Kołysząc się

121 6 2
                                    


Erendis siedziała pochylona nad biurkiem, zapatrzona w kieliszek stojący przed nią. Ostatnie promienie słońca oblewały pokój złotym blaskiem, rozświetlały czerwone wino w szklanym naczyniu. Tarcza słoneczna szybko obniżała się ku zachodowi. Gabinet, znajdujący się na parterze rezydencji arlessy, poczęły wypełniać cienie.

Dosłyszała ruch na głównym dziedzińcu. Echo końskich kopyt odbijało się od kamiennej fasady kamienicy. Kobieta wzięła kieliszek w dłoń, podnosząc go do nosa, bogaty bukiet przyjemnie połaskotał jej nozdrza.

– Trzy, dwa, jeden... i... – wyszeptała.

Drzwi do gabinetu otwarły się. Do środka wkroczył Zevran, jego oczy od razu spoczęły na twarzy Eris. Kobieta poruszyła się na fotelu opuszczając głowę. Rozpuszczone włosy opadły do przodu, zakrywając twarz.

Zev stanął przed biurkiem. Chrząknął znacząco, ale nie podniosła na niego wzroku.

– Erendis?

Nadal nic.

– Posłuchaj...

Odłożyła na blat kieliszek, który przed chwilą trzymała w dłoni. Spojrzała na niego, ale tylko przez moment, tak, że nie zdążył wyczytać czegokolwiek z jej oczu.

– To nie tak, jak myślisz... – wyrwało mu się.

Erendis zakryła dłonią usta, pochyliła się jeszcze bardziej do przodu. Dostrzegł, jak się trzęsie.

– Brawo Zevranie, na palcach u jednej ręki możesz policzyć momenty, kiedy widziałeś ją płaczącą – pomyślał, przeklinając się za swoją głupotę. To nie jest tak, jak myślisz, ech, ile razy słyszał to, gdy wściekły małżonek odkrył swoją kobietę w objęciach skrytobójcy.

– Mógłbyś wymyśleć coś bardziej oryginalnego – odezwała się w końcu. Dostrzegł, jak dłonią ociera kącik oka.

– Jakkolwiek to wyglądało... – zaczął z wahaniem – jest na to logiczne wyjaśnienie.

Erendis uniosła wreszcie głowę, spojrzała na niego wilgotnymi oczami, ale nie dostrzegał w nich gniewu, czy zawodu. I to właśnie było niepokojące. Najgorsza zawsze jest obojętność.

– Oczywiście jest na to logiczne wyjaśnienie. Przecież to niemożliwie, że po tych wszystkich zabiegach mających na celu odzyskać moje zaufanie, poszedłbyś do burdelu. – Erendis odchyliła się w fotelu. Dłonią potarła czoło.

– Ja...

Uniosła dłoń ucinając jego wypowiedź.

– Zev, ty naprawdę myślisz, że jestem taka głupia? Że przez te wszystkie lata pozostałam naiwna i nieświadoma? Myślisz, że tak łatwo jest przetrwać w gąszczu polityki, gdy wszyscy wkoło tylko patrzą, kiedy się potkniesz...?

Nie bardzo wiedział, co ma na to odpowiedzieć, nie rozumiał, do czego zmierza jej wypowiedź.

– Erendis...? – Był wyraźnie zaniepokojony.

– Na Stwórcę, szkoda, że nie widziałeś swojej miny. – Erendis uniosła na niego wzrok i wybuchnęła śmiechem.

Stał jak oniemiały. Co się właściwie dzieje?

– Więc? Zaprowadziłeś zaginioną siostrę do Williama? – zapytała wreszcie, uspakajając się nieco.

– Wiedziałaś? – Opadł na krzesło z głośnym jęknięciem.

– Oczywiście, że wiedziałam. Jestem komendantką Szarych, Bohaterką Fereldenu, arlessą etcetera, etcetera, etcetera... Mam swoich informatorów i szpiegów.

Długo i szczęśliwie (Dragon Age)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz