Zapisane

100 8 1
                                    

Zsunęła się powoli z wozu czując, jak mięśnie protestują. Wszystko wkoło wydawało się być niewyraźne i rozmyte. Miała zawroty głowy i musiała bardzo się starać, by uspokoić żołądek. Mimo tego, że podczas podróży kilkakrotnie traciła przytomność, większość czasu asystowała przy rannych. Chciała ulżyć w ich cierpieniu, ale niewiele mogła zrobić, będąc w stanie posługiwać się tylko jedną ręką. W ciągu kilku dni od potyczki zmarło siedmiu. Westchnęła ciężko. Czuła się winna, chociaż Nathaniel powtarzał, że to nie jej wina. Ona wiedziała lepiej.

Ruch, jaki zapanował na dziedzińcu sprawił, że poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. W głowie ciągle jej huczało, była potwornie zmęczona i obolała. Była otumaniona silnymi ziołami, a i tak cały czas czuła przeszywający ból w lewej ręce. Tak jakby coś wwiercało się w jej kości, kąsało mięśnie, nieprzyjemnie pulsowało. Zaciskała zęby i nie skarżyła się, mogło być przecież dużo gorzej.

Zostawiając za sobą ruch, jaki uczynił się wokół wozu z rannymi, wspięła się powoli po schodach wiodących do wejścia. W progu napotkała Garavela i Rogera. Były templariusz spojrzał na nią z troską. Uśmiechnęła się do niego słabo, ale uśmiech nie sięgnął jej oczu.

– Dobrze, że jesteś z powrotem.

Skinęła mu jedynie. Nie miała ochoty wyjaśniać, co się stało. Zdanie relacji z ostatnich zajść pozostawiła Nathanielowi. Nie miała ochoty opowiadać, jak głupio dali się zaskoczyć, ponieważ komendantka wpadła w szał bitewny i jaką cenę za to ponieśli. Zresztą, widok wynoszonych z wozu ciał mówił sam za siebie. Finn i jego pomocnicy przenosili rannych do lazaretu. Miała nadzieję, że przynajmniej połowa z nich przeżyje. Omijając obu mężczyzn wśliznęła się w mrok panujący wewnątrz przedsionka.

– Zevran się znalazł...

Zatrzymała się w tuż za progiem. Skamieniała.

– Will i Tara znaleźli go w lesie, dochodzi do siebie.

Spuściła głowę patrząc na swoją zakrwawioną zbroję. Dreszcz przeszył jej ciało i odkryła, że tak, i owszem jest w niej jeszcze trochę siły i woli, jest jeszcze iskra nadziei. Powoli, krok za krokiem, poruszała się korytarzem, niezauważona przeszła przez wielka salę i wspięła się na schody wiodące do swoich komnat. Na końcu korytarzu dostrzegła go. Słońce padało przez wąskie okno naprzeciwko niej, oślepiało, miała kłopot z dostrzeżeniem twarzy skrytej w cieniu, ale jego włosy, podświetlone od tyłu w blasku słońca, zdawały się płonąć żywym złotem.

Zatrzymał się patrząc na nią, gdy szła powoli w jego stronę. Wychynęła z cienia panującego w wąskim korytarzu i weszła w plamę światła padającego z tyłu zza jego pleców. Była blada, wyczerpana, na jej gładkim czole dostrzegł kilka czerwonawych szram, blizn, które zostały uleczone, ale jeszcze przez jakiś czas będą widoczne. Zwrócił uwagę na jej ramię. Lewa dłoń spoczywała na temblaku grubo obandażowana.

Serce w jego piersi przyśpieszało z każdym krokiem. Coś czaiło się w znużonych oczach, coś, co sprawiło, że nagły impuls przeszył ciało elfa. Nie miał pojęcia, co się stało na Głębokich Ścieżkach, ale musiało to być coś, co bardzo ją poruszyło. Po ciałach wynoszonych z wozu, które widział, gdy patrzał przez okno, mógł domyślać się, że ta wyprawa nie należała do rutynowych.

Bez jednego słowa podeszła do niego i wsunęła się w jego objęcia. Zdrowe ramię zarzuciła mu na szyję opierając się o niego. Kurczowo chwyciła materiał kurtki elfa pragnąc odzyskać choć przez chwilę jasność umysłu. Ciepło jego ciała, w porównaniu z chłodem, jaki ciągle jeszcze zalegał w zmęczonych mięśniach, był uzdrawiający. Ramiona Zeva przygarnęły ją, silne i pewne.

Długo i szczęśliwie (Dragon Age)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz