Nowy dzień

129 13 9
                                    

Obudziła się jeszcze przed świtem, na zewnątrz szare niebo powoli przybierało barwę bladego błękitu. Wysunęła się z niedźwiedzich objęć Nate'a. Po cichu założyła spodnie i bawełnianą koszulę. Otworzyła okno, wyjrzała na zewnątrz. Owiał ją chłodny wiatr przepędzając resztki senności. Przeciągnęła się czując, jak obolałe mięśnie protestują. Szybko opłukała twarz, kilkoma ruchami szczotki przeczesała opadające do pasa włosy i zaplotła je w luźny warkocz. Założyła buty, zdjęła miecz wiszący na ścianie, palcem przesunęła po ostrzu. Nim wyszła z pokoju, spojrzała jeszcze na łóżko. Nate leżał pogrążony w śnie. Uśmiechając się, okryła jego nagie ciało kocem i wysunęła się z komnaty zamykając za sobą drzwi.

Idąc korytarzem napawała się ciszą. Gdy wyszła na zewnątrz, pierwsze czerwone promienie słońca zabłysły w zamkowych oknach. Szybko przeszła przez pusty dziedziniec i skierowała kroki ku furtce prowadzącej z dziedzińca, wąską dróżką między murem a boczną ścianą zamku, do ogrodu na tyłach. Rosa połyskiwała na źdźbłach traw i liściach krzewów. Zatrzymała się na niewielkim, wewnętrznym dziedzińcu. Niegdyś stała tu fontanna, a wkoło kwitły róże. Erendis nakazała usunąć to, co pozostało po krzewach, sadzawka została rozebrana. Plac, zamknięty z trzech stron przez szare mury zamku, porastała teraz trawa upstrzona gdzieniegdzie drobnymi stokrotkami.

Z zadowoleniem ściągnęła buty, pod stopami czuła wilgotną darń. Zamknęła oczy, oczyściła umysł i wzięła głęboki oddech. Robiła tak od momentu kiedy ojciec wręczył jej pierwszy krótki miecz. Chwila skupienia. Zaczęła poruszać się w znajomym rytmie. Synchronizując oddech i ruchy ciała stawała się jednością ze swoim orężem. Nie istniało nic innego, jedynie płynny ruch jej ramienia, rosa otrząsana jej bosymi stopami, chłodny wiatr na jej policzkach, szum krwi, puls i oddech.

...

To była prawdziwa uczta dla oka, obserwować ją, gdy cięła i parowała, robiła uniki i wypady atakując niewidzialnego wroga. Ktoś nieobeznany ze sztuką walki mógłby pomyśleć, że tańczy. On jednak widział ją, gdy stawiała czoła prawdziwym zagrożeniom, wówczas każdy jej ruch stawał się śmiertelnym uderzeniem, rozrywającym ciało, przecinającym tętnice, rozpruwającym gardła.

Patrzał na nią, gdy płynnym ruchem przechodziła z jednego ataku w kolejny. Była skupiona w każdym calu, jej ciało wyprężone, oczy zamknięte, usta lekko rozchylone.

– Mi Amora – szeptał zapatrzony w nią, tak jak tamtego ranka, gdy zobaczył ten taniec po raz pierwszy.

Obserwował ją zza drzew, gdy wczesnym rankiem opuściła obóz. Powtarzał sobie, że idzie za nią, by się upewnić, że niespodziewany atak nie zaskoczy jej nieprzygotowanej. Oszukiwał sam siebie. Po prostu uwielbiał na nią patrzeć. Bez ciężkiego pancerza i tarczy poruszała się z wdziękiem pomiędzy krzewami i zwalonymi pniami drzew. Ciemne włosy opadały miękką falą na jej plecy kołysząc się przy każdym kroku. Patrzał na nią i rosła w nim żądza. Miał świadomość, że nie będzie mu dane jej zaspokoić, Erendis odrzuciła jego propozycję. Ostatecznie pozostawało mu samemu zadbać o swoje potrzeby.

Wydawało się, że wreszcie była usatysfakcjonowana. Zdyszana, z włosami klejącymi się do mokrego czoła, w lnianej bluzce przywierającej do jej kształtnego ciała, była jeszcze wspanialsza.

Pomyślał, że to dobry moment żeby wyjść z ukrycia. Odczuwał wielką ochotę porozmawiania z nią, zbliżenia się do niej, dotknięcia jej... –Tsk, tsk, Zev znów zaczynasz myśleć nie tą częścią ciała co trzeba.

Oblizał wargi spoglądając na nią poprzez zieloną plątaninę krzewów, w chwili, gdy miał zamiar dać znać o swojej obecności, na przeciwległym końcu polany pojawił się Alistair.

Długo i szczęśliwie (Dragon Age)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz