Za późno

152 10 12
                                    

Najwyraźniej jej świadomość nie chciała jeszcze się budzić ze snu. Było jej ciepło i przyjemnie. Uchem łowiła jakieś odległe dźwięki, na skórze szyi czuła ciepły oddech, silne ręce trzymały ją w objęciach. Umysł spał, zmysły dryfowały pośród zmiennych obrazów Pustki. Przeciągnęła się, a potem nasunęła na siebie koc.

Równomierny rytm serca w piersi, na której opierała głowę, kołysał ją pośród błogiej niemocy. Powoli uchyliła powieki spoglądając na okno. Na zewnątrz było już jasno. Słońce próbowało przebić się przez zasłonę nisko płynących, szarawych chmur. Erendis poruszyła nogami pojmując, że ciepłe udo przygniata jej prawą łydkę. Przez długie chwile wsłuchiwała się w głuche dudnienie w piersi towarzysza, w jego spokojny oddech. Dłonią przesunęła po ramieniu ją obejmującym.

Świadomość uderzyła w nią z niespodziewaną mocą. Znieruchomiała otwierając szeroko oczy. Leżała w nie swoim łóżku, w nie swojej komnacie, obok zaplątany w jej włosy i nogi spokojnie spał Zevran. Wzięła kilka głębokich wdechów starając się uspokoić.

To nie był napad paniki, nie była wczoraj tak pijana, żeby nie wiedzieć, co robi. Była akurat tak pijana, by nie przejmować się tym, co stanie się jutro, chociaż przeszło jej przez myśl, że będzie na siebie wściekła.

Teraz nie mogła już w żaden sposób zaprzeczyć, że nadal pragnęła elfa. Od dłuższego czasu zdawała sobie sprawę, że jej serce pozostało niezmienne. Nie była już jednak tak naiwna, by wierzyć, że to wystarczy. Jej rozum podpowiadał, że lepiej byłoby dla niej, gdyby go tu nie było. Przekonanie, że niezależnie od tego co mówił, któregoś dnia znów zniknie, ot tak po prostu, było wyryte w jej duszy głęboką raną. On  nie umiał się zaangażować do końca, oddać całego siebie. Być może było to spowodowane tym, jak zostały wychowany, ukształtowany przez Kruki, a może ona nie była odpowiednia dla niego. Śmieszne było to, że przetrwali Plagę, ramię w ramię stawiając czoła śmierci każdego dnia, ale gdy przyszło uporać się z całym żalem, smutkiem i poczuciem winy, gdy należało poskładać życie od nowa z rozsypanych okruchów, zawiedli.

Stanął przed jej fotelem, ale nie zdecydowała się unieść wzroku. Na jej kolanach spoczywała zasuszona róża. Jej widok sprawiał, że miała ochotę płakać.

Zevran mruknął coś w swoim języku i sięgnął po kwiat. Nie trudziła się, by mu przeszkodzić, była głęboko zatopiona w nieprzyjemnych myślach.

– Porozmawiaj ze mną, amora...– szepnął do niej, odkładając zeschły kwiat na stolik stojący obok.

Nie zareagowała. W jej głowie ciągle myśl o propozycji Morrigan, gdyby się zgodziła... Jak mogła być tak głupia, myśleć, że Alistair pozwoli jej wykonać ostatni cios... powinna dostrzec to w jego oczach... powinna zostawić go przy bramie, razem z Teaganem.

– Erendis! – Ostry głos przywrócił ją do rzeczywistości. Zev stał nad nią, potrząsną nią.

Popatrzyła na niego zdziwiona, mówił coś do niej wcześniej, słyszała jego głos, ale była zbyt roztargniona, żeby przykładać wagę do jego słów. Ostatnio często tak bywało. Uniosła twarz i spotkała się z jego surowym spojrzeniem. Najwyraźniej znów go poirytowała. To też zdarzało się coraz częściej.

– Zachowujesz się, jakby cię tu nie było – powiedział odsuwając się od niej. Uśmiechnęła się słabo do niego.

– Jestem przemęczona – odparła.

Rzucił jej zniecierpliwione spojrzenie.

– Czym? Nic nie robisz całymi dniami, od tygodnia powinniśmy być w Amarancie...

Długo i szczęśliwie (Dragon Age)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz