mogłem zaproponować trzylatkowi.

- Chce więcej. - kontem oka zauważyłem, że Hope wraca z toalety czyli czas mi się kończy.

- Dobra, dobra. Mów co chcesz szkodniku, nie mam czasu.

- Kupisz mi jeszcze dwa paczki, przewieziesz na motorze i kupisz najnowszą Fife. - dobry jest nie ma co.

- Jasne nie ma sprawy, ale obiecujesz, że się odpieprzysz?

- Obiecuje. Nawet na mały paluszki, frajerze.

Podaliśmy sobie z szkodnikiem palce kiedy Hope podeszła do stolika. Obrazu przyciągnąłem ją na kolana i gdy schyliła się, żeby napić się swojego napoju bogów pokazałem dyskretnie szkodnikowi środkowy palec.

_Santa_

Dwa SłowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz