Mroczne alejki

126 9 3
                                    

Siedział w samym końcu sali, w cieniu za jednym z filarów. Tutaj, niedostrzegalny dla oczu zajętych sobą ludzi, obserwował otoczenie. Wysoko sklepiona sala wypełniona była ludźmi, arystokratami, kupcami, rolnikami. Za szeroką ławą umieszczoną na podeście zasiadała arlessa Amarantu w towarzystwie komendanta gwardzistów miasta oraz burmistrza. Erendis, odziana w bogato zdobioną srebrem granatową togę, wyglądała niczym królowa z dawnych obrazów. Ludzie patrzeli na nią z podziwem i niemal nabożną czcią, ale byli i tacy, którzy krzywili się i szeptali po kątach. Na tych Zevran szczególnie zwracał uwagę. Czasem przechadzał się w cieniu, niedostrzegalny dla ludzkiego oka, by podsłuchać to i owo. Jednak do tej pory nie dowiedział się niczego niepokojącego.

Z rozmów wywnioskował jedynie tyle, że większość nie miała za złe Komendantce spalenia miasta, jej wysiłki, by je odbudować, były doceniane. Było jednak kilku niezadowolonych szepczących do każdego, kto był chętny słuchać, o niegospodarności, niekompetencji i nieuczciwości arlessy. Zev czuł wielką ochotę zajęcia się tymi osobnikami „po swojemu".

Sądy trwały już trzeci dzień. Erendis miała pełne ręce roboty rozstrzygając całą masę drobnych spraw, jak również wiele poważniejszych oskarżeń. Po jej twarzy poznawał, że była już tym znużona i najchętniej wróciłaby do swojej rezydencji umieszczonej we wschodniej części miasta.

Zev ziewnął opierając się o ścianę, uniósł głowę chcąc sprawdzić, jak wysoko jest słońce przeświecające przez wysokie, wykuszowe okno. I wtedy właśnie dostrzegł drobny ruch na jednym z górnych balkonów. Przez moment był przekonany, że to złudzenie, gra cieni. Przesunął się nieco w bok, by zlustrować odległy balkon, tonący niemal całkiem w cieniu. Jego ręka sama powędrowała ku rękojeści sztyletu, gdy dostrzegł zarys zakapturzonej sylwetki przyklejonej do przeciwległej ściany. Nieznajomy, wysoki i szczupły, jak zdołał stwierdzić skrytobójca, głowę miał zwróconą ku ławie, gdzie zasiadali sędziowie. Przez chwilę stał w bezruchu, po czym cofnął się w cień tak, że Zev stracił go z oczu.

Elf przesunął się ostrożnie do przodu przemykając się niepostrzeżenie między grupkami kupców i stanął obok Nathaniela. Wzrokiem wskazał mu balkon nad nimi. Obaj bez słowa wsunęli się w cień nieopodal schodów wiodących na galerię.

Byli już na balkonie, przesuwając się ostrożnie ku zaciemnionemu krańcowi, gdy w sali na dole dało się słyszeć szmer rozmów. Burmistrz uciszył wszystkich stukając laską o podłogę, oznajmiając skrzekliwym głosem, że nie ma innych spraw do rozpatrzenia.

W chwili, gdy Erendis opuszczała salę tylnym wyjściem, Zev stanął w ciemnym rogu balkonu tylko po to, żeby przekonać się, że nikogo tam nie ma.

...

– Ty będziesz pomiotem a my będziemy Strażnikami – objaśnił potargany, ciemnowłosy chłopiec.

– A ja? – Jego siostra dopominała się o swoją rolę.

– Ty będziesz księżniczką, będziesz siedziała w wieży i... – Tu chłopiec wskazał schody wiodące do domu – ...i się zamartwiała.

Dziewczynka wydęła usta niezadowolona.

– Nie ce siedzieć w wiezy, jak jakaś gupia ksieznicka – mruknęła.

– Możesz być pomiotem – podsunął chłopiec.

– Chcę być Straznickom – stwierdziła rezolutnie mała, wyrywając bratu z ręki drewniany miecz. Chłopiec westchnął teatralnie.

– Możesz już robić to, co robią pomioty?

– To znaczy? – zapytała rozbawiona Erendis siedząc w kucki na ziemi.

Długo i szczęśliwie (Dragon Age)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz