Docieranie

125 11 6
                                    


Przez jedno mgnienie oka nie był pewny, co właściwie się działo. Erendis pociągnęła go do ziemi i oto leżał na wilgotnej od rosy trawie. Czuł jej ciepłe ciało spoczywające na nim, tak słodko, tak naturalnie. Jej oddech na skórze szyi, rzęsy łaskoczące go w policzek, obezwładniający zapach bergamotki. I to znajome, głuche dudnienie, gdy słyszał przyśpieszające bicie swego serca. Wszystko w ciągu jednej setnej sekundy. A potem usłyszał zgrzyt wbijającego się w ścianę bełta, tam gdzie przed chwilą stali, i jeszcze jeden, i jeszcze...

Zadziałał odruchowo, obejmując leżącą na nim kobietę w tali i okręcając tak, że osłonił ją swoim ciałem. Kolejny zgrzyt, gdzieś bliżej. Obrócił twarz, bełt ugrzązł parę milimetrów od jego głowy. Uchwycił spojrzenie Erendis, oszołomienie i niedowierzanie malowało się w głębokich granatowych źrenicach.

– Wszyscy na ziemię! – wrzasnęła  gromko do reszty Strażników.

Wszystko wkoło znieruchomiało. Towarzysze dosłyszeli jej krzyk i bez zbędnych pytań  przypadli do podłoża. Przez moment Zev nasłuchiwał. Sądząc po bełcie, który tkwił nad jego głową, ktoś celował do nich z zarośli na skraju lasu. Starał się przebić mgłę kłębiącą się nisko nad ziemią. Nie mógł nic dostrzec, ale wydawało mu się, że dosłyszał szelest liści.

– Bethany, możesz nas osłonić?

– Tak jest, komendantko – posłyszeli dziewczynę znajdującą się najwyraźniej za murem wewnątrz spalonego domu.

Oboje poczuli, jak obejmuje ich niewidzialna tarcza, powietrze wewnątrz było naelektryzowane i pachnące czymś, co przypominało rozgrzany metal.

– Wszyscy do środka.

Zev uniósł się pierwszy zasłaniając nadal Erendis przed kolejnym bełtem. Kobieta podniosła się z ziemi i nie obdarzywszy go spojrzeniem, schylając się do ziemi przeszła na czworakach do pomieszczenia.

– Co się dzieje?

Oghren spoglądał na nią dzierżąc w dłoni swój dwuręczny topór. Roger i Bethany siedzieli przy ścianie.

– Najwidoczniej ktoś na nas poluje – sapnęła Erendis spoglądając zza rogu na otwartą przestrzeń. – To nie pomioty, nie czuję ich – dodała marszcząc brwi.

– Will jest na zewnątrz – Bethany przymknęła oczy. – Jest za daleko na moją tarczę.

– Cokolwiek, ktokolwiek to jest, trzeba to zbadać – mruknął elf dobywając zza pleców swoje sztylety. – Roger i Śmierdziel powinni poszukać Willa, ja sprawdzę skraj lasu.

Oghren uniósł brwi w zapytaniu spoglądając na Erendis, ta jedynie przytaknęła. Więc obaj z templariuszem wysunęli się cicho drugim wyjściem.

Zev wyjrzał na zewnątrz lustrując przestrzeń przed nimi.

Kobieta złapała go za rękę.

– Idę z tobą.

– Nie – był bardzo stanowczy. – Jeśli to wytatuowani, tego właśnie będą się spodziewać, nie możemy pozwolić, żeby dostali twoją główkę, Bellisima, czyż nie?

– Nie możesz mi rozkazywać – zaprotestowała słabo.

– Nie rozkazuję – mruknął. – Sam przemknę niepostrzeżenie przez mgłę, ty narobisz tylko hałasu w tej swojej ekstrawaganckiej zbroi – postukał palcem o jej metalowy napierśnik.

– Bethany, pilnuj jej – szepnął i wysunął się tylnim wejściem.

Erendis prychnęła z niezadowoleniem.

Długo i szczęśliwie (Dragon Age)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz